poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 21

Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podbiegłam do niego i szarpnęłam za ramię.
-Kto nie może mnie zranic? Mów! -podniosłam ton głosu.
-Nie ważne, nie przejmuj się. -objął mnie ramieniem a ja odeszłam na bok.
-Masz mi powiedziec, w końcu chodzi to o mnie! -krzyknęłam.
-Idźmy już.. -szedł parę kroków przede mną w ciszy.
Nie odezwałam się ani na chwilę wracając do szpitala, gdy weszliśmy pobiegłam do siebie i zamknęłam się. Zadzwoniłam do taty kiedy do mnie przyjdzie, teraz mam dwie sprawy na głowie.. Powiedział że przed kolacją i zje z wraz z nami. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, stanęłam w oknie i patrzałam na zakochane pary które chodzą uśmiechnięte. Dlaczego ja nie mogę byc w tej chwili tak szczęśliwa? Dlaczego Justina nie ma obok mnie? Różne pytania chodziły mi po głowie, lecz nie znałam na nie odpowiedzi. Byłam zmęczona całym popołudniem. Położyłam się wygodnie i zasnęłam jak małe dziecko.
Usłyszałam otwierające się drzwi, miałam nadzieję że to Justin przyszedł do mnie ale ujrzałam w nich tatę. Usiadł obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-Marta muszę powiedziec Ci coś bardzo ważnego. -powiedział poważnym głosem.
-Tato mów, ja już tu nie wytrzymuję z nerwów.. -oparłam się o ścianę, ojciec wziął głęboki oddech.
-Ten cały wypad z wakacjami to nie jest prawda.. Nie pracuję też w zwykłej firmie, handluje przez co często moi ludzie zabijają tych od których czerpiemy korzyści a przez to zagraża mi i wam życie. Rodzice Ann i Claudii pojechali osobno z mamą, na Majorkę. Wiem że jest to dla Ciebie wielki wstrząs i zdziwienie ale chciałem byś miała z matką jak najlepiej. Mama została właśnie zabita przez jednego z moich wrogów, obwiniam się tym cholernie, wiem będziesz mnie teraz za to nienawidziła ale ja Cię kocham Marta.
Zapadła cisza, do moich oczy napłynęły słone łzy, nie mogłam w to uwierzyc. Mój kochany i miły tata jakimś zabójczym gangsterem? Nie mieściło mi się to w głowie, przytuliłam się do niego z całych sił i płakałam gorzej niż małe dzieci.
-Tato.. Nie opuszczę Cię.. -wyszeptałam unosząc się od płaczu.
-Dziękuję Ci za to kochanie, załatwię ochroniarzy dla nas i nic nam się nie stanie, obiecuję!
Przytaknęłam głową i otarłam łzy.
-Pójdziesz po Justina? Pokłóciliśmy się.. -znowu miałam w oczach szklanki.
-O co? Co się stało?
-Byliśmy jeździc konno i usłyszałam jak Jus gada z kimś przez telefon i mówił że nikt nie może mnie dotknąc i skrzywdzic. -przełknęłam głośno ślinę.
-Skarbie.. Jest jeszcze jedna sprawa..
-Jaka?! Tato mów!
-Bo.. Twój Justin jest też w to zamieszany.
-Jak to on?! -byłam zdziwiona a oddech mi przyspieszył.
-Bo potrzebowaliśmy kogoś kto może załatwic nam transport od razu, no a że Bieber był od ręki że tak powiem to pracuje z nami. Na swoim koncie też ma paru zabitych ludzi. Nie możesz o tym nikomu powiedziec, nawet swoim przyjaciołom jedynie z Justinem o tym możesz gadac.
Przytaknęłam, podziękowałam że powiedział mi wszystko i pożegnałam się. Poszłam pod pokój chłopaka i zapukałam lekko poddenerwowana do drzwi. Otworzył mi i przytulił się z całych sił, przepraszał za swoje zachowanie. Uległam, nie mogłam się na niego gniewac, nie potrafiłam. Wtuliłam się w niego i pocałowałam delikatnie w dolną wargę. Wziął mnie na ręce, zamknął pokój i usiedliśmy na łóżku, patrzał mi głęboko w oczy z uśmiechem jeżdżąc ręką od środka uda.
-Jus.. Chcę się o coś spytac. -złapałam go za dłoń.
-Mów śmiało skarbie. -uśmiechnął się delikatnie.
-Czemu nie powiedziałeś mi nic że zabijasz ludzi? Że prowadzisz chore interesy z moim ojcem?
-Ja.. -zakłopotał się.- Ja się bałem że mnie przez to zostawisz, ja nie chcę tego robic ale załatwiam te interesy żeby biznes się kręcił u Twojego taty. Zrozum że to wszystko dla dobra Twojego..
-Zabijanie ludzi jest dla mojego dobra? Co Ty pierdolisz, Justin! -uniosłam się.
-Skarbie.. Nie chciałem byś to tak odebrała, zobaczysz z czasem że to nie takie złe. -przytulił mnie mocno.
Westchnęłam i wtuliłam się w niego, nie mogłam się pogodzic z tym że mama właśnie zginęła przez tatę.. Chciałam odciąc się od rzeczywistości i zasnąc wtulona w ukochanego. Spojrzał na zegarek i podniósł moję głowę do góry za podbródek, złożył czuły a zaraz namiętny pocałunek na moich ustach, wstaliśmy i poszliśmy w stronę stołówki. Koło recepcji zauważyłam Claudie, Chrisa, Ann i Ryana, podbiegłam i zaczęła tulic się ze wszystkimi, Justin to samo. Poleciały mi lekkie łzy, chciałam się im wygadac ale wiedziałam że nie mogłam pisnąc ani słowa.
-Marcia czemu płaczesz? -spytał sie Christian przytulając mnie.
-Że w końcu mogę was zobaczyc. -uśmiechnęłam się niepewnie.
Poszliśmy wszyscy razem na stołówkę, akurat była pizza i jakieś sałatki, wszyscy wzięli pizze oprócz mnie. Nie miałam jakoś apetytu i Juju przyniósł mi sałatkę z kurczakiem i warzywami. Zajadaliśmy opiwadając co u nich, czy mają plany na wakacje bo w końcu już się zaczęły. Przez ten szpital nie zauważyłam jak czas szybko zleciał. Mieli plany by leciec do Hiszpanii na długie i miłe wakacje, w końcu to nie taki zły pomysł, zastanawialiśmy się chwilę z Justinem i postanowiliśmy że zabierzemy się z nimi. Zjedliśmy, nasi mężczyźni odnieśli naczynia a my plotkowałyśmy. Stęskniłam się za takim gadaniem z nimi, chyba nadrobiłyśmy dziś cały stracony czas. Szliśmy do pokoju mojego by spakowac nasze rzeczy gdyż jutro wychodzimy. Przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co związane z wyjazdem, nie pasowało mi trochę że to już za 5 dni jest wyjazd ale mus to mus. Do Ann zadzwoniła mama że muszą już wracac do domu, w końcu dochodziła 21. Nie wiem jak spędziliśmy prawie 2 godziny na głupiej stołówce. Pożegnaliśmy się i poszliśmy wziąc prysznic z Jusem, spakowaliśmy swoje rzeczy po czym poszliśmy do niego. Dostałam jeszcze mnóstwo pocałunków na całym ciele, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy.

***4 DNI PÓŹNIEJ***

Jedliśmy obiad z ukochanym, u mojego taty, oczywiście ulubione danie Biebera czyli spaghetti. Po zjedzeniu pomogliśmy mu posprzątac, i pożegnaliśmy się. Tato powiedział że wyjedzie w interesach na parę dni i nie będzie mógł dzownic ani odbierac.
-Marta masz do mnie zadzownic jutro od razu jak wylądujecie, zrozumiano? -powiedział poważnie.
-Dobrze tato. -zachichotałam i popatrzałam w stronę szatyna.
-A Ty masz mi jej pilnowac i się nią opiekowac jak do tej pory, radzisz sobie chłopie. -uśmiechnął się.
-Dziękuję, będę jej pilnował jak oczka w głowie, z resztą jak do tej pory. -pocałował mnie w głowę.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy, śmialiśmy się z tej ''poważnej'' rozmowy z ojcem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego domu. Tak pięknie brzmiało słowo NASZEGO, zawsze uśmiechałam się gdy miałam tylko tą myśl w głowie. Dojechaliśmy, Jus zaparkował, odpięłam pasy i wysiadłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni, byłam trochę spragniona i zaczęłam pic sok z kartonu. Bieber po cichutku zaszedł mnie od tłu i położył ręce na ramionach przez co się przestraszyłam a sok wypadł mi z ręki oblewając mnie i podłogę. Zaczęliśmy się śmiac a szatyn całował mnie po dekoldzie. 
-Smaczna jesteś! -zaśmiał się ze mną i złożył pocałunek na moich ustach.
Zdjął ze mnie koszulkę i przygryzł wargę.
-Wypierzesz ją. -uśmiechnęłam się. -Przynieś mi jakąś na zmianę.
-Po co? Wolę jak nie masz jej na sobie, piękne ciało trzeba pokazywac skarbie. -uśmiechnął się i przybliżył do mnie kładąc ręce na biodrach.
-Nie uważam tak. -odwzajemniłam uśmiech i pociągnęłam go lekko na siebie.
Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi a zaraz pocałunki które paraliżowały moje ciało. Odchyliłam delikatnie głowę dając mu większy dostęp, gryzł i ssał na zmianę moją szyję. Podniosłam jego głowę za podbródek i wpiłam się w jego malinowe usta. Nasze oddechy były nie równe i przyspieszały z każdym zetknięciem się naszych ciał. Oderwałam się i przygryzłam wargę patrząc mu w oczy.
-Powinniśmy się pakowac, jutro wyjeżdżamy. -uśmiechnęłam się.
-Ahhh że musiałaś w takiej chwili. -zrobił smutną minę.
-Przepraszam, ale i tak mnie kochasz. -uśmiechnęliśmy się i dałam mu buzi.
Poszliśmy do naszego pokoju, wyjęliśmy walizki i zaczęliśmy się pakowac. Było trochę sporo tego gdyż jedziemy na pełne 2 tygodnie. Spakowałam ciuchy, kosmetyczkę, przybory toaletowe i inne potrzebne rzeczy, z resztą tak jak szatyn. Naszykowaliśmy sobie ciuchy na rano, Jus zniósł nasze walizki na dół i postawił w przedpokoju. Dochodziła już 19, jak my spędziliśmy nie całe 3 godziny na pakowaniu? Nie do pomyślenia! Poszliśmy robic wspólnie kolacje, postanowiliśmy że zrobimy lasagne. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i usiadłam na blacie. Chłopak zajmował się przygotowywaniem leczy chyba nie był zbytnio na tym skupiony gdyż co chwilę jego oczy były skierowane w moje. Wstawił danie do piekarnika ja go nastawiłam, nakryłam do stołu i oparliśmy się o niego. Wsadziłam ręce w jego tylne kieszenie gdy poczułam karteczkę, wyjęłam ją. Jus od razu wyrwał mi ją z ręki.
-Boisz się czegoś? -spytałam patrząc na karteczkę a później na niego.
-Nie, tylko.. To jest piosenka która pisałem całą noc gdy smacznie spałaś. Jest dla Ciebie. -uśmiechnął się.
-Jakie to słodkie i kochane! -przytuliłam go mocno i dałam czułego buziaka.- Mogę zobaczyc?
-Jasne, tylko masz się nie śmiac. -puścił mi oczko i podał kartkę.
Otworzyłam i zaczęłam czytac. Piosenka przedstawiała historię, z początku Jusa jak był mały i jak rósł, później o mnie to samo, o naszym spotkanie, o zakochaniu, wspomnieniach wspólnych, miałam już łzy w oczach. Ostatni refren był o tym jak bardzo mnie kocha i jak wspaniali będziemy jako małżeństwo, rodzice, dziadkowie, na zawsze razem. Łzy ciekły mi z oczu, przytuliłam go jak tylko mogłam i zmoczyłam jego koszulkę słoną substancją. Otarł je i pocałował w czoło.
-Na zawsze, prawda? -spojrzał mi głęboko w oczy.
-Na zawsze. -uśmiechnęłam się.
Staliśmy wtuleni w siebie, piekarnik stanął i wyjęliśmy naszą pyszną kolację, ukochany nałożył nam średnie porcje. Nie zjadłam całej ale była przepyszna, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy na górę. Sprawdziliśmy czy wszystko wzięliśmy, miałam nadzieję że wszystko spakowałam, ale raczej tak. Poszłam wziąc gorący prysznic, całe ciało namydliłam czekoladowym żelem i umyłam włosy. Spłukałam wszystko dokładnie z siebie i w tym samym czasie wyszliśmy z Bieberem z łazienek. Zaśmialiśmy się i poszliśmy ubrac w piżamy. Oczywiście nie obeszło się bez komentowania naszych ciał. Gdy się ubraliśmy, zasłoniłam rolety a Juju zgasił lampkę. Położyliśmy się, skarb mój przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na moich ustach. Przytuliłam się do niego a on do mnie, zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę marzeń.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam lenia przez weekend i nic nie dodawałam. Widzę że jednak nie zagląda tu zbyt dużo osób, często się zastanawiam nad usunięciem bloga.. Czy jest tu ktoś jeszcze? Jeśli tak niech da głupi komentarz który mnie na prawdę mocno motywuje i nakręca bym pisała dalej:) 
Komentujcie, obserwujcie! :* +3 komentarze nowy rozdział:)

7 komentarzy:

  1. Nie usuwaj !! kocham too <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieczyno, nie zartuj mi tu!!! Tylko pisz<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny i nie usuwaj !! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. codziennie sprawdzam, więc coś tam nabijam. Ważne że masz kilkanaście osób którym zależy na czytaniu tego bloga. Więc nie usuwaj, zrób to dla Nas <3

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE BŁAGAM NIE USUWAJ. nie było mnie jakiś czas w domu, ale jak wróciłam to pierwszą z wykonanych czynności to było wejście na twojego bloga i nadrobienie wszystkich postów ^^ KOCHAM CIE I TWÓJ BLOG <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham was wszystkich! Nie mogę dodać nic gdyż mam popsuty laptop..

    OdpowiedzUsuń