Obudził nas rano budzik, zegarek wskazywał 6.45. Wstałam leniwie a Justin leżał jeszcze chwilę pod ciepłą kołdrą, poszłam w kierunku kuchni gdy potknęłam się na schodach i przecięłam rękę o ostrą krawędź poręczy. Przetarłam wacikiem nasączonym wodą utlenioną i zrobiłam nam pyszne i szybkie śniadanie. Naleśniki zaczynały stygnąć a chłopaka dalej nie było na dole, poszłam zobaczyć co robi, akurat brał gorący prysznic bo było słychać wodę spływającą po kabinie. Weszłam po cichu do łazienki i zanurzyłam się w wannie, Jus śpiewał piosenkę ''All around the world''. Uśmiechałam się i sama nuciłam wraz z nim.
-Marta? Jesteś tu? -zapytał śpiewając.
-Tak, spokojnie też biorę kąpiel ale radzę Ci się pospieszyć. Naleśniki już stygną! -zaśmiałam się.
-Naleśniki? -uchylił kabinę- Marta! Szybko!
Wyszedł wycierając się ręcznikiem po czym ubrał bokserki, czarne dresy i biały top. Podszedł do mnie z ręcznikiem i wyciągnął z wanny wycierając moje ciało w gęsiej skórce. Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie czule w usta, wiedziałam że nam się spieszy a więc oderwałam się od niego delikatnie i ubrałam na siebie wcześniej naszykowane ciuchy. Zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w koka, poszliśmy szybkim ruchem na śniadanie. Naleśniki były już letnie, posypałam je owocami leśnymi i musli a na koniec dałam trochę bitej śmietany. Gdy skończyliśmy konsumować nasz posiłek Bieber umył naczynia a ja sprawdziłam czy wszystkie okna pozamykane i czy wszystko wzięliśmy. Zdawało mi się że wszystko mamy, zeszłam do salonu, wzięłam swoją bluzę i telefon mój i Justina. Szatyn wziął walizki do auta, zadzwoniłam szybko do Claudii i poinformowałam ją że będziemy już wyjeżdżać, rzuciłam szybko okiem na zegar i dochodziła już 8. Zamknęłam szczelnie dom i podeszłam do mojego mężczyzny, przytulił mnie mocno i pocałował w czoło po czym otworzył drzwi do auta. Wsiadłam a on szybko obszedł je i był już obok mnie, odpalił silnik i pojechaliśmy na lotnisko. Pogoda była piękna, czemu akurat na nasz wyjazd się polepszyła? Rozmawialiśmy w aucie o planach w te wakacje, postanowiliśmy gdy wrócimy z przyjaciółmi z Hiszpanii to pojedziemy nad jezioro na 2-3 dni. Tylko ja, on i cisza, coś pięknego. Stukałam palcami w swoje kolano w rytm muzyki, Jus się uśmiechał i złapał mnie za rękę jadąc nią wyżej w kierunku mojego krocza. Puścił mi oczko, i robił kółka opuszkami palców na mojej pachwinie, nie mogłam się oprzeć by wpić się w jego usta ale prowadził i nie miałam wyboru, musiałam wytrzymać. W ciągu 30 minut byliśmy już na lotnisku, zabraliśmy swoje walizki zostawiając auto na strzeżonym parkingu. Paparazzi oczywiście nie odpuścili, byli chyba wszędzie, miałam tych gnoi już dość. Usłyszałam jak Jusowi dzwoni telefon, puknęłam go w ramię by odebrał. Dzwonił Christian że są już w samolocie, niestety siedzieli całkowicie daleko od nas. Pobiegliśmy w stronę samolotu, spojrzałam jeszcze raz w głąb naszego pięknego miasta i wsiedliśmy. Zajęliśmy miejsce a stewardessa powiedziała nam jak długo będziemy lecieć i różne inne sprawy. Bałam się lecieć, czułam w środku że coś jest nie tak, szatyn chyba to zauważył gdyż przytulił mnie mocno i szepnął na ucho ''nie masz się czego bać, nim się obejrzysz będziemy już na miejscu kochanie'', jakby czytał w moich myślach. Zapięliśmy pasy, przez głośniki rozległ się ciepły głos jak z filmów że startujemy. Złapałam Biebera mocno za rękę i patrzałam przez okienko, bałam się cholernie, gorzej niż małe dziecko. Samolot wystartował, usłyszeliśmy jakiś huk. Rozglądaliśmy się z chłopakiem ale nic takiego nie widzieliśmy. Byliśmy już w powietrzu, nie było żadnych turbulencji podczas startu co zauważył tylko Justin, zdziwiło go to, widziałam lekkie przerażenie w jego oczach.
-Coś nie tak Justin? -zapytałam zmartwiona.
-Nie, wszystko w porządku. -uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w policzek.
To nie był normalny uśmiech tylko wymuszony, wzruszyłam ramionami i patrzałam w okno. Widok z góry był przepiękny, zawsze jak byłam mała chciałam zobaczyć chmury, jedno z moich marzeń zostało już spełnione. Ta sama stewardessa podeszła do nas z wózkiem na którym były różne napoje i orzeszki, ''jak oryginalnie'' pomyślałam. Wzięliśmy wodę, nagle samolot zaczął się delikatnie trząść, wszyscy byli zdziwieni. Turbulencje są na początku lub końcu nie w środku drogi. Popatrzałam przez okno, palił się jeden z silników samolotu, odpięłam jak najszybciej pas, złapałam Justina za rękę.
-Szybko! Samolot się pali! On zaraz wybuchnie! -wstałam i ciągnęłam go.
-Marta co Ty gadasz! -spojrzał na mnie przestraszony.
-Patrz za okno, Justin szybciej! -krzyczałam na cały samolot.
-O kurwa mać, japierdole.. -wstał i wziął mnie na ręce.
Biegnął bardzo szybko, płakałam, bałam się że zaraz siebie stracimy. Wszyscy panikowali, słyszałam tylko krzyki i płacz ludzi.. To było straszne, zabraliśmy jak najszybciej kumpli i pobiegliśmy na koniec samolotu. Jus wiedział gdzie są spadochrony, w końcu to on wynajął ten samolot. Były tylko 4, chłopaki ubrali jak najszybciej, słyszałam głośny alarm i pikanie, nasilający się płacz zasłaniał mi wzrok. Poczułam jak ktoś bierze mnie w pasie i silny podmuch wiatru. Zamknęłam oczy i złapałam się za szyję chłopaka, wiedziałam że to Justin, czułam jego dotyk, niezapomniany dotyk. Zaczęłam się rozglądać, chciałam zabrać resztę ludzi lecz nie mogłam.
-Co z resztą ludzi?!
-Kurwa nie interesują mnie, liczysz się teraz tylko Ty. Marta skacze!
Poczułam jak spadamy, wiedziałam że to może być koniec, usłyszałam wybuch samolotu, zamknęłam oczy. Czułam jak łzy moje i Justina się zlewają. Chciałabym żeby był to tylko sen, jeden głupi sen. A co z resztą? Gdzie Ryan, Chris, Claudia i Ann? Czy udało im się wyskoczyć? Tyle myśli w mojej głowie, wtuliłam się jak najmocniej i oplotłam nogi w okół pasa Biebera, czułam jak lecimy..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że nie było mnie tak cholernie długo, mam popsuty laptop a teraz dopiero mogłam dorwać się do brata laptopa gdyż tata na nim pracował. Mam nadzieję że tu jeszcze jesteście.. Kto jest daje komentarz!
Jak myślicie, przeżyją? Czy wybuch ich zabije? Wszystko okaże się jutro lub w sobotę! :)
@MartaGociniak1
czwartek, 6 czerwca 2013
poniedziałek, 13 maja 2013
Rozdział 21
Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podbiegłam do niego i szarpnęłam za ramię.
-Kto nie może mnie zranic? Mów! -podniosłam ton głosu.
-Nie ważne, nie przejmuj się. -objął mnie ramieniem a ja odeszłam na bok.
-Masz mi powiedziec, w końcu chodzi to o mnie! -krzyknęłam.
-Idźmy już.. -szedł parę kroków przede mną w ciszy.
Nie odezwałam się ani na chwilę wracając do szpitala, gdy weszliśmy pobiegłam do siebie i zamknęłam się. Zadzwoniłam do taty kiedy do mnie przyjdzie, teraz mam dwie sprawy na głowie.. Powiedział że przed kolacją i zje z wraz z nami. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, stanęłam w oknie i patrzałam na zakochane pary które chodzą uśmiechnięte. Dlaczego ja nie mogę byc w tej chwili tak szczęśliwa? Dlaczego Justina nie ma obok mnie? Różne pytania chodziły mi po głowie, lecz nie znałam na nie odpowiedzi. Byłam zmęczona całym popołudniem. Położyłam się wygodnie i zasnęłam jak małe dziecko.
Usłyszałam otwierające się drzwi, miałam nadzieję że to Justin przyszedł do mnie ale ujrzałam w nich tatę. Usiadł obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-Marta muszę powiedziec Ci coś bardzo ważnego. -powiedział poważnym głosem.
-Tato mów, ja już tu nie wytrzymuję z nerwów.. -oparłam się o ścianę, ojciec wziął głęboki oddech.
-Ten cały wypad z wakacjami to nie jest prawda.. Nie pracuję też w zwykłej firmie, handluje przez co często moi ludzie zabijają tych od których czerpiemy korzyści a przez to zagraża mi i wam życie. Rodzice Ann i Claudii pojechali osobno z mamą, na Majorkę. Wiem że jest to dla Ciebie wielki wstrząs i zdziwienie ale chciałem byś miała z matką jak najlepiej. Mama została właśnie zabita przez jednego z moich wrogów, obwiniam się tym cholernie, wiem będziesz mnie teraz za to nienawidziła ale ja Cię kocham Marta.
Zapadła cisza, do moich oczy napłynęły słone łzy, nie mogłam w to uwierzyc. Mój kochany i miły tata jakimś zabójczym gangsterem? Nie mieściło mi się to w głowie, przytuliłam się do niego z całych sił i płakałam gorzej niż małe dzieci.
-Tato.. Nie opuszczę Cię.. -wyszeptałam unosząc się od płaczu.
-Dziękuję Ci za to kochanie, załatwię ochroniarzy dla nas i nic nam się nie stanie, obiecuję!
Przytaknęłam głową i otarłam łzy.
-Pójdziesz po Justina? Pokłóciliśmy się.. -znowu miałam w oczach szklanki.
-O co? Co się stało?
-Byliśmy jeździc konno i usłyszałam jak Jus gada z kimś przez telefon i mówił że nikt nie może mnie dotknąc i skrzywdzic. -przełknęłam głośno ślinę.
-Skarbie.. Jest jeszcze jedna sprawa..
-Jaka?! Tato mów!
-Bo.. Twój Justin jest też w to zamieszany.
-Jak to on?! -byłam zdziwiona a oddech mi przyspieszył.
-Bo potrzebowaliśmy kogoś kto może załatwic nam transport od razu, no a że Bieber był od ręki że tak powiem to pracuje z nami. Na swoim koncie też ma paru zabitych ludzi. Nie możesz o tym nikomu powiedziec, nawet swoim przyjaciołom jedynie z Justinem o tym możesz gadac.
Przytaknęłam, podziękowałam że powiedział mi wszystko i pożegnałam się. Poszłam pod pokój chłopaka i zapukałam lekko poddenerwowana do drzwi. Otworzył mi i przytulił się z całych sił, przepraszał za swoje zachowanie. Uległam, nie mogłam się na niego gniewac, nie potrafiłam. Wtuliłam się w niego i pocałowałam delikatnie w dolną wargę. Wziął mnie na ręce, zamknął pokój i usiedliśmy na łóżku, patrzał mi głęboko w oczy z uśmiechem jeżdżąc ręką od środka uda.
-Jus.. Chcę się o coś spytac. -złapałam go za dłoń.
-Mów śmiało skarbie. -uśmiechnął się delikatnie.
-Czemu nie powiedziałeś mi nic że zabijasz ludzi? Że prowadzisz chore interesy z moim ojcem?
-Ja.. -zakłopotał się.- Ja się bałem że mnie przez to zostawisz, ja nie chcę tego robic ale załatwiam te interesy żeby biznes się kręcił u Twojego taty. Zrozum że to wszystko dla dobra Twojego..
-Zabijanie ludzi jest dla mojego dobra? Co Ty pierdolisz, Justin! -uniosłam się.
-Skarbie.. Nie chciałem byś to tak odebrała, zobaczysz z czasem że to nie takie złe. -przytulił mnie mocno.
Westchnęłam i wtuliłam się w niego, nie mogłam się pogodzic z tym że mama właśnie zginęła przez tatę.. Chciałam odciąc się od rzeczywistości i zasnąc wtulona w ukochanego. Spojrzał na zegarek i podniósł moję głowę do góry za podbródek, złożył czuły a zaraz namiętny pocałunek na moich ustach, wstaliśmy i poszliśmy w stronę stołówki. Koło recepcji zauważyłam Claudie, Chrisa, Ann i Ryana, podbiegłam i zaczęła tulic się ze wszystkimi, Justin to samo. Poleciały mi lekkie łzy, chciałam się im wygadac ale wiedziałam że nie mogłam pisnąc ani słowa.
-Marcia czemu płaczesz? -spytał sie Christian przytulając mnie.
-Że w końcu mogę was zobaczyc. -uśmiechnęłam się niepewnie.
Poszliśmy wszyscy razem na stołówkę, akurat była pizza i jakieś sałatki, wszyscy wzięli pizze oprócz mnie. Nie miałam jakoś apetytu i Juju przyniósł mi sałatkę z kurczakiem i warzywami. Zajadaliśmy opiwadając co u nich, czy mają plany na wakacje bo w końcu już się zaczęły. Przez ten szpital nie zauważyłam jak czas szybko zleciał. Mieli plany by leciec do Hiszpanii na długie i miłe wakacje, w końcu to nie taki zły pomysł, zastanawialiśmy się chwilę z Justinem i postanowiliśmy że zabierzemy się z nimi. Zjedliśmy, nasi mężczyźni odnieśli naczynia a my plotkowałyśmy. Stęskniłam się za takim gadaniem z nimi, chyba nadrobiłyśmy dziś cały stracony czas. Szliśmy do pokoju mojego by spakowac nasze rzeczy gdyż jutro wychodzimy. Przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co związane z wyjazdem, nie pasowało mi trochę że to już za 5 dni jest wyjazd ale mus to mus. Do Ann zadzwoniła mama że muszą już wracac do domu, w końcu dochodziła 21. Nie wiem jak spędziliśmy prawie 2 godziny na głupiej stołówce. Pożegnaliśmy się i poszliśmy wziąc prysznic z Jusem, spakowaliśmy swoje rzeczy po czym poszliśmy do niego. Dostałam jeszcze mnóstwo pocałunków na całym ciele, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podbiegłam do niego i szarpnęłam za ramię.
-Kto nie może mnie zranic? Mów! -podniosłam ton głosu.
-Nie ważne, nie przejmuj się. -objął mnie ramieniem a ja odeszłam na bok.
-Masz mi powiedziec, w końcu chodzi to o mnie! -krzyknęłam.
-Idźmy już.. -szedł parę kroków przede mną w ciszy.
Nie odezwałam się ani na chwilę wracając do szpitala, gdy weszliśmy pobiegłam do siebie i zamknęłam się. Zadzwoniłam do taty kiedy do mnie przyjdzie, teraz mam dwie sprawy na głowie.. Powiedział że przed kolacją i zje z wraz z nami. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, stanęłam w oknie i patrzałam na zakochane pary które chodzą uśmiechnięte. Dlaczego ja nie mogę byc w tej chwili tak szczęśliwa? Dlaczego Justina nie ma obok mnie? Różne pytania chodziły mi po głowie, lecz nie znałam na nie odpowiedzi. Byłam zmęczona całym popołudniem. Położyłam się wygodnie i zasnęłam jak małe dziecko.
Usłyszałam otwierające się drzwi, miałam nadzieję że to Justin przyszedł do mnie ale ujrzałam w nich tatę. Usiadł obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-Marta muszę powiedziec Ci coś bardzo ważnego. -powiedział poważnym głosem.
-Tato mów, ja już tu nie wytrzymuję z nerwów.. -oparłam się o ścianę, ojciec wziął głęboki oddech.
-Ten cały wypad z wakacjami to nie jest prawda.. Nie pracuję też w zwykłej firmie, handluje przez co często moi ludzie zabijają tych od których czerpiemy korzyści a przez to zagraża mi i wam życie. Rodzice Ann i Claudii pojechali osobno z mamą, na Majorkę. Wiem że jest to dla Ciebie wielki wstrząs i zdziwienie ale chciałem byś miała z matką jak najlepiej. Mama została właśnie zabita przez jednego z moich wrogów, obwiniam się tym cholernie, wiem będziesz mnie teraz za to nienawidziła ale ja Cię kocham Marta.
Zapadła cisza, do moich oczy napłynęły słone łzy, nie mogłam w to uwierzyc. Mój kochany i miły tata jakimś zabójczym gangsterem? Nie mieściło mi się to w głowie, przytuliłam się do niego z całych sił i płakałam gorzej niż małe dzieci.
-Tato.. Nie opuszczę Cię.. -wyszeptałam unosząc się od płaczu.
-Dziękuję Ci za to kochanie, załatwię ochroniarzy dla nas i nic nam się nie stanie, obiecuję!
Przytaknęłam głową i otarłam łzy.
-Pójdziesz po Justina? Pokłóciliśmy się.. -znowu miałam w oczach szklanki.
-O co? Co się stało?
-Byliśmy jeździc konno i usłyszałam jak Jus gada z kimś przez telefon i mówił że nikt nie może mnie dotknąc i skrzywdzic. -przełknęłam głośno ślinę.
-Skarbie.. Jest jeszcze jedna sprawa..
-Jaka?! Tato mów!
-Bo.. Twój Justin jest też w to zamieszany.
-Jak to on?! -byłam zdziwiona a oddech mi przyspieszył.
-Bo potrzebowaliśmy kogoś kto może załatwic nam transport od razu, no a że Bieber był od ręki że tak powiem to pracuje z nami. Na swoim koncie też ma paru zabitych ludzi. Nie możesz o tym nikomu powiedziec, nawet swoim przyjaciołom jedynie z Justinem o tym możesz gadac.
Przytaknęłam, podziękowałam że powiedział mi wszystko i pożegnałam się. Poszłam pod pokój chłopaka i zapukałam lekko poddenerwowana do drzwi. Otworzył mi i przytulił się z całych sił, przepraszał za swoje zachowanie. Uległam, nie mogłam się na niego gniewac, nie potrafiłam. Wtuliłam się w niego i pocałowałam delikatnie w dolną wargę. Wziął mnie na ręce, zamknął pokój i usiedliśmy na łóżku, patrzał mi głęboko w oczy z uśmiechem jeżdżąc ręką od środka uda.
-Jus.. Chcę się o coś spytac. -złapałam go za dłoń.
-Mów śmiało skarbie. -uśmiechnął się delikatnie.
-Czemu nie powiedziałeś mi nic że zabijasz ludzi? Że prowadzisz chore interesy z moim ojcem?
-Ja.. -zakłopotał się.- Ja się bałem że mnie przez to zostawisz, ja nie chcę tego robic ale załatwiam te interesy żeby biznes się kręcił u Twojego taty. Zrozum że to wszystko dla dobra Twojego..
-Zabijanie ludzi jest dla mojego dobra? Co Ty pierdolisz, Justin! -uniosłam się.
-Skarbie.. Nie chciałem byś to tak odebrała, zobaczysz z czasem że to nie takie złe. -przytulił mnie mocno.
Westchnęłam i wtuliłam się w niego, nie mogłam się pogodzic z tym że mama właśnie zginęła przez tatę.. Chciałam odciąc się od rzeczywistości i zasnąc wtulona w ukochanego. Spojrzał na zegarek i podniósł moję głowę do góry za podbródek, złożył czuły a zaraz namiętny pocałunek na moich ustach, wstaliśmy i poszliśmy w stronę stołówki. Koło recepcji zauważyłam Claudie, Chrisa, Ann i Ryana, podbiegłam i zaczęła tulic się ze wszystkimi, Justin to samo. Poleciały mi lekkie łzy, chciałam się im wygadac ale wiedziałam że nie mogłam pisnąc ani słowa.
-Marcia czemu płaczesz? -spytał sie Christian przytulając mnie.
-Że w końcu mogę was zobaczyc. -uśmiechnęłam się niepewnie.
Poszliśmy wszyscy razem na stołówkę, akurat była pizza i jakieś sałatki, wszyscy wzięli pizze oprócz mnie. Nie miałam jakoś apetytu i Juju przyniósł mi sałatkę z kurczakiem i warzywami. Zajadaliśmy opiwadając co u nich, czy mają plany na wakacje bo w końcu już się zaczęły. Przez ten szpital nie zauważyłam jak czas szybko zleciał. Mieli plany by leciec do Hiszpanii na długie i miłe wakacje, w końcu to nie taki zły pomysł, zastanawialiśmy się chwilę z Justinem i postanowiliśmy że zabierzemy się z nimi. Zjedliśmy, nasi mężczyźni odnieśli naczynia a my plotkowałyśmy. Stęskniłam się za takim gadaniem z nimi, chyba nadrobiłyśmy dziś cały stracony czas. Szliśmy do pokoju mojego by spakowac nasze rzeczy gdyż jutro wychodzimy. Przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co związane z wyjazdem, nie pasowało mi trochę że to już za 5 dni jest wyjazd ale mus to mus. Do Ann zadzwoniła mama że muszą już wracac do domu, w końcu dochodziła 21. Nie wiem jak spędziliśmy prawie 2 godziny na głupiej stołówce. Pożegnaliśmy się i poszliśmy wziąc prysznic z Jusem, spakowaliśmy swoje rzeczy po czym poszliśmy do niego. Dostałam jeszcze mnóstwo pocałunków na całym ciele, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy.
***4 DNI PÓŹNIEJ***
Jedliśmy obiad z ukochanym, u mojego taty, oczywiście ulubione danie Biebera czyli spaghetti. Po zjedzeniu pomogliśmy mu posprzątac, i pożegnaliśmy się. Tato powiedział że wyjedzie w interesach na parę dni i nie będzie mógł dzownic ani odbierac.
-Marta masz do mnie zadzownic jutro od razu jak wylądujecie, zrozumiano? -powiedział poważnie.
-Dobrze tato. -zachichotałam i popatrzałam w stronę szatyna.
-A Ty masz mi jej pilnowac i się nią opiekowac jak do tej pory, radzisz sobie chłopie. -uśmiechnął się.
-Dziękuję, będę jej pilnował jak oczka w głowie, z resztą jak do tej pory. -pocałował mnie w głowę.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy, śmialiśmy się z tej ''poważnej'' rozmowy z ojcem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego domu. Tak pięknie brzmiało słowo NASZEGO, zawsze uśmiechałam się gdy miałam tylko tą myśl w głowie. Dojechaliśmy, Jus zaparkował, odpięłam pasy i wysiadłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni, byłam trochę spragniona i zaczęłam pic sok z kartonu. Bieber po cichutku zaszedł mnie od tłu i położył ręce na ramionach przez co się przestraszyłam a sok wypadł mi z ręki oblewając mnie i podłogę. Zaczęliśmy się śmiac a szatyn całował mnie po dekoldzie.
-Smaczna jesteś! -zaśmiał się ze mną i złożył pocałunek na moich ustach.
Zdjął ze mnie koszulkę i przygryzł wargę.
-Wypierzesz ją. -uśmiechnęłam się. -Przynieś mi jakąś na zmianę.
-Po co? Wolę jak nie masz jej na sobie, piękne ciało trzeba pokazywac skarbie. -uśmiechnął się i przybliżył do mnie kładąc ręce na biodrach.
-Nie uważam tak. -odwzajemniłam uśmiech i pociągnęłam go lekko na siebie.
Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi a zaraz pocałunki które paraliżowały moje ciało. Odchyliłam delikatnie głowę dając mu większy dostęp, gryzł i ssał na zmianę moją szyję. Podniosłam jego głowę za podbródek i wpiłam się w jego malinowe usta. Nasze oddechy były nie równe i przyspieszały z każdym zetknięciem się naszych ciał. Oderwałam się i przygryzłam wargę patrząc mu w oczy.
-Powinniśmy się pakowac, jutro wyjeżdżamy. -uśmiechnęłam się.
-Ahhh że musiałaś w takiej chwili. -zrobił smutną minę.
-Przepraszam, ale i tak mnie kochasz. -uśmiechnęliśmy się i dałam mu buzi.
Poszliśmy do naszego pokoju, wyjęliśmy walizki i zaczęliśmy się pakowac. Było trochę sporo tego gdyż jedziemy na pełne 2 tygodnie. Spakowałam ciuchy, kosmetyczkę, przybory toaletowe i inne potrzebne rzeczy, z resztą tak jak szatyn. Naszykowaliśmy sobie ciuchy na rano, Jus zniósł nasze walizki na dół i postawił w przedpokoju. Dochodziła już 19, jak my spędziliśmy nie całe 3 godziny na pakowaniu? Nie do pomyślenia! Poszliśmy robic wspólnie kolacje, postanowiliśmy że zrobimy lasagne. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i usiadłam na blacie. Chłopak zajmował się przygotowywaniem leczy chyba nie był zbytnio na tym skupiony gdyż co chwilę jego oczy były skierowane w moje. Wstawił danie do piekarnika ja go nastawiłam, nakryłam do stołu i oparliśmy się o niego. Wsadziłam ręce w jego tylne kieszenie gdy poczułam karteczkę, wyjęłam ją. Jus od razu wyrwał mi ją z ręki.
-Boisz się czegoś? -spytałam patrząc na karteczkę a później na niego.
-Nie, tylko.. To jest piosenka która pisałem całą noc gdy smacznie spałaś. Jest dla Ciebie. -uśmiechnął się.
-Jakie to słodkie i kochane! -przytuliłam go mocno i dałam czułego buziaka.- Mogę zobaczyc?
-Jasne, tylko masz się nie śmiac. -puścił mi oczko i podał kartkę.
Otworzyłam i zaczęłam czytac. Piosenka przedstawiała historię, z początku Jusa jak był mały i jak rósł, później o mnie to samo, o naszym spotkanie, o zakochaniu, wspomnieniach wspólnych, miałam już łzy w oczach. Ostatni refren był o tym jak bardzo mnie kocha i jak wspaniali będziemy jako małżeństwo, rodzice, dziadkowie, na zawsze razem. Łzy ciekły mi z oczu, przytuliłam go jak tylko mogłam i zmoczyłam jego koszulkę słoną substancją. Otarł je i pocałował w czoło.
-Na zawsze, prawda? -spojrzał mi głęboko w oczy.
-Na zawsze. -uśmiechnęłam się.
Staliśmy wtuleni w siebie, piekarnik stanął i wyjęliśmy naszą pyszną kolację, ukochany nałożył nam średnie porcje. Nie zjadłam całej ale była przepyszna, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy na górę. Sprawdziliśmy czy wszystko wzięliśmy, miałam nadzieję że wszystko spakowałam, ale raczej tak. Poszłam wziąc gorący prysznic, całe ciało namydliłam czekoladowym żelem i umyłam włosy. Spłukałam wszystko dokładnie z siebie i w tym samym czasie wyszliśmy z Bieberem z łazienek. Zaśmialiśmy się i poszliśmy ubrac w piżamy. Oczywiście nie obeszło się bez komentowania naszych ciał. Gdy się ubraliśmy, zasłoniłam rolety a Juju zgasił lampkę. Położyliśmy się, skarb mój przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na moich ustach. Przytuliłam się do niego a on do mnie, zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę marzeń.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam lenia przez weekend i nic nie dodawałam. Widzę że jednak nie zagląda tu zbyt dużo osób, często się zastanawiam nad usunięciem bloga.. Czy jest tu ktoś jeszcze? Jeśli tak niech da głupi komentarz który mnie na prawdę mocno motywuje i nakręca bym pisała dalej:)
Komentujcie, obserwujcie! :* +3 komentarze nowy rozdział:)
czwartek, 9 maja 2013
Rozdział 20
Wpoił się w moje usta, nogą kopnął w jakieś drzwi otwierając je.
Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poczułam na swoich plecach zimny stół a mój oddech przyspieszał. Justin całował moją szyję, dekold i brzuch, przechodziły mnie ciarki rozkoszy. Wplotłam ręce w jego szatynowe włosy i przyciągnęłam do siebie znów złączając nasze wargi. Nasze języki walczyły o dominację, oddechy były nie równe. Byłam w samej bieliźnie jak i on, przygryzłam wargę patrząc na jego ciało.
-Jesteś piękna. -uśmiechnął się i pocałował w policzek.
-A Ty seksowny. -zachichotałam i całowałam go delikatnie po szyi.
Wiedziałam że właśnie się uśmiecha i przygryza wargę, ulegał gdy ssałam bądź przygryzałam jego szyję. Zdjął ze mnie wszystko, moje ciało było w pełnej okazałości a więc zsunęłam jego bokserki. Uśmiechnął się łobuzersko i nachylił nade mną szepcząc miłe słowa w moje usta. Przyciągnęłam go do siebie tak że między nami nie było żadnej szczeliny. Swoją ręką błądził po moim ciele a na mojej skórze były już ciarki, gdy zjechał nią na podbrzusze i spojrzał mi w oczy kiwnęłam głową i pocałowałam go w dolną wargę. Pieścił moją kiebiecośc a ja czułam się jak w niebie, jęczałam mu cicho w usta przez co się podniecał jeszcze bardziej. Wargą pieścił moje piersi, a ja jęczałam jeszcze głośniej. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, spojrzeliśmy na siebie przestraszeni i zeszliśmy ze stołu ubierając się jak najszybciej. Otworzyliśmy drzwi i wybiegliśmy śmiejąc się. Uciekliśmy za róg i spojrzeliśmy kto to. Lekarz najwidoczniej chciał wziąc leki a my chcieliśmy się pieprzyc w sali z lekarstwami. Wybuchliśmy śmiechem i oparliśmy się o ścianę. Usiadłam i zawiązałam buty a Jus podszedł do okna patrząc na niebo. Podbiegłam i zauważyłam szare i czarne chmury z daleko, wiedziałam że jednak nici z naszej plaży. Usiadł na parapecie a ja obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu, spojrzałam na telefon i dochodziła już 13 a obiad miał byc za 30 minut.
-Mamy jeszcze trochę czasu, gdzie idziemy skarbie? -spytał się mnie zerkając.
-Nie mam pojęcia może na taras? -uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nawet dobry pomysł, zastanawiałem się nad następną salą ale no.. -zaczęliśmy się głośno śmiac.
-Chodź. -zeszłam z parapetu i złapałam go za rękę.
Chłopak zeskoczył i szliśmy w stronę wyjścia ze szpitala, usłyszałam grzmot przez co się przestraszyłam i wtuliłam od razu w Biebera. Uśmiechnął się i podniósł mnie na rękach przytulając mocno a ja owinęłam nogi w okół jego pasa. Puścił mi oczko i stanęliśmy przed wielkim oknem patrząc na deszcz bijący o szyby i błyskawice. Rozmyślałam co teraz u mamy, chciałam by wróciła, postanowiłam gdy tato przyjdzie pogadam z nim o całej tej sprawie i dowiem się wszystkiego. Jus cmoknął mnie w polik i wypadłam z rozmyśleń, uśmiechnęłam się i bez słowa szliśmy już w kierunku bufetu. Dziś na obiad była jakaś sałatka, frytki i ryba, nałożyłam sobie mało a szatyn wręcz przeciwnie. Uśmiechnęłam się i poszłam do naszego stolika na którym scyzorykiem bądź nożem były wygraberowane nasze imiona w sercu. Spojrzałam na chłopaka idącego w moją stronę a uśmiech miałam od ucha do ucha. Pocałowałam go w policzek a ten wiedział już o co chodzi, usiedliśmy i zaczęliśmy zajadac. Gadaliśmy o znajomych w końcu mieli przyjśc a wciąż ich nie ma.. Naglę usłyszałam jak ktoś się krztusi, popatrzałam a przy stole starczy pan trzymał się za szyję i dusił się. Uderzyłam Juju w rękę i podbiegliśmy do niego, nikogo nie było na obiedzie gdyś przyszliśmy na wcześniejszą porę. Mężczyzna jadł rybę i musiała mu utknąc ośc w gardle, nie wiedziałam co robic, panikowałam i wołałam lekarzy. Bieber zaczął mu pomagac tak jak uczy się na pierwszej pomocy, w ten czas przybiegły do nas dwie pielęgniarki które były takimi ofermami że zauważyły co się dzieje i uciekłym. Wkurzyłam się i bałam że zaraz ten człowiek może stracic życie, chciałam biec po mojego lekarza lecz akurat pan wypluł ośc. Podałam mu szybko szklankę wody i pomogliśmy mu usiaśc. Zaczął dziękowac Justinowi i zarazem mnie, przytuliłam się do chłopaka i odeszliśmy od niego pozostawiając go w opiece pielęgniarki. Nie chciałam już jeśc, odnieśliśmy talerze a na zewnątrz zaczęło się przejaśniac.
-Justin, to takie odważne że pomogłeś temu człowiekowi. -uśmiechnęłam się tuląc go.
-Oj skarbie, tylko mu pomogłem. W końcu ktoś musiał. -stanęliśmy pod moimi drzwiami.- Za 15 minut przy wejściu? -uśmiechnął się.
-Dobrze. -pocałowałam go delikatnie w usta i weszłam do siebie.
Wyjęłam z torby bluzę i położyłam na łóżku, związałam włosy w kitka i poprawiłam delikatnie makijaż. Usiadłam na krzesełku i wyjęłam telefon, miałam sms od taty ''Kochanie muszę Ci coś powiedziec, dręczy mnie to od telefonu z mojej podróży. Będę u was wieczorem!''. Zmartwiłam się i przestraszyłam gdyż nie wiedziałam o co może mu chodzic. Westchnęłam i ubrałam bluzę, zamknęłam drzwi i szłam w stronę wyznaczonego miejsca. Ukochany już czekał uśmiechnięty i promienny, uwielbiam go takiego. Podeszłam i przytuliłam się.
-To gdzie idziemy? -spytałam.
-A zobaczysz. -uśmiechnął się i otworzył nam drzwi.
Uwielbiałam zapach po deszczu bądź burzy, rozglądałam się i nie było zbyt wielu ludzi w okolicy. Nie miałam pojęcia gdzie on mnie prowadzi. Uśmiechał się gdy zerkał na mnie a ja odwzajemniałam choc nie wiedziałam o co mu chodzi. Byliśmy na jakimś pustkowi, jedynie co widziałam to wielki budynek i konie obok niego.
-Jus gdzie my idziemy?
-Niespodzianka skarbie. -pocałował mnie w polik.
-Ugh.. No dobrze. -powiedziałam wzruszając ramionami.
-Teraz zamknę Ci oczy, dobrze? -kiwnęłam głową a on nałożył na moje oczy bandankę.- Ufasz mi?
-Tak ufam. -uśmiechnęłam się i złapałam go mocno za rękę.
Czułam jak idziemy po jakiś kamykach a później trawie. Gdy stanęliśmy pocałował mnie w czoło.
-Pamiętasz jak panicznie boisz się koni? -spytał.
-Tak pamiętam.. Dlaczego o to pytasz?.. -powiedziałam załamującym głosem.
Odwiązał mi oczy a przede mną stał ogromny brązowy koń. Przestraszyłam się i zaczęłam płakac, chciałam uciec lecz szatyn złapał mnie i przytulił.
-Spokojnie, on Ci nie zrobi krzywdy. -pocałował mnie w czoło.
Zmoczyłam lekko jego koszulkę od łez, nie chciałam się odwracac i stac twarzą w twarz z tym zwierzęciem, bałam się. Justin wziął moją rękę drżącą rękę i położył na szyi konia. Chciałam ja zabrac lecz mi nie pozwalał, czułam się dosyc bezpiecznie będąc w niego wtulona. Uspokoiłam się i odwróciłam, moje źrenice się powiększyły ale się już tak nie bałam jak na początku. Było nawet miło, jeździłam ręką po sierści konia i dawałam mu kawałeczki cukru w kostkach. Uśmiechałam się sama do siebie gdy to robiłam, wiedziałam że mogę przezwyciężyc strach gdy mam ukochanego obok. Podszedł do nas jakiś facet, był to chyba właściciel tej ogromnej farmy. Z Bieberem mówili sobie po imieniu i gadali normalnie a więc już pewnie się znali.
-A gdzie moje maniery! Witam. -podał mi rękę.- Jestem Josh a to moja farma. -zaśmiał się i pokazał do okoła ręką.
-Miło mi poznac, jestem Marta. -uśmiechnęłam się.- Zabrzmiało jak z jakiegoś filmu.
Zaśmialiśmy się we trójkę a znajomy opowiadał mi mnóstwo rzeczy o koniach o których nie miałam nawet zielonego pojęcia. Nagle przyniósł sprzęt na konia, zarzucił i zapiął wszystko dokładnie na nim a zaraz dziewczyna przyprowadziła jeszcze jednego konia. Wiedziałam że chodzi tu o jazdę, nie chciałam, znowu zaczełam się bac że spadnę. Lecz żaden z nich nie przejmował się tym że nie chcę, Justin wziął mnie na ręce i posadził na koniu, pokazał wszystko, podziękowałam i pocałowałam go. Usiadł na drugim koniu a Josh prowadził konie wychodząc na jakąś polanę. Bałam się i trzymałam z całych siły za smyczkę.
-No to sobie pojeździjcie a ja idę załatwic parę spraw. -po czym odszedł.
Jusowi najwidoczniej bardzo się podobało, jeździł na koniu dosyc dobrze. Uśmiechaliśmy się do siebie po czym zatrzymał swoje zwierze i był bardzo blisko mnie.
-Podoba Ci się? -pocałował mnie w polik.
-Tak, bardzo lecz trochę się boję że spadnę.
-Spokojnie, będziemy tylko na nich tak jakby spacerowali. -zaśmialiśmy się.- Później zostawimy je na farmie i pójdziemy na kolacje dobrze?
-Zgadzam się, skąd taki pomysł na to wszystko? -uśmiechnęłam się.
-Chciałem sprawic Ci przyjemnośc i byś w końcu przestała się ich bac. -poklepał konia po szyi.
-Dziękuję, to bardzo miłe. -pocałowałam go w usta.
Jeździliśmy po polanie i zauważyliśmy w oddali mały wodospad i jeziorko, przyspieszyliśmy konie i pojechaliśmy w tamto miejsce. Zatrzymaliśmy koniec, szatyn zszedł i zawiązał swojego konia do drzewa po czym pomógł mi i zrobił to samo z moim. Poszyliśmy na piasek i usiedliśmy przy wodzie. Było tu pięknie, woda przeźroczysta aż było widac własne odbicie i ryby które tam pływały, delikatny szum małego wodospadu, słońce wychodzące zza drzewa i głos ukochanego. Czułam się jak w siódmym niebie, zapewne chłopak też. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i nuciliśmy piosenki, zaczęliśmy trochę rozmawiac o naszym życiu za parę lat. Z nikim innym nie chciałam go dzielic jak z Justinem, szatyn powiedział mi to samo przez co uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na zawsze razem, tylko te słowa chodziły mi po głowie. Poczułam jak kropla wody kapnęła mi na polik a Juju ją starł. Nasze czoła złączyły się a ręce owinęły w okół szyi. Pocałował mnie delikatnie w górną wargę a potem dolną, uśmiechnęliśmy się do siebie i złączyliśmy nasze usta. Całowaliśmy się a kapiące krople deszczu na nas nie przeszkadzały nam, całował mnie tak namiętnie że rozpływałam się coraz bardziej za każdym dotykiem. Zaczęło padac mocniej i grzmic, konie najwidoczniej się przestraszyły bo było je słychac. Wstaliśmy i pobiegliśmy w ich stronę, zaczęliśmy uspokajac i dosiedliśmy je. Szybkim galopem pędziliśmy w stronę farmy, poczułam jak koń wierci się i zaczyna podskakiwac. Bałam się że zaraz stanie na swoich tylnych nogach a ja spadnę.. Po nie całych 15 minutach byliśmy już na miejscu, Josh wziął konie i zaprowadził je do stajni. Weszłam by się z nimi pożegnac a Justin został na zewnątrz. Pocałowałam oby dwa w głowę i pogłaskałam, cieszyłam się że mogłam to zrobic. Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że tak długo nie dodawałam ale niestety dużo nauki i obowiązki domowe zabierały mi ten czas.. Mam nadzieję że podobają wam się rozdziały i czytacie je:) Dziękuję za ponad 5 tysięcy wyświetleń!
Kto czyta ten komentuje kicie! :*
Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poczułam na swoich plecach zimny stół a mój oddech przyspieszał. Justin całował moją szyję, dekold i brzuch, przechodziły mnie ciarki rozkoszy. Wplotłam ręce w jego szatynowe włosy i przyciągnęłam do siebie znów złączając nasze wargi. Nasze języki walczyły o dominację, oddechy były nie równe. Byłam w samej bieliźnie jak i on, przygryzłam wargę patrząc na jego ciało.
-Jesteś piękna. -uśmiechnął się i pocałował w policzek.
-A Ty seksowny. -zachichotałam i całowałam go delikatnie po szyi.
Wiedziałam że właśnie się uśmiecha i przygryza wargę, ulegał gdy ssałam bądź przygryzałam jego szyję. Zdjął ze mnie wszystko, moje ciało było w pełnej okazałości a więc zsunęłam jego bokserki. Uśmiechnął się łobuzersko i nachylił nade mną szepcząc miłe słowa w moje usta. Przyciągnęłam go do siebie tak że między nami nie było żadnej szczeliny. Swoją ręką błądził po moim ciele a na mojej skórze były już ciarki, gdy zjechał nią na podbrzusze i spojrzał mi w oczy kiwnęłam głową i pocałowałam go w dolną wargę. Pieścił moją kiebiecośc a ja czułam się jak w niebie, jęczałam mu cicho w usta przez co się podniecał jeszcze bardziej. Wargą pieścił moje piersi, a ja jęczałam jeszcze głośniej. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, spojrzeliśmy na siebie przestraszeni i zeszliśmy ze stołu ubierając się jak najszybciej. Otworzyliśmy drzwi i wybiegliśmy śmiejąc się. Uciekliśmy za róg i spojrzeliśmy kto to. Lekarz najwidoczniej chciał wziąc leki a my chcieliśmy się pieprzyc w sali z lekarstwami. Wybuchliśmy śmiechem i oparliśmy się o ścianę. Usiadłam i zawiązałam buty a Jus podszedł do okna patrząc na niebo. Podbiegłam i zauważyłam szare i czarne chmury z daleko, wiedziałam że jednak nici z naszej plaży. Usiadł na parapecie a ja obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu, spojrzałam na telefon i dochodziła już 13 a obiad miał byc za 30 minut.
-Mamy jeszcze trochę czasu, gdzie idziemy skarbie? -spytał się mnie zerkając.
-Nie mam pojęcia może na taras? -uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nawet dobry pomysł, zastanawiałem się nad następną salą ale no.. -zaczęliśmy się głośno śmiac.
-Chodź. -zeszłam z parapetu i złapałam go za rękę.
Chłopak zeskoczył i szliśmy w stronę wyjścia ze szpitala, usłyszałam grzmot przez co się przestraszyłam i wtuliłam od razu w Biebera. Uśmiechnął się i podniósł mnie na rękach przytulając mocno a ja owinęłam nogi w okół jego pasa. Puścił mi oczko i stanęliśmy przed wielkim oknem patrząc na deszcz bijący o szyby i błyskawice. Rozmyślałam co teraz u mamy, chciałam by wróciła, postanowiłam gdy tato przyjdzie pogadam z nim o całej tej sprawie i dowiem się wszystkiego. Jus cmoknął mnie w polik i wypadłam z rozmyśleń, uśmiechnęłam się i bez słowa szliśmy już w kierunku bufetu. Dziś na obiad była jakaś sałatka, frytki i ryba, nałożyłam sobie mało a szatyn wręcz przeciwnie. Uśmiechnęłam się i poszłam do naszego stolika na którym scyzorykiem bądź nożem były wygraberowane nasze imiona w sercu. Spojrzałam na chłopaka idącego w moją stronę a uśmiech miałam od ucha do ucha. Pocałowałam go w policzek a ten wiedział już o co chodzi, usiedliśmy i zaczęliśmy zajadac. Gadaliśmy o znajomych w końcu mieli przyjśc a wciąż ich nie ma.. Naglę usłyszałam jak ktoś się krztusi, popatrzałam a przy stole starczy pan trzymał się za szyję i dusił się. Uderzyłam Juju w rękę i podbiegliśmy do niego, nikogo nie było na obiedzie gdyś przyszliśmy na wcześniejszą porę. Mężczyzna jadł rybę i musiała mu utknąc ośc w gardle, nie wiedziałam co robic, panikowałam i wołałam lekarzy. Bieber zaczął mu pomagac tak jak uczy się na pierwszej pomocy, w ten czas przybiegły do nas dwie pielęgniarki które były takimi ofermami że zauważyły co się dzieje i uciekłym. Wkurzyłam się i bałam że zaraz ten człowiek może stracic życie, chciałam biec po mojego lekarza lecz akurat pan wypluł ośc. Podałam mu szybko szklankę wody i pomogliśmy mu usiaśc. Zaczął dziękowac Justinowi i zarazem mnie, przytuliłam się do chłopaka i odeszliśmy od niego pozostawiając go w opiece pielęgniarki. Nie chciałam już jeśc, odnieśliśmy talerze a na zewnątrz zaczęło się przejaśniac.
-Justin, to takie odważne że pomogłeś temu człowiekowi. -uśmiechnęłam się tuląc go.
-Oj skarbie, tylko mu pomogłem. W końcu ktoś musiał. -stanęliśmy pod moimi drzwiami.- Za 15 minut przy wejściu? -uśmiechnął się.
-Dobrze. -pocałowałam go delikatnie w usta i weszłam do siebie.
Wyjęłam z torby bluzę i położyłam na łóżku, związałam włosy w kitka i poprawiłam delikatnie makijaż. Usiadłam na krzesełku i wyjęłam telefon, miałam sms od taty ''Kochanie muszę Ci coś powiedziec, dręczy mnie to od telefonu z mojej podróży. Będę u was wieczorem!''. Zmartwiłam się i przestraszyłam gdyż nie wiedziałam o co może mu chodzic. Westchnęłam i ubrałam bluzę, zamknęłam drzwi i szłam w stronę wyznaczonego miejsca. Ukochany już czekał uśmiechnięty i promienny, uwielbiam go takiego. Podeszłam i przytuliłam się.
-To gdzie idziemy? -spytałam.
-A zobaczysz. -uśmiechnął się i otworzył nam drzwi.
Uwielbiałam zapach po deszczu bądź burzy, rozglądałam się i nie było zbyt wielu ludzi w okolicy. Nie miałam pojęcia gdzie on mnie prowadzi. Uśmiechał się gdy zerkał na mnie a ja odwzajemniałam choc nie wiedziałam o co mu chodzi. Byliśmy na jakimś pustkowi, jedynie co widziałam to wielki budynek i konie obok niego.
-Jus gdzie my idziemy?
-Niespodzianka skarbie. -pocałował mnie w polik.
-Ugh.. No dobrze. -powiedziałam wzruszając ramionami.
-Teraz zamknę Ci oczy, dobrze? -kiwnęłam głową a on nałożył na moje oczy bandankę.- Ufasz mi?
-Tak ufam. -uśmiechnęłam się i złapałam go mocno za rękę.
Czułam jak idziemy po jakiś kamykach a później trawie. Gdy stanęliśmy pocałował mnie w czoło.
-Pamiętasz jak panicznie boisz się koni? -spytał.
-Tak pamiętam.. Dlaczego o to pytasz?.. -powiedziałam załamującym głosem.
Odwiązał mi oczy a przede mną stał ogromny brązowy koń. Przestraszyłam się i zaczęłam płakac, chciałam uciec lecz szatyn złapał mnie i przytulił.
-Spokojnie, on Ci nie zrobi krzywdy. -pocałował mnie w czoło.
Zmoczyłam lekko jego koszulkę od łez, nie chciałam się odwracac i stac twarzą w twarz z tym zwierzęciem, bałam się. Justin wziął moją rękę drżącą rękę i położył na szyi konia. Chciałam ja zabrac lecz mi nie pozwalał, czułam się dosyc bezpiecznie będąc w niego wtulona. Uspokoiłam się i odwróciłam, moje źrenice się powiększyły ale się już tak nie bałam jak na początku. Było nawet miło, jeździłam ręką po sierści konia i dawałam mu kawałeczki cukru w kostkach. Uśmiechałam się sama do siebie gdy to robiłam, wiedziałam że mogę przezwyciężyc strach gdy mam ukochanego obok. Podszedł do nas jakiś facet, był to chyba właściciel tej ogromnej farmy. Z Bieberem mówili sobie po imieniu i gadali normalnie a więc już pewnie się znali.
-A gdzie moje maniery! Witam. -podał mi rękę.- Jestem Josh a to moja farma. -zaśmiał się i pokazał do okoła ręką.
-Miło mi poznac, jestem Marta. -uśmiechnęłam się.- Zabrzmiało jak z jakiegoś filmu.
Zaśmialiśmy się we trójkę a znajomy opowiadał mi mnóstwo rzeczy o koniach o których nie miałam nawet zielonego pojęcia. Nagle przyniósł sprzęt na konia, zarzucił i zapiął wszystko dokładnie na nim a zaraz dziewczyna przyprowadziła jeszcze jednego konia. Wiedziałam że chodzi tu o jazdę, nie chciałam, znowu zaczełam się bac że spadnę. Lecz żaden z nich nie przejmował się tym że nie chcę, Justin wziął mnie na ręce i posadził na koniu, pokazał wszystko, podziękowałam i pocałowałam go. Usiadł na drugim koniu a Josh prowadził konie wychodząc na jakąś polanę. Bałam się i trzymałam z całych siły za smyczkę.
-No to sobie pojeździjcie a ja idę załatwic parę spraw. -po czym odszedł.
Jusowi najwidoczniej bardzo się podobało, jeździł na koniu dosyc dobrze. Uśmiechaliśmy się do siebie po czym zatrzymał swoje zwierze i był bardzo blisko mnie.
-Podoba Ci się? -pocałował mnie w polik.
-Tak, bardzo lecz trochę się boję że spadnę.
-Spokojnie, będziemy tylko na nich tak jakby spacerowali. -zaśmialiśmy się.- Później zostawimy je na farmie i pójdziemy na kolacje dobrze?
-Zgadzam się, skąd taki pomysł na to wszystko? -uśmiechnęłam się.
-Chciałem sprawic Ci przyjemnośc i byś w końcu przestała się ich bac. -poklepał konia po szyi.
-Dziękuję, to bardzo miłe. -pocałowałam go w usta.
Jeździliśmy po polanie i zauważyliśmy w oddali mały wodospad i jeziorko, przyspieszyliśmy konie i pojechaliśmy w tamto miejsce. Zatrzymaliśmy koniec, szatyn zszedł i zawiązał swojego konia do drzewa po czym pomógł mi i zrobił to samo z moim. Poszyliśmy na piasek i usiedliśmy przy wodzie. Było tu pięknie, woda przeźroczysta aż było widac własne odbicie i ryby które tam pływały, delikatny szum małego wodospadu, słońce wychodzące zza drzewa i głos ukochanego. Czułam się jak w siódmym niebie, zapewne chłopak też. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i nuciliśmy piosenki, zaczęliśmy trochę rozmawiac o naszym życiu za parę lat. Z nikim innym nie chciałam go dzielic jak z Justinem, szatyn powiedział mi to samo przez co uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na zawsze razem, tylko te słowa chodziły mi po głowie. Poczułam jak kropla wody kapnęła mi na polik a Juju ją starł. Nasze czoła złączyły się a ręce owinęły w okół szyi. Pocałował mnie delikatnie w górną wargę a potem dolną, uśmiechnęliśmy się do siebie i złączyliśmy nasze usta. Całowaliśmy się a kapiące krople deszczu na nas nie przeszkadzały nam, całował mnie tak namiętnie że rozpływałam się coraz bardziej za każdym dotykiem. Zaczęło padac mocniej i grzmic, konie najwidoczniej się przestraszyły bo było je słychac. Wstaliśmy i pobiegliśmy w ich stronę, zaczęliśmy uspokajac i dosiedliśmy je. Szybkim galopem pędziliśmy w stronę farmy, poczułam jak koń wierci się i zaczyna podskakiwac. Bałam się że zaraz stanie na swoich tylnych nogach a ja spadnę.. Po nie całych 15 minutach byliśmy już na miejscu, Josh wziął konie i zaprowadził je do stajni. Weszłam by się z nimi pożegnac a Justin został na zewnątrz. Pocałowałam oby dwa w głowę i pogłaskałam, cieszyłam się że mogłam to zrobic. Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że tak długo nie dodawałam ale niestety dużo nauki i obowiązki domowe zabierały mi ten czas.. Mam nadzieję że podobają wam się rozdziały i czytacie je:) Dziękuję za ponad 5 tysięcy wyświetleń!
Kto czyta ten komentuje kicie! :*
niedziela, 5 maja 2013
Rozdział 19
Oderwałam delikatnie usta i przytuliłam go mocno na co on mnie objął. Zgasiliśmy światło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czułam jak ciepłe promyki słońca przebijają się przez żaluzję, ale nie otwierałam oczu, chciałam jeszcze spac. Bałam się że jeszcze nie będę mogła chodzic, wolałam leżec i czuc oddech Justina na moim karku.
Niestety miłe leniuchowanie przerwała nam pielęgniarka, sprawdziła czy wszystko u nas i z nami dobrze po czym wyszła. Szatyn podniósł mnie i przytulił mocno dając buzi w czoło.
-Jeszcze 6 dni i wychodzimy skarbie! -uśmiechnął się.
-Ty wychodzisz szybciej, ja tu zostaje parę dni dłużej przecież.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Będę tutaj codziennie. Obiecuję. -złapał mnie z oby dwie dłonie.
Próbowałam wstac ale jeszcze nie mogłam, zdenerwowało mnie to i zasmuciło. Jus podał mi moje ciuchy z torby i poszedł do siebie. Przebrałam się i przyciągnęłam wózek by na niego usiąśc. Niestety nie poszło po mojej myśli, wózek się przewrócił a ja prawie spadłam z wysokiego łóżka. Zaraz zbiegły się pielęgniarki i wypytywały się co to za huk, co się stało. Pomogły mi na nim usiąśc i wyszły, podjechałam do umywalki i zrobiłam poranną toaletę. Dosłownie gdy odłożyłam rzeczy by wyjechac z pokoju w progu stał już Justin. Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie, pojechaliśmy na śniadanie by coś zjeśc. Znowu to samo miejsce, Ci sami ludzie lecz w tłumie zdawało mi się że widziałam Alberta. Ale to tylko przywidzenia, to moja wyobraźnia. Chłopak poszedł nam po omlety z owocami a ja szukałam w tłumie Alba, niestety nie ujrzałam jego. Siedziałam zamyślona i wpatrywałam się w ludzi, ocknęłam się gdy Juju podał mi talerz z jedzeniem. Uśmiechnęłam się do niego i puściłam oczko miałam nadzieję że nie będzie się o nic wypytywał lecz zbyt dobrze go znałam.
-Kicia co Ty taka zamyślona? -zapytał odkładając sztucce.
-Rozmyślałam sobie nad dzisiejszym dniem. -nie cierpię go okłamywac ale nie chciałam by się zdenerwował.
-I coś wymyśliłaś?
-Może wypuszczą nas tutaj gdzieś na plażę? -uśmiechnęłam się.
-Przepraszam że tak powiem ale z tym wózkiem chcesz iśc? -zapytał zdumiony.
-Jeśli to nie będzie dla Ciebie kłopot to z wielką chęcią. -powiedziałam oschle.
-Jasne. -zdawało mi się że powiedział to z sarkazmem.
Nie przejmowałam się, jadłam i patrzałam przez okno. Odłożyłam talerz, nie miałam dziś zbyt wielkiego apetytu. Szatyn złapał mnie za rękę i popatrzał mi w oczy, uśmiechnęłam się miło i pokazałam oczami że chcę już iśc. Odniósł szybko naczynia a ja w tym czasie poczułam kogoś dłoń na ramieniu. Przestraszona odwróciłam delikatnie głowę i zauważyłam właśnie jego, właśnie Alberta. Krzyknęłam na całą stołówkę a Bieber od razu stał obok mnie.
-Co tu kurwa robisz? Nie wystarcza Ci że zrobiłeś nam krzywdę gnoju? -złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany.
-Chciałem tylko zabaczyc jak Marta się czuje i przeprosic, byłem kompletnie zalany i nie wiedziałem co robię. -powiedział cichym głosem.
-Wypierdalaj z tymi przeprosinami. -powiedział stanowczo.
-Odpierdol się ode mnie, nie przyszedłem tu do Ciebie. -odepchnął Justina.
-Marta jest moja, możesz sobie o niej kurwa pomarzyc. -walnął mu z pięści w twarz.
Przestraszyłam się i nagle poczułam mrowienie w moich nogach, odpięłam pasek i wstałam. Nie patrzałam na nogi ani na sowje ciało, nie myślałam teraz o tym. Musiałam ich rozdzielic, wszystkie oczy ludzi ze stołówki patrzały się na nas. Alb wstał i zaczęli okłądac się pięściami, Bieber miał przewagę. Krzyczałam by nam ktoś pomógł niestety ludzie tylko siedzieli jak zamurowani. Podbiegłam do nich i dostałam z łokcia od szatyna.. Upadłam na ziemię, zaczęłam płakac z bólu, podniosłam się i uciekłam do jakiegoś małego pomieszczenia. Mogli się tam teraz pozabijac, ja tylko czułam jak cała się trzęsę i łzy cieknące po moich policzkach. Uspokoiłam się i zaczęłam dotykac swoich nóg, nie mogłam uwierzyc że wstałam. Myślałam że będzie to w jakimś miłym momencie z ukochanym.. Wstawałam, siadałam, zginałam nogi, chciałam miec pewnośc że nic z nimi się nie stało. Postanowiłam wyjśc, uchyliłam lekko drzwi i zauważyłam jak w moją stronę zmierza Juju i trzyma chusteczkę przy nosie. Wiedziałam że coś się stało, zamknęłam szybko drzwi i oparłam się o nie. Chciałam jeszcze chwilę zostac sama lecz ktoś się dobijał. Otworzyłam delikatnie, mogłam się spodziewac że był to szatyn. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, usiadł obok mnie a ja odsunęłam się lekko.
-Kochanie nic Ci nie jest? Nie chciałem.. -objął mnie.
-Próbowałam was rozdzielic lecz dostałam po buzi, nawet nie zauważyłeś jak wstałam.. -otarłam oczy. -gdy uciekłam jakoś też za mną nie pobiegłeś tylko dalej okładałeś go pięściami.
-Nie potrzebnie tu przychodzi, gdy go widzę mam chęc go zabic. Nie rozumiesz tego? -wstał.
-Chciał tylko przeprosic, chciał wyjaśnic a Ty co? Od razu do bicia? -siedziałam dalej.
-Widzę że bardziej jesteś po jego stronie. -zacisnął pięśc, wiedziałam że się złości.
-Nie jestem po niczyjej stronie, mam dosyc. Wychodzę. -otworzyłam drzwi i zaczęłam iśc długim korytarzem.
Nie oglądałam się lecz mnie wołał bym się zatrzymała, słyszałam jak biegnie w moją stronę. Złapał mnie za ramie i obrócił w swoją stronę łapiąc za biodra. Spojrzał mi głęboko w oczy i szepnął w usta ''Przepraszam'', przeszły mnie ciarki. Pokiwałam głową i zaraz wpoił się w moje usta. Nie potrafiłam mu nie wybaczyc i gniewac się na niego, był wspaniały. Wziął mnie na ręce i patrzał się na moje nogi uśmiechając się.
-Justin chodź pójdziemy do lekarza z tym Twoim nosem, wciąż krwawisz.
-Nie ma po co, zaraz przestanie. -uśmiechnął się i zaczął iśc w stronę pokoju.
-Co za problem by wstapic do tamtych drzwi? -pokazałam palcem.
-Mówiłem że nie musimy, Ty się mną zaopiekujesz. -dał mi buzi w polik.
Weszliśmy do jego pokoju, postawił mnie a ja namoczyłam wacik i wytarłam jego krew. Przebrał koszulkę bo miał gdzieniegdzie zacieki czerwonej substancji. Położyliśmy się na łóżku i mizialiśmy, naszła mnie dobra myśl.
-Justin! Nie czuję nóg! -powiedziałam przestraszona i zaczęłam je klepac.
-Co?! Jak to?! -zdarł ze mnie spodnie i ściskał nogi.
-Ała boli! -krzyknęłam.
-Okłamałaś mnie! Jak tak mogłaś? -powiedział lekko oburzony i odwrócił się.
-Przepraszam, to taki mały żarcik. -przytuliłam się do niego od tyłu i złożyłam pocałunek na jego szyi. -Wybaczysz mi skarbie?
Odwrócił się i popatrzał mi w oczy, wiedziałam że zrobił to specjalnie. Zaczęliśmy się śmiac sami z siebie i łaskotac. Śmialiśmy się głośno, spadliśmy z łóżka. Przestraszyłam się że coś stało się Justinowi i od razu wstałam podnosząc go. Usiedliśmy na łóżku i przytuliłam go mocno.
-Nic Ci nie jest pysiu? -spojrzałam na niego.
-Nie, jedynie bolą mnie trochę plecy. -zaśmiał się.
Podniósł moją głowę delikatnie za podbródek i składam czułe pocałunki na moich ustach, położył nas i całował mnie po szyi. Rozległo się pukanie do drzwi, zakryłam się kołdra bo byłam bez spodni, jeszcze by coś podejrzewali. Szatyn otworzył drzwi a w nich stała policja.. Zamurowało mnie, chłopak popatrzał się na mnie i przełknął głośno ślinę. Panowie w mundurach się nam przedstawili, powiedzieli że chodzi o pobicie Alberta Nelsona. Bieber zaczął się tłumaczyc że to nie jego wina, poniosły go emocje i chodziło tu o potrącenie nas i wynikła z tego taka afera. Musieliśmy im zeznawac, spisali nas i pojechali oznajmiając że przyjadą tu jutro bądź pojutrze. Nie bałam się już tak, powiedzieli że to nic wielkiego i że nie będzie z tego afery. Leżeliśmy wtuleni w siebie i patrzeliśmy się w sufit, opowiadaliśmy sobie różne wspomnienia z dawnych czasów aż przypomniało mi się że dziś mieli wpasc znajomi. Poszliśmy do mnie, spojrzałam na telefon i 14 nieodebranych połączeń od Claudii. Zadzwoniłam do niej szybko, dogadałyśmy się że przyjdą po obiedzie. Rozłączyłam się i wyszliśmy na korytarz na balkon. Oparłam się o poręcz i patrzałam na piękne morze, szatyn objął mnie od tyłu i splótł nasze palce. Oparłam głowę o jego ramię i nuciliśmy różne piosenki śmiejąc się.
-Mieliśmy iśc nad morze. -powiedziałam robiąc smutną minę.
-Możemy iśc w każdej chwili. -obrócił mnie i uśmiechnął się.
-To chodźmy! -pociągnęłam go za rękę. -Chodź, chodź, chodź!
-Jaka Ty napalona na tą plażę! -zaśmiał się.
-Nie tak bardzo jak na Ciebie. -puściłam mu oczko.
Zatrzymał się i złapał mnie za biodra przyciągając mnie tak blisko siebie że między nami nie było żadnej pustej przestrzeni. Spojrzał mi głęboko w oczy i w tym samym czasie uśmiechnęliśmy się do siebie. Po chwili nasze usta się złączyły a języki walczyły o dominację, błądziłam ręką po jego ciele a on wziął mnie na ręce i oparł o ścianę. Oderwałam delikatnie usta i spojrzałam mu w oczy.
-Mieliśmy iśc na plażę. -uśmiechnęłam się.
-Plaża na nas zaczeka. -uśmiechnął się łobuzersko.
Wpoił się w moje wargi , nogą kopnął w jakieś drzwi otwierając je. Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak minęła wam majówka? :) Mi w miarę okej. Postaram się dodac we wtorek nowy rozdział!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE :) :*
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czułam jak ciepłe promyki słońca przebijają się przez żaluzję, ale nie otwierałam oczu, chciałam jeszcze spac. Bałam się że jeszcze nie będę mogła chodzic, wolałam leżec i czuc oddech Justina na moim karku.
Niestety miłe leniuchowanie przerwała nam pielęgniarka, sprawdziła czy wszystko u nas i z nami dobrze po czym wyszła. Szatyn podniósł mnie i przytulił mocno dając buzi w czoło.
-Jeszcze 6 dni i wychodzimy skarbie! -uśmiechnął się.
-Ty wychodzisz szybciej, ja tu zostaje parę dni dłużej przecież.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Będę tutaj codziennie. Obiecuję. -złapał mnie z oby dwie dłonie.
Próbowałam wstac ale jeszcze nie mogłam, zdenerwowało mnie to i zasmuciło. Jus podał mi moje ciuchy z torby i poszedł do siebie. Przebrałam się i przyciągnęłam wózek by na niego usiąśc. Niestety nie poszło po mojej myśli, wózek się przewrócił a ja prawie spadłam z wysokiego łóżka. Zaraz zbiegły się pielęgniarki i wypytywały się co to za huk, co się stało. Pomogły mi na nim usiąśc i wyszły, podjechałam do umywalki i zrobiłam poranną toaletę. Dosłownie gdy odłożyłam rzeczy by wyjechac z pokoju w progu stał już Justin. Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie, pojechaliśmy na śniadanie by coś zjeśc. Znowu to samo miejsce, Ci sami ludzie lecz w tłumie zdawało mi się że widziałam Alberta. Ale to tylko przywidzenia, to moja wyobraźnia. Chłopak poszedł nam po omlety z owocami a ja szukałam w tłumie Alba, niestety nie ujrzałam jego. Siedziałam zamyślona i wpatrywałam się w ludzi, ocknęłam się gdy Juju podał mi talerz z jedzeniem. Uśmiechnęłam się do niego i puściłam oczko miałam nadzieję że nie będzie się o nic wypytywał lecz zbyt dobrze go znałam.
-Kicia co Ty taka zamyślona? -zapytał odkładając sztucce.
-Rozmyślałam sobie nad dzisiejszym dniem. -nie cierpię go okłamywac ale nie chciałam by się zdenerwował.
-I coś wymyśliłaś?
-Może wypuszczą nas tutaj gdzieś na plażę? -uśmiechnęłam się.
-Przepraszam że tak powiem ale z tym wózkiem chcesz iśc? -zapytał zdumiony.
-Jeśli to nie będzie dla Ciebie kłopot to z wielką chęcią. -powiedziałam oschle.
-Jasne. -zdawało mi się że powiedział to z sarkazmem.
Nie przejmowałam się, jadłam i patrzałam przez okno. Odłożyłam talerz, nie miałam dziś zbyt wielkiego apetytu. Szatyn złapał mnie za rękę i popatrzał mi w oczy, uśmiechnęłam się miło i pokazałam oczami że chcę już iśc. Odniósł szybko naczynia a ja w tym czasie poczułam kogoś dłoń na ramieniu. Przestraszona odwróciłam delikatnie głowę i zauważyłam właśnie jego, właśnie Alberta. Krzyknęłam na całą stołówkę a Bieber od razu stał obok mnie.
-Co tu kurwa robisz? Nie wystarcza Ci że zrobiłeś nam krzywdę gnoju? -złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany.
-Chciałem tylko zabaczyc jak Marta się czuje i przeprosic, byłem kompletnie zalany i nie wiedziałem co robię. -powiedział cichym głosem.
-Wypierdalaj z tymi przeprosinami. -powiedział stanowczo.
-Odpierdol się ode mnie, nie przyszedłem tu do Ciebie. -odepchnął Justina.
-Marta jest moja, możesz sobie o niej kurwa pomarzyc. -walnął mu z pięści w twarz.
Przestraszyłam się i nagle poczułam mrowienie w moich nogach, odpięłam pasek i wstałam. Nie patrzałam na nogi ani na sowje ciało, nie myślałam teraz o tym. Musiałam ich rozdzielic, wszystkie oczy ludzi ze stołówki patrzały się na nas. Alb wstał i zaczęli okłądac się pięściami, Bieber miał przewagę. Krzyczałam by nam ktoś pomógł niestety ludzie tylko siedzieli jak zamurowani. Podbiegłam do nich i dostałam z łokcia od szatyna.. Upadłam na ziemię, zaczęłam płakac z bólu, podniosłam się i uciekłam do jakiegoś małego pomieszczenia. Mogli się tam teraz pozabijac, ja tylko czułam jak cała się trzęsę i łzy cieknące po moich policzkach. Uspokoiłam się i zaczęłam dotykac swoich nóg, nie mogłam uwierzyc że wstałam. Myślałam że będzie to w jakimś miłym momencie z ukochanym.. Wstawałam, siadałam, zginałam nogi, chciałam miec pewnośc że nic z nimi się nie stało. Postanowiłam wyjśc, uchyliłam lekko drzwi i zauważyłam jak w moją stronę zmierza Juju i trzyma chusteczkę przy nosie. Wiedziałam że coś się stało, zamknęłam szybko drzwi i oparłam się o nie. Chciałam jeszcze chwilę zostac sama lecz ktoś się dobijał. Otworzyłam delikatnie, mogłam się spodziewac że był to szatyn. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, usiadł obok mnie a ja odsunęłam się lekko.
-Kochanie nic Ci nie jest? Nie chciałem.. -objął mnie.
-Próbowałam was rozdzielic lecz dostałam po buzi, nawet nie zauważyłeś jak wstałam.. -otarłam oczy. -gdy uciekłam jakoś też za mną nie pobiegłeś tylko dalej okładałeś go pięściami.
-Nie potrzebnie tu przychodzi, gdy go widzę mam chęc go zabic. Nie rozumiesz tego? -wstał.
-Chciał tylko przeprosic, chciał wyjaśnic a Ty co? Od razu do bicia? -siedziałam dalej.
-Widzę że bardziej jesteś po jego stronie. -zacisnął pięśc, wiedziałam że się złości.
-Nie jestem po niczyjej stronie, mam dosyc. Wychodzę. -otworzyłam drzwi i zaczęłam iśc długim korytarzem.
Nie oglądałam się lecz mnie wołał bym się zatrzymała, słyszałam jak biegnie w moją stronę. Złapał mnie za ramie i obrócił w swoją stronę łapiąc za biodra. Spojrzał mi głęboko w oczy i szepnął w usta ''Przepraszam'', przeszły mnie ciarki. Pokiwałam głową i zaraz wpoił się w moje usta. Nie potrafiłam mu nie wybaczyc i gniewac się na niego, był wspaniały. Wziął mnie na ręce i patrzał się na moje nogi uśmiechając się.
-Justin chodź pójdziemy do lekarza z tym Twoim nosem, wciąż krwawisz.
-Nie ma po co, zaraz przestanie. -uśmiechnął się i zaczął iśc w stronę pokoju.
-Co za problem by wstapic do tamtych drzwi? -pokazałam palcem.
-Mówiłem że nie musimy, Ty się mną zaopiekujesz. -dał mi buzi w polik.
Weszliśmy do jego pokoju, postawił mnie a ja namoczyłam wacik i wytarłam jego krew. Przebrał koszulkę bo miał gdzieniegdzie zacieki czerwonej substancji. Położyliśmy się na łóżku i mizialiśmy, naszła mnie dobra myśl.
-Justin! Nie czuję nóg! -powiedziałam przestraszona i zaczęłam je klepac.
-Co?! Jak to?! -zdarł ze mnie spodnie i ściskał nogi.
-Ała boli! -krzyknęłam.
-Okłamałaś mnie! Jak tak mogłaś? -powiedział lekko oburzony i odwrócił się.
-Przepraszam, to taki mały żarcik. -przytuliłam się do niego od tyłu i złożyłam pocałunek na jego szyi. -Wybaczysz mi skarbie?
Odwrócił się i popatrzał mi w oczy, wiedziałam że zrobił to specjalnie. Zaczęliśmy się śmiac sami z siebie i łaskotac. Śmialiśmy się głośno, spadliśmy z łóżka. Przestraszyłam się że coś stało się Justinowi i od razu wstałam podnosząc go. Usiedliśmy na łóżku i przytuliłam go mocno.
-Nic Ci nie jest pysiu? -spojrzałam na niego.
-Nie, jedynie bolą mnie trochę plecy. -zaśmiał się.
Podniósł moją głowę delikatnie za podbródek i składam czułe pocałunki na moich ustach, położył nas i całował mnie po szyi. Rozległo się pukanie do drzwi, zakryłam się kołdra bo byłam bez spodni, jeszcze by coś podejrzewali. Szatyn otworzył drzwi a w nich stała policja.. Zamurowało mnie, chłopak popatrzał się na mnie i przełknął głośno ślinę. Panowie w mundurach się nam przedstawili, powiedzieli że chodzi o pobicie Alberta Nelsona. Bieber zaczął się tłumaczyc że to nie jego wina, poniosły go emocje i chodziło tu o potrącenie nas i wynikła z tego taka afera. Musieliśmy im zeznawac, spisali nas i pojechali oznajmiając że przyjadą tu jutro bądź pojutrze. Nie bałam się już tak, powiedzieli że to nic wielkiego i że nie będzie z tego afery. Leżeliśmy wtuleni w siebie i patrzeliśmy się w sufit, opowiadaliśmy sobie różne wspomnienia z dawnych czasów aż przypomniało mi się że dziś mieli wpasc znajomi. Poszliśmy do mnie, spojrzałam na telefon i 14 nieodebranych połączeń od Claudii. Zadzwoniłam do niej szybko, dogadałyśmy się że przyjdą po obiedzie. Rozłączyłam się i wyszliśmy na korytarz na balkon. Oparłam się o poręcz i patrzałam na piękne morze, szatyn objął mnie od tyłu i splótł nasze palce. Oparłam głowę o jego ramię i nuciliśmy różne piosenki śmiejąc się.
-Mieliśmy iśc nad morze. -powiedziałam robiąc smutną minę.
-Możemy iśc w każdej chwili. -obrócił mnie i uśmiechnął się.
-To chodźmy! -pociągnęłam go za rękę. -Chodź, chodź, chodź!
-Jaka Ty napalona na tą plażę! -zaśmiał się.
-Nie tak bardzo jak na Ciebie. -puściłam mu oczko.
Zatrzymał się i złapał mnie za biodra przyciągając mnie tak blisko siebie że między nami nie było żadnej pustej przestrzeni. Spojrzał mi głęboko w oczy i w tym samym czasie uśmiechnęliśmy się do siebie. Po chwili nasze usta się złączyły a języki walczyły o dominację, błądziłam ręką po jego ciele a on wziął mnie na ręce i oparł o ścianę. Oderwałam delikatnie usta i spojrzałam mu w oczy.
-Mieliśmy iśc na plażę. -uśmiechnęłam się.
-Plaża na nas zaczeka. -uśmiechnął się łobuzersko.
Wpoił się w moje wargi , nogą kopnął w jakieś drzwi otwierając je. Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak minęła wam majówka? :) Mi w miarę okej. Postaram się dodac we wtorek nowy rozdział!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE :) :*
czwartek, 2 maja 2013
Rozdział 18
Chłopak był nieprzytomny, cały zakrwawiony tak jak ja, do moich oczu napłynęło więcej łez. Wprowadzili mnie na jakąś salę a jego zawieźli dalej..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przełożyli mnie delikatnie na ogromne łóżko, lampy świeciły prosto na mnie, wszędzie widziałam krew. Pielęgniarka która szła obok mnie od wjazdu do szpitala dała mi jakiś zastrzyk po którym zasnęłam.
Poczułam jakąś ciepłą rękę na moi ramieniu przez co się przebudziłam. Moje oczy wypełniły się łzami gdy zobaczyłam płaczącego tatę nade mną. Przytulił mnie z całych sił całując w czoło.
-Tato co się stało? -zapytałam ocierając łzy i uspokajając się.
-Mieliście z Justinem wypadek. -usiadł obok mnie- byłaś w śpiączce przez 4 dni.
-Jak to? Nic nie pamiętam.. -złapałam go za rękę- jedynie zakrwawionego Jusa, gdzie on jest?! -wstałam dynamicznie przestraszona.
-Leży parę sal obok, strasznie martwiliśmy się o Ciebie. On codziennie siedział przy Tobie i leciały mu łzy tak jak mi. Baliśmy się że się nie obudzisz.. -powiedział załamującym się głosem.
-Tato, ale z nim wszystko dobrze? -nie interesowało mnie moje zdrowie tylko ukochanego.
-Tak, ma tylko połamane dwa żebra. -wstał i zmierzał ku drzwi.- pójdę po lekarzy i chłopaka. -wyszedł.
Oglądałam swoje ciało, na nogach i rękach widziałam siniaki. Jedynie co mnie bolało to kark ale znosiłam to, chciałam tylko go ujrzec. Weszli lekarze a za drzwiami widziałam Jusa z tatą, moje serce zaczęło bic szybciej chciałam już usłyszec jego głos i wtulic się. Doktorzy sprawdzali czy nic nie mam połamanego, moją temperaturę, ciśnienie i jeszcze inne rzeczy. Stwierdzili że mogę miec problemy z kręgosłupem i zapiszą mnie na rehabilitacje. Gdy wyszli chciałam wstac ale moje nogi mi nie pozwalały, przestraszyłam się i zawołałam tatę za którym wpadli lekarze. Powiedziałam że nie mogę poruszac nogami, wszyscy się przestraszyli a ja nie wiedziałam o co chodzi. Później mają mnie zabrac na jakieś badania. Wszedł Justin, czułam jak rozchodzi się ciepło po całym ciele od mojego serca. Nie powiedzieliśmy ani słowa, wtuliliśmy się w siebie uraniając łzy jakbyśmy nie widzieli się parę miesięcy. Nasze wargi nie odłączały się od siebie, z uścisku jego ramion nie chciałam byc wypuszczona. Mogłam byc wtulona w niego cały czas, czułam się w nich bezpieczna.
-Kochanie -przetarł twarz- wszystko w porządku? Jak się czujesz? -trzymał mnie mocno za rękę.
-Wszystko dobrze tylko nie mogę ruszac nogami i o to się boję.. A jak z Tobą? Coś Ci się stało?
-Miałem zszywany tył głowy i tylko gdzieniegdzie mam siniaki i jakieś małe rany, a tak to wszystko okej.
-To dobrze, kamień z serca mi spadł. Co się stało?.. -powiedziałam nie odrywając wzroku od jego czekoladowych oczu.
-Pamiętasz jak stanęłaś na drodze bo myślałaś że jedzie to Christian? Był to Twój cholerny Albert który przyspieszył a Ty nie uciekałaś z drogi, ani się nie ruszyłaś. Musiałem rzucic się na Ciebie, chciałem abyśmy uciekli dalej niż pędzące na nas auto które stuknęło nas i odlecieliśmy do rowu. -przytulił mnie mocno.
Zamilkłam.. Albert? Jak on tak mógł? Nie wiedziałam że posunie się do czegoś takiego. Nie puszczałam szatyna ani na chwilę. Zaczęliśmy sprawdzac moje nogi, czułam ciepły dotyk jego rąk i swoich, bolało mnie jak się uderzyłam ale nie mogłam nimi poruszyc.. Słońce padało prosto na nasze twarze. Nasze usta znowu się złączyły, ukochany położył się delikatnie na mnie i pieścił moje ciało. Poczułam jak moja prawa noga podskoczyła, nie zareagowałam i czerpałam szczęście z tej chwili z Jusem. Usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi i oderwaliśmy się od siebie. Przyszedł mój tato i oznajmił że pielęgniarki zaraz zabiorą mnie na badania związane z nogami. Przytuliłam się mocno Biebera ze łzami w oczach, położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku, spojrzał w oczy i powiedział ''Skarbie, wszystko będzie dobrze'' po czym pocałował mnie w czoło. Pożegnałam się z nim i tatą na tą chwilę i przyszły dosyc miłe kobiety które zawiozły mnie do ogromnej sali. Rozglądałam się a w niej było mnóstwo różnych sprzętów, było nawet przytulnie przez co aż tak się nie bałam. Lekarz którego widziałam wcześniej ściskał moje nogi i pytał się czy to czuję, odpowiadałam że tak i że wcześniej moja prawa noga sama podskoczyła na co się uśmiechnął. Opowiedział mi że jego żona po wypadku samochodowym miała taki sam przypadek, to jest przez szok i strach. Powiedział że za dwa góra trzy dni będę mogła już chodzic. Uśmiechnął się i posadził mnie na krzesełku. Pielęgniarka odwiozła mnie do pokoju a Juju wziął na ręce i położył delikatnie na łóżku. Powiedziałam jemu i tacie dokładnie to samo co mi lekarz i do taty ktoś zadzwonił. Usłyszałam damski głos, wyszedł z pomieszczenia. Chłopak miział moją rękę i siedział na łóżku patrząc mi w oczy.
-Ile dni musisz jeszcze tutaj byc? -uśmiechnął się.
-Nie mówili mi, pewnie jakiś tydzień.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Ja około pięciu dni. Claudia poinformowała innych o tym wypadku i odebrała Twoje świadectwo. Zadzwoniłem by jutro lub pojutrze przyszli, pewnie chcesz ich ujrzec.
-Tak! Dziękuję Ci że się mną tak opiekujesz. -podniosłam się i pocałowałam go czule.
Uśmiechnął się i szepnął na ucho ''Kocham Cię'', przytuliłam go z całych sił i spojrzałam w oczy po czym powiedziałam ''Ja Ciebie też, nad życie''. Przyszedł czas obiadu, szatyn posadził mnie na wózku i zjechaliśmy do stołówki. Czułam się niezręcznie na nim jadąc.. Wszyscy patrzyli się na nas, pewnie zaraz będzie tu mnóstwo fanów, dziennikarzy i tym podobnym. Usiedliśmy w stoliku w kącie obok okna z którego był widok na morze, szpital stał na górze i był piękny. Ukochany przyniósł nam posiłek i zaczęliśmy jeśc karmiąc się wzajemnie i śmiejąc z tego. Nie interesowali nas ludzie, a nawet paparazzi którzy byli już za oknem i w szpitalu. Justin zadzwonił do któregoś ze swoich ludzi i oznajmił że muszą zrobic z tym porządek i niech do mediów nie wpłyną jakieś kłamstwa. Skończyliśmy jeśc i Jus zawiózł mnie na balkon. Usiadł obok mnie i oparł się o moje kolana, patrzeliśmy na piękne widoki i nuciliśmy różne piosenki chłopaka. Zaczęliśmy gadac o jego karierze przez co zrobiło się trochę nie miło, on chciał ją za niedługo skończyc by móc miec mnie na codzień, nie wyjeżdżac na żadne trasy i założyc rodzinę. Dla mnie byłoby to za wcześnie on ma dopiero 19 lat a ja za miesiąc skończę 18, nie chciałam by kończył karierę. Umówiliśmy się że ustalimy wspólnie ze Scooterem dla niego trasę w którą z czasem pojadę z nim. Poczułam wibracje telefonu, odebrałam.
-Marta w końcu się obudziłaś! Jak się czujesz? -krzyknęli razem wszyscy przyjaciele.
-Jacy wy kochani! Dobrze, siedzimy właśnie z Justinem na balkonie. -uśmiechnęłam się do szatyna.
-Nie przeszkadzamy wam? -zaśmiała się Claudia.
-Nie głuptasie, kiedy wpadniecie? Smutno tu trochę bez was.
-Postaramy się jutro, obiecujemy! -krzyknęli chórem.-My będziemy kończyc, jedziemy na zakupy.
-Okej, kochamy was. Pa! -powiedzieliśmy z Juju.
-My was też! Pa! -rozłączyli się.
Gadaliśmy trochę o naszych znajomych z ukochanym, cieszyliśmy się że mamy tak wspaniałych przyjaciół na których zawsze można liczyc. Przyszedł tato, pogadał chwilę ze mną o przeprowadzce. Sam wszystko zawiózł do nowego mieszkania i gdy wyjdę ze szpitala będę mogła zamieszkac już z Bieberem. Przytuliłam go z całych sił i podziękowaliśmy z chłopakiem. Pożegnaliśmy się z nim i poszliśmy do pokoju mojego skarba. Położył mnie delikatnie na łóżku i siedział obok mnie. Spojrzałam na zegarek i dochodziła już 17, nie wiedzieliśmy co robic przesz półtorej godziny do kolacji. Jus włączył tv i położył się obok mnie, leciały popołudniowe wiadomości. Nic ciekawego w nich nie mówili i chcieliśmy przełączyc lecz nagle pojawił sie komunikat że jesteśmy w szpitalu. Były też zdjęcia na których śmialiśmy się razem i karmiliśmy się nawzajem. Komentator oznajmił że z nami wszystko w porządku, nie rzyczymy sobie żadnych nietypowych gości i że za niedługo wychodzimy. Uśmiechnęłam się i dałam buzi w skroń chłopaka, był wspaniały ze umiał tak wszystko pozałatwiac. Przełączyliśmy kanał i oglądaliśmy jakiś dramat, komentując go i śmiejąc się. Uśmiech nie schodził nas z twarzy, byliśmy dla siebie stworzeni. On dopełniał mnie a ja jego, kochałam go ponad wszystko. Szybko zleciał nam czas, pielęgniarka oznajmiła że można już schodzic na kolację. Zawiózł mnie do mojego pokoju, odłożyłam telefon i wzięłam bluzę. Chciałam już chodzic, zdawało mi się że byłam ciężarem dla niego. Musiał mnie w kółko wozic i kłaśc albo posadzac. Nagle stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i klęknął.
-Skarbie nie martw się, dla mnie to czysta przyjemnośc że mogę Cię co chwile nosic bądź wozic. -uśmiechnął się i pocałował moją dłoń.
Nie wiedziałam co powiedziac, tak jakby własnie przeczytał mi w myślach. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Zjechaliśmy windą na stołówkę i usiedliśmy tam gdzie na obiedzie. Bieber przyniósł nam tosty i ciepłe kakao. Zajadaliśmy ze smakiem, aż nagle w oddali zauważyłam niewysokie dwie dziewczyny ubrane na fioletowo. Domyśliłam się że to kochane Belieberki Jusa, szturchnęłam go i pokazałam je. Pomachaliśmy im uśmiechając się, biedne dziewczyny aż uroniły łzy. Było mi ich trochę smutno, spojrzałam Jusowi w oczy i zawołałam je a one od razu przybiegły.
-Jak macie na imię? -spytałam podając chłopakowi dwie kartki i długopis.
-J..J..Ja jestem Olivia a to Ann -jąkała się i wzięła autografy od swojego idola.
-Nasza przyjaciółka ma na imię Ann. -uśmiechnął się i puścił im oczko wstając.
-Kochacie mojego faceta? -zrobiłam się poważna a one chyba się przestraszyły i pokiwały głową. -To dobrze, są nas miliony. -zaśmiałam się a Juju pocałował mnie w usta i szepnął mi na ucho ''Tylko Ty mnie kochasz najbardziej a ja Ciebie''.
Przytulił je i zrobił sobie z nimi zdjęcie po czym dziewczyny odeszły i skakały z radości. To takie wspaniałe że można tak łatwo spełniac ich marzenia. Jedliśmy dalej i nagle wpadłam na pomysł.
-Jus! Może gdy wyjdziemy ze szpitala i odpoczniemy chwilę spotkasz się ze swoimi fanami? Przynajmniej z połową, to będzie wspaniałe by spełniac ich marzenia. Od razu się zgodził! Byłam mega zadowolona i szczęśliwa że mogę zrobic coś takiego. Posprzątaliśmy po sobie, odwiozłam naczynia a cała sala patrzała się na mnie co mnie trochę bolało ale się nie przejmowałam i pojechaliśmy do mojego pokoju. Długo siedzieliśmy na stołówce ponad półtorej godziny. Położyliśmy się na łóżku tak że patrzeliśmy przez okno w gwiazdy. Zobaczyliśmy spadającą, zamknęliśmy oczy i pomyśleliśmy życzenia. Miałam nadzieję że moje się spełni, położyłam się wygodnie i pocałowałam Biebera w nosek po czym się w niego wtuliłam. Objął mnie swoim ramieniem i dochodziła już 22. Nie chciałam by stąd szedł i spał w innym pokoju ale doktorzy nalegali. Uroniłam łzę i popatrzałam się w ich oczy, powiedziałam cichym głosem ''proszę, niech zostanie'', lekarzy chyba to ujęło i zgodzili się. Jeden z nich uśmiechnął się do mnie szeroko i pokiwał palcem, wiedziałam o co mu chodzi i zaśmiałam się z szatynem. Wszedł do mojego łóżka i wtulił się we mnie składając pocałunek na moim obojczyku. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię Justin. -pocałował go delikatnie.
-Ja Ciebie też Marcia. -szepnął mi w usta i zaczął czule całowac.
Oderwałam delikatnie usta i przytuliłam go mocno na co on mnie objął. Zgasiliśmy światło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że rozdziały wam się podobają:) Będę dodawała co dwa-trzy dni nowe!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE! :*
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przełożyli mnie delikatnie na ogromne łóżko, lampy świeciły prosto na mnie, wszędzie widziałam krew. Pielęgniarka która szła obok mnie od wjazdu do szpitala dała mi jakiś zastrzyk po którym zasnęłam.
Poczułam jakąś ciepłą rękę na moi ramieniu przez co się przebudziłam. Moje oczy wypełniły się łzami gdy zobaczyłam płaczącego tatę nade mną. Przytulił mnie z całych sił całując w czoło.
-Tato co się stało? -zapytałam ocierając łzy i uspokajając się.
-Mieliście z Justinem wypadek. -usiadł obok mnie- byłaś w śpiączce przez 4 dni.
-Jak to? Nic nie pamiętam.. -złapałam go za rękę- jedynie zakrwawionego Jusa, gdzie on jest?! -wstałam dynamicznie przestraszona.
-Leży parę sal obok, strasznie martwiliśmy się o Ciebie. On codziennie siedział przy Tobie i leciały mu łzy tak jak mi. Baliśmy się że się nie obudzisz.. -powiedział załamującym się głosem.
-Tato, ale z nim wszystko dobrze? -nie interesowało mnie moje zdrowie tylko ukochanego.
-Tak, ma tylko połamane dwa żebra. -wstał i zmierzał ku drzwi.- pójdę po lekarzy i chłopaka. -wyszedł.
Oglądałam swoje ciało, na nogach i rękach widziałam siniaki. Jedynie co mnie bolało to kark ale znosiłam to, chciałam tylko go ujrzec. Weszli lekarze a za drzwiami widziałam Jusa z tatą, moje serce zaczęło bic szybciej chciałam już usłyszec jego głos i wtulic się. Doktorzy sprawdzali czy nic nie mam połamanego, moją temperaturę, ciśnienie i jeszcze inne rzeczy. Stwierdzili że mogę miec problemy z kręgosłupem i zapiszą mnie na rehabilitacje. Gdy wyszli chciałam wstac ale moje nogi mi nie pozwalały, przestraszyłam się i zawołałam tatę za którym wpadli lekarze. Powiedziałam że nie mogę poruszac nogami, wszyscy się przestraszyli a ja nie wiedziałam o co chodzi. Później mają mnie zabrac na jakieś badania. Wszedł Justin, czułam jak rozchodzi się ciepło po całym ciele od mojego serca. Nie powiedzieliśmy ani słowa, wtuliliśmy się w siebie uraniając łzy jakbyśmy nie widzieli się parę miesięcy. Nasze wargi nie odłączały się od siebie, z uścisku jego ramion nie chciałam byc wypuszczona. Mogłam byc wtulona w niego cały czas, czułam się w nich bezpieczna.
-Kochanie -przetarł twarz- wszystko w porządku? Jak się czujesz? -trzymał mnie mocno za rękę.
-Wszystko dobrze tylko nie mogę ruszac nogami i o to się boję.. A jak z Tobą? Coś Ci się stało?
-Miałem zszywany tył głowy i tylko gdzieniegdzie mam siniaki i jakieś małe rany, a tak to wszystko okej.
-To dobrze, kamień z serca mi spadł. Co się stało?.. -powiedziałam nie odrywając wzroku od jego czekoladowych oczu.
-Pamiętasz jak stanęłaś na drodze bo myślałaś że jedzie to Christian? Był to Twój cholerny Albert który przyspieszył a Ty nie uciekałaś z drogi, ani się nie ruszyłaś. Musiałem rzucic się na Ciebie, chciałem abyśmy uciekli dalej niż pędzące na nas auto które stuknęło nas i odlecieliśmy do rowu. -przytulił mnie mocno.
Zamilkłam.. Albert? Jak on tak mógł? Nie wiedziałam że posunie się do czegoś takiego. Nie puszczałam szatyna ani na chwilę. Zaczęliśmy sprawdzac moje nogi, czułam ciepły dotyk jego rąk i swoich, bolało mnie jak się uderzyłam ale nie mogłam nimi poruszyc.. Słońce padało prosto na nasze twarze. Nasze usta znowu się złączyły, ukochany położył się delikatnie na mnie i pieścił moje ciało. Poczułam jak moja prawa noga podskoczyła, nie zareagowałam i czerpałam szczęście z tej chwili z Jusem. Usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi i oderwaliśmy się od siebie. Przyszedł mój tato i oznajmił że pielęgniarki zaraz zabiorą mnie na badania związane z nogami. Przytuliłam się mocno Biebera ze łzami w oczach, położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku, spojrzał w oczy i powiedział ''Skarbie, wszystko będzie dobrze'' po czym pocałował mnie w czoło. Pożegnałam się z nim i tatą na tą chwilę i przyszły dosyc miłe kobiety które zawiozły mnie do ogromnej sali. Rozglądałam się a w niej było mnóstwo różnych sprzętów, było nawet przytulnie przez co aż tak się nie bałam. Lekarz którego widziałam wcześniej ściskał moje nogi i pytał się czy to czuję, odpowiadałam że tak i że wcześniej moja prawa noga sama podskoczyła na co się uśmiechnął. Opowiedział mi że jego żona po wypadku samochodowym miała taki sam przypadek, to jest przez szok i strach. Powiedział że za dwa góra trzy dni będę mogła już chodzic. Uśmiechnął się i posadził mnie na krzesełku. Pielęgniarka odwiozła mnie do pokoju a Juju wziął na ręce i położył delikatnie na łóżku. Powiedziałam jemu i tacie dokładnie to samo co mi lekarz i do taty ktoś zadzwonił. Usłyszałam damski głos, wyszedł z pomieszczenia. Chłopak miział moją rękę i siedział na łóżku patrząc mi w oczy.
-Ile dni musisz jeszcze tutaj byc? -uśmiechnął się.
-Nie mówili mi, pewnie jakiś tydzień.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Ja około pięciu dni. Claudia poinformowała innych o tym wypadku i odebrała Twoje świadectwo. Zadzwoniłem by jutro lub pojutrze przyszli, pewnie chcesz ich ujrzec.
-Tak! Dziękuję Ci że się mną tak opiekujesz. -podniosłam się i pocałowałam go czule.
Uśmiechnął się i szepnął na ucho ''Kocham Cię'', przytuliłam go z całych sił i spojrzałam w oczy po czym powiedziałam ''Ja Ciebie też, nad życie''. Przyszedł czas obiadu, szatyn posadził mnie na wózku i zjechaliśmy do stołówki. Czułam się niezręcznie na nim jadąc.. Wszyscy patrzyli się na nas, pewnie zaraz będzie tu mnóstwo fanów, dziennikarzy i tym podobnym. Usiedliśmy w stoliku w kącie obok okna z którego był widok na morze, szpital stał na górze i był piękny. Ukochany przyniósł nam posiłek i zaczęliśmy jeśc karmiąc się wzajemnie i śmiejąc z tego. Nie interesowali nas ludzie, a nawet paparazzi którzy byli już za oknem i w szpitalu. Justin zadzwonił do któregoś ze swoich ludzi i oznajmił że muszą zrobic z tym porządek i niech do mediów nie wpłyną jakieś kłamstwa. Skończyliśmy jeśc i Jus zawiózł mnie na balkon. Usiadł obok mnie i oparł się o moje kolana, patrzeliśmy na piękne widoki i nuciliśmy różne piosenki chłopaka. Zaczęliśmy gadac o jego karierze przez co zrobiło się trochę nie miło, on chciał ją za niedługo skończyc by móc miec mnie na codzień, nie wyjeżdżac na żadne trasy i założyc rodzinę. Dla mnie byłoby to za wcześnie on ma dopiero 19 lat a ja za miesiąc skończę 18, nie chciałam by kończył karierę. Umówiliśmy się że ustalimy wspólnie ze Scooterem dla niego trasę w którą z czasem pojadę z nim. Poczułam wibracje telefonu, odebrałam.
-Marta w końcu się obudziłaś! Jak się czujesz? -krzyknęli razem wszyscy przyjaciele.
-Jacy wy kochani! Dobrze, siedzimy właśnie z Justinem na balkonie. -uśmiechnęłam się do szatyna.
-Nie przeszkadzamy wam? -zaśmiała się Claudia.
-Nie głuptasie, kiedy wpadniecie? Smutno tu trochę bez was.
-Postaramy się jutro, obiecujemy! -krzyknęli chórem.-My będziemy kończyc, jedziemy na zakupy.
-Okej, kochamy was. Pa! -powiedzieliśmy z Juju.
-My was też! Pa! -rozłączyli się.
Gadaliśmy trochę o naszych znajomych z ukochanym, cieszyliśmy się że mamy tak wspaniałych przyjaciół na których zawsze można liczyc. Przyszedł tato, pogadał chwilę ze mną o przeprowadzce. Sam wszystko zawiózł do nowego mieszkania i gdy wyjdę ze szpitala będę mogła zamieszkac już z Bieberem. Przytuliłam go z całych sił i podziękowaliśmy z chłopakiem. Pożegnaliśmy się z nim i poszliśmy do pokoju mojego skarba. Położył mnie delikatnie na łóżku i siedział obok mnie. Spojrzałam na zegarek i dochodziła już 17, nie wiedzieliśmy co robic przesz półtorej godziny do kolacji. Jus włączył tv i położył się obok mnie, leciały popołudniowe wiadomości. Nic ciekawego w nich nie mówili i chcieliśmy przełączyc lecz nagle pojawił sie komunikat że jesteśmy w szpitalu. Były też zdjęcia na których śmialiśmy się razem i karmiliśmy się nawzajem. Komentator oznajmił że z nami wszystko w porządku, nie rzyczymy sobie żadnych nietypowych gości i że za niedługo wychodzimy. Uśmiechnęłam się i dałam buzi w skroń chłopaka, był wspaniały ze umiał tak wszystko pozałatwiac. Przełączyliśmy kanał i oglądaliśmy jakiś dramat, komentując go i śmiejąc się. Uśmiech nie schodził nas z twarzy, byliśmy dla siebie stworzeni. On dopełniał mnie a ja jego, kochałam go ponad wszystko. Szybko zleciał nam czas, pielęgniarka oznajmiła że można już schodzic na kolację. Zawiózł mnie do mojego pokoju, odłożyłam telefon i wzięłam bluzę. Chciałam już chodzic, zdawało mi się że byłam ciężarem dla niego. Musiał mnie w kółko wozic i kłaśc albo posadzac. Nagle stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i klęknął.
-Skarbie nie martw się, dla mnie to czysta przyjemnośc że mogę Cię co chwile nosic bądź wozic. -uśmiechnął się i pocałował moją dłoń.
Nie wiedziałam co powiedziac, tak jakby własnie przeczytał mi w myślach. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Zjechaliśmy windą na stołówkę i usiedliśmy tam gdzie na obiedzie. Bieber przyniósł nam tosty i ciepłe kakao. Zajadaliśmy ze smakiem, aż nagle w oddali zauważyłam niewysokie dwie dziewczyny ubrane na fioletowo. Domyśliłam się że to kochane Belieberki Jusa, szturchnęłam go i pokazałam je. Pomachaliśmy im uśmiechając się, biedne dziewczyny aż uroniły łzy. Było mi ich trochę smutno, spojrzałam Jusowi w oczy i zawołałam je a one od razu przybiegły.
-Jak macie na imię? -spytałam podając chłopakowi dwie kartki i długopis.
-J..J..Ja jestem Olivia a to Ann -jąkała się i wzięła autografy od swojego idola.
-Nasza przyjaciółka ma na imię Ann. -uśmiechnął się i puścił im oczko wstając.
-Kochacie mojego faceta? -zrobiłam się poważna a one chyba się przestraszyły i pokiwały głową. -To dobrze, są nas miliony. -zaśmiałam się a Juju pocałował mnie w usta i szepnął mi na ucho ''Tylko Ty mnie kochasz najbardziej a ja Ciebie''.
Przytulił je i zrobił sobie z nimi zdjęcie po czym dziewczyny odeszły i skakały z radości. To takie wspaniałe że można tak łatwo spełniac ich marzenia. Jedliśmy dalej i nagle wpadłam na pomysł.
-Jus! Może gdy wyjdziemy ze szpitala i odpoczniemy chwilę spotkasz się ze swoimi fanami? Przynajmniej z połową, to będzie wspaniałe by spełniac ich marzenia. Od razu się zgodził! Byłam mega zadowolona i szczęśliwa że mogę zrobic coś takiego. Posprzątaliśmy po sobie, odwiozłam naczynia a cała sala patrzała się na mnie co mnie trochę bolało ale się nie przejmowałam i pojechaliśmy do mojego pokoju. Długo siedzieliśmy na stołówce ponad półtorej godziny. Położyliśmy się na łóżku tak że patrzeliśmy przez okno w gwiazdy. Zobaczyliśmy spadającą, zamknęliśmy oczy i pomyśleliśmy życzenia. Miałam nadzieję że moje się spełni, położyłam się wygodnie i pocałowałam Biebera w nosek po czym się w niego wtuliłam. Objął mnie swoim ramieniem i dochodziła już 22. Nie chciałam by stąd szedł i spał w innym pokoju ale doktorzy nalegali. Uroniłam łzę i popatrzałam się w ich oczy, powiedziałam cichym głosem ''proszę, niech zostanie'', lekarzy chyba to ujęło i zgodzili się. Jeden z nich uśmiechnął się do mnie szeroko i pokiwał palcem, wiedziałam o co mu chodzi i zaśmiałam się z szatynem. Wszedł do mojego łóżka i wtulił się we mnie składając pocałunek na moim obojczyku. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię Justin. -pocałował go delikatnie.
-Ja Ciebie też Marcia. -szepnął mi w usta i zaczął czule całowac.
Oderwałam delikatnie usta i przytuliłam go mocno na co on mnie objął. Zgasiliśmy światło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że rozdziały wam się podobają:) Będę dodawała co dwa-trzy dni nowe!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE! :*
wtorek, 30 kwietnia 2013
Rozdział 17
Dziewczyna była cała gorąca, pewnie z nerwów i tej tęsknoty. Zapukaliśmy do drzwi i rozległ się głos ''Już idę!''..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Madlen stała ze mną tuż przy wejściu. Otworzyła nam sama Alison, dziewczyna była niska i wyglądała jak z obrazka była przepiękną blondynką. Rzuciła się na Mad i przytulały z całych sił, to tak pięknie wyglądało. Teraz czekało na nas najgorsze, podeszła do nas matka Ali i odciągnęła ją od dziewczyny.
-Mówiłam że masz tu już nie przychodzic? Zostaw moją córkę w spokoju! -krzyknęła.
Mad zaniemówiła, łzy płynęły po jej policzkach. Stanęłam przed nią w jej obronie.
-Dzień dobry, Jestem Marta znajoma Madlen. Przyjechaliśmy tu z jej rodzicami aby porozmawiac rozumie to pani? -powiedziałam lekko podniesionym głosem.
-Nie chcę gadac z chorymi ludźmi! Pewnie też jesteś lesbijką, odejdźcie! -zaczęła zamykac drzwi.
Ojciec dziewczyny otworzył drzwi i wszedł do środka a my wraz z nim. Usiedliśmy na fotelach w salonie. Matka Alison sięgała po telefon lecz sama Ali zabrała jej go i podbiegła do swojej dziewczyny. Bieber poddenerwowany powiedział:
-Marta nie jest lesbijką, ma mnie. Jeśli pańska córka jest inne orientacji to znaczy że jest chora? -Jusowi przerwał tata Madlen.
-Nie, nie jest chora. Jest normalnym człowiekiem, kocha tą osobę którą powinna. Bóg nie kazał kochac tej samej płci. Jeśli pani pozwoli, nasze córki będą razem jeśli tego chcesz czy nie. -uśmiechnął się w naszą stronę.
-Zabierzcie ją, nie chce was widziec na oczy! Jesteście okropni, wynocha! -krzyknęła i pobiegła na górę zrzucając ciuchy własnego dziecka.
To było okropne, powinno się kochac swoje dzieci nawet jeśli mają inną orientacje. Dziewczyny wraz ze mną miały łzy w oczach lecz od razu wzięły się za pakowanie. Matka Alison nawet jej nie pożegnała, trzasnęła za nami drzwiami i zasłoniła okna. Wiedziałam że się jeszcze do niej odezwie, tęsknota i sumienie będzie ją zżerało od środka. Rodzice Madlen powiedzieli że zamieszkają u nich, będą wiedli spokojne życie. Byłam bardzo szczęśliwa że mogłam jej pomóc choc w taki sposób. Ukochane dały nam swój numer telefonu, obiecywały że jeszcze się nam odwdzięczą i odezwą. Odstawiliśmy ich pod dom, pożegnaliśmy się i wszyscy jeszcze raz nam dziękowali. Jechaliśmy już do domu gdy nagle strzeliła nam opona. Przestraszyłam się i zjechaliśmy cudem na pobocze. Robiło się szaro, wysiedliśmy z auta i rozglądaliśmy się gdzie jesteśmy. Tędy wracam zawsze ze szkoły na skróty a więc do domu było jakieś 30 minut drogi. Auta tak nie zostawimy a więc zadzwoniliśmy do Chrisa i powiedział ze będzie za niecałą godzinę bo załatwia jakieś sprawy z Claudią. Chciałam byc już w domu, w końcu jutro rano przylci tato. Niecierpliwiłam się czekając na kumpla i usiadłam na aucie. Justin podszedł do mnie i stanął pomiędzy moimi nogami obejmując mnie w pasie. Pocałował mnie w usta po czym powiedział:
-Kicia nie gniewaj się, to nie moja wina. -westchnął.
-Wiem głuptasie. Tylko niech Christian przyjeżdża szybciej, boję się tu byc jak się ściemni. -przytuliłam się do niego czule.
-Za nie całą godzinę powinien byc, mam nadzieję że szybko zleci. -uśmiechnął się całując mnie w czoło.
Spojrzałam na telefon dochodziła 20, robiło się chłodniej i ciemnej. Poprosiłam Jusa żeby podał mi bluzę z samochodu. Wsiadł do auta i zaczął jej szukac. Poczułam kogoś oddech na moim karku, przestraszona zeskoczyłam z auta i oglądnęłam się lecz nikogo nie było. Wmawiałam sobie że był to wymysł mojej wyobraźni. Szatyn wyszedł z samochodu założył na mnie bluzę i usiedliśmy na ziemi opierając się o bagażnik. Bieber objął mnie a ja oparłam się głową o jego ramię. Chłopak bawił się moimi włosami a ja splotłam nasze ręce.
-Marta, prawda że mnie kochasz? -uśmiechnął się pod nosem.
-Prawda, z całego serca! -przytuliłam go z całych sił.
-Ja Ciebie też, nad życie! -pocałował mnie w głowę.
Upłynęło nie całe 40 minut, nudziło nam się coraz bardziej i robiło się chłodniej. Weszliśmy do auta i wtuliliśmy się w siebie. Co chwilę patrzałam czy nie jedzie żadne auto, lecz było tu pusto. W aucie były karty a więc zaczęliśmy grac w jakąś grę, całkowicie nie pamiętam nazwy. Justin uczył mnie lecz zbyt dużo z tego nie rozumiałam. Gdy zobaczył że przegrywam dał mi lekkie fory. Śmialiśmy się razem z siebie, przyszło mi na myśl że kto przegra musi całowac jak najdłużej ukochanego. Juju specjalnie przegrywał przez co się śmiałam i byłam strasznie szczęśliwa. Zauważyłam blask światła z daleka, miałam nadzieje że to kumpel i wyszłam z auta machając. Stanęłam na drodze i skakałam z radości, krzyczałam ''Tu jesteśmy, stój!'' lecz auto jechało jeszcze szybciej. Myślałam że się wygłupia lecz nagle Jus krzyknął ''Uciekaj!'' nie wiedziałam o co chodzi i patrzałam się na niego. Bieber rzucił się na mnie, zobaczyłam bardzo jasne światło i usłyszałam pisk opon po czym straciłam przytomnośc..
Otworzyłam oczy lecz nic nie widziałam, słyszałam tylko jakieś głosy mówiące o moim tętnie i urazach. Nagle białe światło popieściło moje oczy i zobaczyłam ze jestem w karetce która jedzie na sygnale. Lekarz trzymał mnie za rękę i mówił bym była spokojna i że zaraz będziemy na miejscu. Bałam się, byłam roztrzęsiona, gdy chciałam spytac się gdzie jest mój ukochany nie pozwolili dojśc mi do słowa i wynosili mnie z ambulansu. Rozglądałam się, wjeżdżałam do szpitala, łzy ciekły po moich policzkach. W oddali zauważyłam że wiozą mojego Justina, próbowałam wstac lecz coś mi nie pozwalało. Chłopak był nieprzytomny cały zakrwawiony tak jak ja, do moich oczu napłynęło więcej łez. Wprowadzili mnie na jakąś salę a jego zawieźli dalej..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem rozdział nie jest dosyc długi.. Ale jutro będzie bardzo rozwinięty:)
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE! :):):)
niedziela, 28 kwietnia 2013
Rozdział 16
Położył się obok mnie i zaczął rozbierac, czułam przechodzące mnie ciarki gdy dotykałam jego rozpalonego ciała. Nagle ktoś zapukał do drzwi i je lekko uchylił..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Justin oderwał się ode mnie i oby dwoje spojrzeliśmy na drzwi a ja zakryłam się kołdrą.
-O kurwa.. -powiedział męski głos i uciekł.
-Stój! -krzyknął szatyn i pobiegł za nim.
Zarzuciłam na siebie jakiś długi sweter i wybiegłam za nimi. Jus trzymał go opartego o ścianę i krzyczał, poznałam kto to, był to Albert. Podeszłam szybko do nich i odtrąciłam Jusa od niego.
-Co Ty tu robisz? -zapytałam zdenerwowana trzymając Biebera mocno za rękę.
-Dostałem zaproszenie od kumpla i przyszedłem, kazali mi się porozglądac po pokojach czy nic się nie dzieje bo policja już tu była. Moje serce zaczęło bic szybciej gdy czułam jak ręka ukochana się napręża. Wiedziałam że go nie cierpi i z chęcią by go pobił. Alb (gdyż takie miał przezwisko) usiadł na fotelu przy małym stoliku, ja na przeciwko niego co nie spodobało się Justinowi. Wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami, wiedziałam że jak tam wejdę nie będzie zbyt kolorowo. Zostałam i zaczęłam gadac z blondynem.
-Albert.. Nie mogę się z Tobą spotykac, najlepiej jak będzie jak o mnie zapomnisz. -powiedziałam wstając.
-Nie mogę! Marta zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia.. Przepraszam że mówię to w takiej sytuacji, ale musiałem to wydusic z siebie. -wstał łapiąc mnie za rękę.
-Co? Proszę Alb odpuśc sobie. Ja mam Justina którego kocham nad życie, nie rozumiesz?
-On mnie nie interesuje, będę o Ciebie walczył.
-Kurwa człowieku, chyba za dużo wypiłeś odpuśc sobie. Na prawdę. -wyrwałam swoją rękę i szłam w stronę pokoju gdy ten rzucił się na mnie i przygniótł do ściany zaczełąm wołac Juju który przybiegł od razu. Uderzył go z pięści w twarz a blondyn aż odleciał, uciekłam do pokoju ze strachu lecz wyglądałam zza witryny. Nie mogłam patrzec jak Justin okłada go pięściami, podbiegłam i pociągnęłam go do pokoju.
-Jeszcze się policzmy gnoju, nawet siędo niej kurwa nie zbliżaj! -krzyknął szatyn wchodząc do pokoju.
Wyjrzałam a Alb'a już nawet nie było na korytarzu tylko małe krople krwi które musiały leciec mu z nosa lub wargi. Rozpłakałam się u usiadłam na łóżku, ukochany usiadł obok mnie i przytulił mocno całując w czoło.
-Skarbie, co on chciał zrobic? -objął mnie ramieniem i powiedział poważnym głosem.
-Nie wiem.. Powiedział że.. -bałam się to powiedziec, jąkałam się co chwilę od płaczu.
-Proszę mów, dostał na razie za swoje. Marta, powiedz.
-On.. On powiedział że mnie kocha na co ja odeszłam jak najszybciej i powiedziałam że ma sobie odpuścic. -otarłam łzy- a on rzucił się na mnie..
Chłopak wzdychnął smutno i położył mnie przykrywając kołdrą. Pocałował w czoło i wyszedł, powiedział że nie mogę wyjśc. Płakałam gorzej że on naprawdę może zrobic mu większą krzywdę.. A to wszystko moja wina. W mojej głowie było pełno myśli co może się stac, w końcu Albert nie jest taki bezbronny. Opowiadał mi kiedyś jak pobił się z chłopakiem i połamał mu nos i rękę.. Usłyszałam tłuczące się szkło, zrobiło mi się gorąco i pobiegłam na dół szukając szatyna. Wszyscy byli schlani do bólu, leżeli bądź tańczyli. Obrzydzało mnie to. Pobiegłam przez cały salon ale nigdzie go nie widziałam, w kuchni też go nie było, w pokojach gościnnych też. Zmęczyłam się strasznie i wyszłam do ogrodu, zauważyłam że ktoś sam siedzi przy basenie. Podeszłam powoli i był to Jus którego tak długo szukałam.
-Czemu tu siedzisz sam? -usiadłam obok niego.
-Przepraszam, musiałem odsapnąc. -powiedział smutnym głosem.
-Usłyszałam tłuczące się szkło, przestraszyłam się i zbiegłam. Nie mogłam Cię nigdzie znaleźc.
-Ale znalazłaś. Czego się tak przestraszyłaś?
-Że mogło Ci się coś stac.. -położyłam głowę na jego ramieniu a szatyn mnie objął.
-Spokojnie, kicia nie jest Ci zimno?
-Tylko trochę, w końcu jestem w samej bieliźnie i swetrze. -uśmiechnęłam się.
Chłopak odwzajemnił uśmiech, podniósł się i pomógł mi wstac po czym wziął mnie na ręce i powędrowaliśmy na górę do sypialni. Zdjęłam z siebie sweterek i byłam w samej bieliźnie a Bieber przygryzł wargę i dosłownie zjadał mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się i podeszłam po czym odpięłam mu spodnie zdjęłam i ściągnęłam. Weszłam pod kołdrę a ukochany znalazł się obok mnie w pare sekund. Jeździł palcami po moim boku i muskał delikatnie usta a ja jechałam ręką po jego rozpalonym torsie. Nachylił się nade mną i zaczął składac pocałunki na mojej szyi przez co przechodziły mnie dreszcze rozkoszy. Podniosłam jego głowę za podbródek i zaczęłam namiętnie całowac, szatyn oderwał delikatnie usta i szepnął:
-Marta.. Jesteśmy pijani, nie chcę by coś poszło nie tak. -spojrzał mi głęboko w oczy.
-Daj mi tylko słodkie buzi i mogę usnąc. -uśmiechnęłam się.
Jak poprosiłam Juju tak zrobił. Wtuliliśmy się mocno w siebie i zasnęliśmy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Justin oderwał się ode mnie i oby dwoje spojrzeliśmy na drzwi a ja zakryłam się kołdrą.
-O kurwa.. -powiedział męski głos i uciekł.
-Stój! -krzyknął szatyn i pobiegł za nim.
Zarzuciłam na siebie jakiś długi sweter i wybiegłam za nimi. Jus trzymał go opartego o ścianę i krzyczał, poznałam kto to, był to Albert. Podeszłam szybko do nich i odtrąciłam Jusa od niego.
-Co Ty tu robisz? -zapytałam zdenerwowana trzymając Biebera mocno za rękę.
-Dostałem zaproszenie od kumpla i przyszedłem, kazali mi się porozglądac po pokojach czy nic się nie dzieje bo policja już tu była. Moje serce zaczęło bic szybciej gdy czułam jak ręka ukochana się napręża. Wiedziałam że go nie cierpi i z chęcią by go pobił. Alb (gdyż takie miał przezwisko) usiadł na fotelu przy małym stoliku, ja na przeciwko niego co nie spodobało się Justinowi. Wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami, wiedziałam że jak tam wejdę nie będzie zbyt kolorowo. Zostałam i zaczęłam gadac z blondynem.
-Albert.. Nie mogę się z Tobą spotykac, najlepiej jak będzie jak o mnie zapomnisz. -powiedziałam wstając.
-Nie mogę! Marta zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia.. Przepraszam że mówię to w takiej sytuacji, ale musiałem to wydusic z siebie. -wstał łapiąc mnie za rękę.
-Co? Proszę Alb odpuśc sobie. Ja mam Justina którego kocham nad życie, nie rozumiesz?
-On mnie nie interesuje, będę o Ciebie walczył.
-Kurwa człowieku, chyba za dużo wypiłeś odpuśc sobie. Na prawdę. -wyrwałam swoją rękę i szłam w stronę pokoju gdy ten rzucił się na mnie i przygniótł do ściany zaczełąm wołac Juju który przybiegł od razu. Uderzył go z pięści w twarz a blondyn aż odleciał, uciekłam do pokoju ze strachu lecz wyglądałam zza witryny. Nie mogłam patrzec jak Justin okłada go pięściami, podbiegłam i pociągnęłam go do pokoju.
-Jeszcze się policzmy gnoju, nawet siędo niej kurwa nie zbliżaj! -krzyknął szatyn wchodząc do pokoju.
Wyjrzałam a Alb'a już nawet nie było na korytarzu tylko małe krople krwi które musiały leciec mu z nosa lub wargi. Rozpłakałam się u usiadłam na łóżku, ukochany usiadł obok mnie i przytulił mocno całując w czoło.
-Skarbie, co on chciał zrobic? -objął mnie ramieniem i powiedział poważnym głosem.
-Nie wiem.. Powiedział że.. -bałam się to powiedziec, jąkałam się co chwilę od płaczu.
-Proszę mów, dostał na razie za swoje. Marta, powiedz.
-On.. On powiedział że mnie kocha na co ja odeszłam jak najszybciej i powiedziałam że ma sobie odpuścic. -otarłam łzy- a on rzucił się na mnie..
Chłopak wzdychnął smutno i położył mnie przykrywając kołdrą. Pocałował w czoło i wyszedł, powiedział że nie mogę wyjśc. Płakałam gorzej że on naprawdę może zrobic mu większą krzywdę.. A to wszystko moja wina. W mojej głowie było pełno myśli co może się stac, w końcu Albert nie jest taki bezbronny. Opowiadał mi kiedyś jak pobił się z chłopakiem i połamał mu nos i rękę.. Usłyszałam tłuczące się szkło, zrobiło mi się gorąco i pobiegłam na dół szukając szatyna. Wszyscy byli schlani do bólu, leżeli bądź tańczyli. Obrzydzało mnie to. Pobiegłam przez cały salon ale nigdzie go nie widziałam, w kuchni też go nie było, w pokojach gościnnych też. Zmęczyłam się strasznie i wyszłam do ogrodu, zauważyłam że ktoś sam siedzi przy basenie. Podeszłam powoli i był to Jus którego tak długo szukałam.
-Czemu tu siedzisz sam? -usiadłam obok niego.
-Przepraszam, musiałem odsapnąc. -powiedział smutnym głosem.
-Usłyszałam tłuczące się szkło, przestraszyłam się i zbiegłam. Nie mogłam Cię nigdzie znaleźc.
-Ale znalazłaś. Czego się tak przestraszyłaś?
-Że mogło Ci się coś stac.. -położyłam głowę na jego ramieniu a szatyn mnie objął.
-Spokojnie, kicia nie jest Ci zimno?
-Tylko trochę, w końcu jestem w samej bieliźnie i swetrze. -uśmiechnęłam się.
Chłopak odwzajemnił uśmiech, podniósł się i pomógł mi wstac po czym wziął mnie na ręce i powędrowaliśmy na górę do sypialni. Zdjęłam z siebie sweterek i byłam w samej bieliźnie a Bieber przygryzł wargę i dosłownie zjadał mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się i podeszłam po czym odpięłam mu spodnie zdjęłam i ściągnęłam. Weszłam pod kołdrę a ukochany znalazł się obok mnie w pare sekund. Jeździł palcami po moim boku i muskał delikatnie usta a ja jechałam ręką po jego rozpalonym torsie. Nachylił się nade mną i zaczął składac pocałunki na mojej szyi przez co przechodziły mnie dreszcze rozkoszy. Podniosłam jego głowę za podbródek i zaczęłam namiętnie całowac, szatyn oderwał delikatnie usta i szepnął:
-Marta.. Jesteśmy pijani, nie chcę by coś poszło nie tak. -spojrzał mi głęboko w oczy.
-Daj mi tylko słodkie buzi i mogę usnąc. -uśmiechnęłam się.
Jak poprosiłam Juju tak zrobił. Wtuliliśmy się mocno w siebie i zasnęliśmy.
***Rano***
Obudziły nas jakieś wrzaski na dole. Przetarłam oczy, przywitałam się miło z Justinem i usiadłam na łóżku rozglądając się. Strasznie mało pamiętałam jedynie rozmowe z Codym i akcje z Albertem. Szatyn rzucił się na mnie i przytulał mnie mocno a ja obdarowywałam go całusami, zaczęliśmy się łaskotac i wygłupiac. Śmialiśmy tak głośno że chyba słyszeli nas na dole. Ubrałam ciuchy które wzięłam na zmianę wraz z Jusem i poszliśmy do łazienki która była w pokoju. Umyliśmy zęby chlapiąc się wodą i popychając biodrami, przebraliśmy i zeszliśmy na dół. Weszliśmy do kuchni i wryło nas w ziemię. Cody z Claudią i Chrisem przyrządzili wielkie śniadanie, stół był pięknie nakryty jak w jakiejś restauracji. Przywitałam się ze znajomymi a mój ukochany jak zwykle zazdrosny o to że przytulałam się z chłopakami. Dałam mu buzi w polik u zasiedliśmy do stołu. Claudia nałożyła nam omlety z owocami leśnymi polane czekoladą, aż szkoda było to jeśc, tak pięknie wyglądało. Po zjedzeniu pomogłam przyjaciółce posprzątac i usiedliśmy w dużym pokoju oglądając tv ale nagle straciłam humor, miałam jakoś dosyc wszystkiego. Pocałowałam mojego skarba, przeprosiłam wszystkich i wyszłam mówiąc by za mną nie szli. Szłam przed siebie, nie myślałam gdzie idę, chciałam iśc jak najdalej. Cały czas myślałam o tym że nie ma już mojej mamy, szłam płacząc, myślałam o tym co będzie jak przeprowadzę się do Justina, co się stanie gdy pójdę na pogrzeb mojej rodzicielki, jak dalej będzie z Jusem, czy media nas nie rozdzialą, czy narastające problemy nam nie przeszkodzą? Poszłam w miejsce gdzie pierwszy raz zabrał mnie szatyn. Stała tam jeszcze kanapa na której siedzieliśmy wspólnie. Usiadłam, ocierałam łzy, moje myśli błądziły. Patrzałam się w dal, widziałam tylko morze, las i miasto. Była mgła w końcu było dopiero po 9, położyłam się i leżałam patrząc w niebo. Zamknęłam oczy i usnęłam. Zbudziły mnie spadające na mnie krople deszczu, wstałam spojrzałam do góry widziałam ciemniejsze chmury. Zapięłam bluzę, schowałam ręce do kieszeni i szłam w dół. Gdy zeszłam na ławkach siedziała dziewczyna która też płakałam, otarłam łzy i usiadłam obok niej.
-Cześc, jestem Marta. -uśmiechnęłam się.
-Witaj, mam na imię Madlen. Miło mi Cię poznac. -przetarła twarz i spojrzała na mnie uśmiechając się przez łzy.
-Widzę że nie tylko ja dziś płaczę. Coś się stało? -objęłam ją jedną ręką a ona wybuchła płaczem.
Przestraszyłam się i zaczęłam już uspokajac. Podniosłam ją i złapałam za rękę.
-Chodź pójdziemy do mnie, napijemy się czegoś ciepłego i porozmawiamy na spokojnie.
-Dobrze. -szła przytulona do mnie.
Wsiadłyśmy do autobusu by byc szybciej, podczas drogi autobusem i gdy szłyśmy kawałek opowiadałyśmy sobie o sobie. Nie wypytywałam ją co się stało, szła i uśmiechała się opowiadaj mi różne wspomnienia. Była piękna, cera delikatna i lekko opalona, włosy jasno brązowe obcięte na krótko i luźny styl. Była delikatna a zarazem wyrazista i z charakterem. Weszłyśmy do mnie, zrobiłam herbatę i usiadłyśmy na sofie popijając. Śmiałyśmy się z różnych naszych opowiadań i zwierzeń aż w końcu musiałam ją spytac..
-Opowiesz mi co się stało? Proszę nie płacz. -przytuliłam ją bo widziałam że ma już szklanki w oczach.
-Dobrze. Od ponad dwóch lat jestem z dziewczyną którą kocham ponad życie, gdy przedstawiłam ją mojej rodzinie zaakceptowali nas. Nawet powiedzieli że traktują ją jak własną córkę! Lecz gdy poszłyśmy z tym do jej rodziny jej matka nie była zadowolona.. Ona akurat nie ma taty gdyż zmarł na misji zza granicą. Jest jedynaczką a jej mama niestety wygoniła mnie z domu i zabrała Alison do domu. Krzyknęła że zabrania nam się spotykac. Było to wczoraj wieczorem. Ali nie dzwoni do mnie, gdy byłam pod jej domem nikt mi nie otworzył, załamałam się i poszłam tam gdzie się spotkałyśmy. -powiedziała smutnym głosem.
Jej historia na prawdę wzruszyła mnie. Przecież to że siękochają rodzice powinni cieszyc się wraz z nimi. Powinni akceptowac swoje dzieci i ich decyzje, bo w końcu co jest złego że kocha się są samą płec? Rozpłakałyśmy się raz, przytulałam ją oraz obiecałam że jeszcze dziś pójdziemy po jej ukochaną i będę żyły razem, wspólnie. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu, był to Justin. Rzuciłam się na niego zapłakana i przytuliłam z całych sił.
-Kicia co się stało?! -powiedział przestraszony.
-Chodź przedstawię Ci kogoś. -uśmiechnęłam się przecierając łzy a chłopak pocałował mnie namiętnie.
Weszliśmy do salonu a znajoma wstała i zdębiała. Otarła łzy i uśmiechnęła się strasznie słodko.
-Justin to Madlen dziewczyna którą dziś poznałam, Madlen to Justin mój chłopak. -podali sobie ręce.
-Jezu.. Ja.. Nie wiem co powiedziec. -jąkałą się i uśmiechała szeroko.
-Spokojnie, tylko nie płacz. -przytulił ją na co się uśmiechnęłam.
Usiedliśmy wszyscy razem na kanapie i zaczęliśmy rozmawiac. Opowiedziałyśmy wszystko szatynowi, aż sam się wzruszył lecz nie płakał. Ustaliliśmy że gdy zjemy obiad pojedziemy pod dom niejakiej Alison. Mad położyła się na sofie, przykryłam ją kocem i zasnęła. Poszłam na górę z Jusem i opowiedziałam dlaczego wyszłam. Zrozumiał i przytulił mnie z całych sił.
-Marta, na zawsze będę z Tobą. Poradzimy sobie w każdej chwili i z każdą rzeczą. Rozumiesz?
-Tak. Kocham Cię, jesteś moim całym światem. -wtuliłam się w niego a on podniósł mnie i spojrzał w oczy.
-Na zawsze? -uśmiechnął się słodko.
-Na zawsze! -pocałowałam go w usta i usiedliśmy na łóżku.
Zastanawialiśmy się jak pomóc Madlen. Szatyn wspomniał że ma kumpla geja i że jest strasznie w porządku, tylko że oby dwóch mężczyzn rodzice nie mieli nic za złe by nawet ślub wzięli. Postanowiliśmy że pojedziemy na spokojnie pod jej dom, zapukamy i porozmawiamy a jeśli się nie zgodzi spróbujemy wziąc Alison siłą. Zeszliśmy na dół a dziewczyna jeszcze spała. Weszliśmy do kuchni i zaczęliśmy robic obiad. Jus miał jak zwykle ochotę na spaghetti a więc wyjęliśmy wszystkie składniki i zaczęliśmy razem gotowac. Szatyn posmarował mój nos sosem po czym pocałował i powiedział:
-Mmmmmm! Marcia jaka Ty smakowita! -zaśmiał się.
-Boże głuptasie, kocham Cię! -uśmiechnęłam się i pocałował go.
-Ja Ciebie też, ponad wszystko!
Przez te krzyki chyba zbudziliśmy Mad gdyż wstała i przyszła do nas. Usiadła na krześle i sączyła swoją herbatę.
-Wyspałaś się? -spytałam odwracając się.
-Tak, dziękuję że mnie tak gościcie. -uśmiechnęła się.
-Nie ma za co dziękowac! -podeszłam i ją przytuliłam. -Mam nadzieję że lubisz spaghetti bo sierota moja dziś się postarała i zrobiła ze mną. -zaśmiałam się z Juju i dałam mu buzi w polik.
-Tak, przeważnie jem wszystko. -zaśmiała się.
Nakryłam do stołu i nałożyłam każdemu jedzenie. Zaczęliśmy zajadac ze smakiem, gdy skończyliśmy obiad wstawiłam wszystko do zmywarki. Przebrałam się z Bieberem i pojechaliśmy do domu Madlen. Przedstawiła nas swoim rodzicom, opowiedzieli nam też tą sprawę i chcieli jechac z nami a więc się zgodziliśmy. Wsiedliśmy do czarnego auta ukochanego i pojechaliśmy pod dom Alison. Dziewczyna była cała gorąca, pewnie z nerwów i tej tęsknoty. Zapukaliśmy do drzwi i rozległ się głos ''Już idę!''..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że rozdział krótki ale źle się czuję. Mama nadzieję że podoba wam się! :)
KTO CZYTA NIECH DA KOMENTARZ, TO MNIE NA PRAWDĘ MOTYWUJE :*
piątek, 26 kwietnia 2013
Rozdział 15
Pływaliśmy jeszcze chwilę i wyszliśmy na brzeg. Usiedliśmy na piasku a woda obmywała nam nogi. Nagle podeszły do nas fanki Justina..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Piszczały i leciały im łzy z oczu, pewnie zachowywałam bym się tak samo gdybym go ujrzała nagle. Justin wstał przytulił oby dwie i zrobił sobie z nimi zdjęcie. Uśmiechałam się i patrzałam na nich, tak miło zobaczyc że ktoś właśnie spełnia swoje marzenia. Dziewczyny chciały też miec zdjęcie ze mną, to było tak cholernie miłe że aż łza w oku mi się zakręciła. Stanęłam w objęciu z Jusem a dziewczyny obok nas, ciotka zrobiła nam wszystkim zdjęcie. Fanki poszły a my jeszcze chwilę siedzieliśmy przy brzegu rozmawiając o jakiejś imprezie wieczorem, miałam ochotę się rozerwac a więc zgodziłam się by tam pójśc. Wróciliśmy na koc, zajadaliśmy winogrono karmiąc się nawzajem i opalaliśmy się. Miałam nadzieję że złapie mnie słońce i choc troszkę stanę się brązowa. Przysnęło mi się na plaży a chłopak miziając mój brzuch przebudził mnie. Spałam nie całą godzinkę, nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zaczęliśmy się zbierac, dosłownie w każdym miejscu byli jacyś dziennikarze lub paparazzi. Było to mega męczące. Spakowaliśmy koc, ręczniki, parasol i inne rzeczy po czym poszliśmy szybko do aut. Wszyscy już byliśmy pod autem oprócz Claudii i Chrisa, gdy siedzieliśmy na brzegu oni akurat jedli coś i wygłupiali się, nie miałam bladego pojęcia kiedy oni poszli i gdzie są. Justin zadzwonił do kumpla i zaraz zauważyłam jak wychodzą z pobliskiej toalety, Chris zapinając rozporek a Claudia poprawiając włosy. Szturchnęłam szatyna i zaczęliśmy się śmiac. Ustaliłyśmy z dziewczynami że przyjedziemy do nich godzinę przed całą imprezą i pojedziemy w wyznaczone miejsce. Wsiedliśmy do aut i pojechaliśmy do swoich domów, ciocia podrzuciła nas pod same drzwi i odjechała. Po jutrze spotykam się z nią i idziemy na zakupy, takie babskie popołudnie. Poszłam się wykąpac bo całe ciało mnie swędziało od soli, gdy brałam prysznic usłyszałam pukanie do drzwi. Udawałam że nic nie słyszę i nie reagowałam aż zobaczyłam że ktoś otwiera mi kabinę.
-Kicia pozwól wziąc mi z Tobą prysznic. -zrobił te swoje słodkie oczka przez które zawsze na wszystko się zgadzam.
-Eh no wejdź. -uśmiechnęłam się ocierając twarz.
Chłopak rozebrał się i zaraz był już ze mną. Mieliśmy nawet dużo miejsca gdyż nie by to mały prysznic. Dmuchałam w niego pianą którą zabierałam z jego i moich włosów. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i jednocześnie kąpaliśmy. Wzięłam miękką gąbkę i jeździłam nią po torsie chłopaka na co on się uśmiechnął i przyciągnął mnie mocno do siebie. Popatrzałam mu w te jego czekoladowe oczy i przyssałam się do jego warg. Objął mnie za dół pleców jadąc rękami w dół i zatrzymując się na moich pośladkach. Przygryzłam jego wargę na co ścisnął ręce i zaczął całowac mnie jeszcze namiętniej. Oparłam go o ścianę i napierałam swoim ciałem na jego, nie odrywając ani na chwilę ust. Jusowi podobało się to, chyba nawet bardzo gdyż nie puszczał mnie nawet na chwilę. Trzymając mnie mocno za tyłek podniósł do góry a ja owinęłam się nogami w okół jego pasa. Zaczął robic mi malinki na całej szyi i dekoldzie, odwdzięczyłam mu się robiąc to samo. Oderwałam delikatnie usta i szepnęłam mu do ucha przygryzając jego płatek:
-Zimno mi, wyjdźmy.
-Ja Cię mogę rozgrzac. -uśmiechnął się łobuzersko łapiąc za moją pierś.
-Justin.. Wiesz że to lubię ale nie chcę.. -spojrzałam mu w oczy.
-Nie będę nalegał, wyłaź kicia. -zakręcił wodę i odsunął kabinę.
Wyszliśmy wytarłam się ale on i tak musiał mnie wytrzec do końca. Ubraliśmy szlafroki i powędrowaliśmy do kuchni zjeśc pizze którą Juju musiał zamówic wcześniej. Byłam strasznie głodna, gdy zjadłam swoją porcję popiłam sokiem i poszłam na kanapę a zaraz obok mnie był już Bieber. Kocham go za to jaki jest, nie wiem co się stanie gdy będzie miał jakąś trasę chyba nie wytrzymam z tęsknoty za tak kochanym i opiekuńczym mężczyzną, jest całym moim światem. Przytuliliśmy się do siebie i oglądaliśmy jakiś film, była to komedia z której się śmialiśmy. Spojrzałam na zegarek i dochodziła 18.
-Skrzacie na którą jest ta impreza u Twojego znajomego?-zapytałam odkładając telefon.
-Na 20, a co? -pocałował mnie w skroń.
-Za godzinę mamy byc w domu Claudii, idę się przyszykowac. -powiedziałam wstając.
-Marta.. Mam małe pytanie.. -powiedział nieśmiało na co moje serce zaczęło bic szybciej.
-Czy zechciałabyś mieszkac ze mną? Mieszkam sam a teraz gdy nie ma Twojego taty przesiadujemy tu i nie muszę tam siedziec. Ale gdy wróci Ty będziesz tu a ja pare ulic dalej. -popatrzał na mnie smutno.
-Głuptasku oczywiście że chcę! Wiesz że i tak po zakończeniu roku przeprowadzamy się pare domów dalej od Ciebie a więc tato na pewno się zgodzi. -uśmiechnęłam się rzucając mu klucze od domu.
-Na prawdę chcesz mieszkac z kimś takim jak ja? -wstał i przytulił mnie mocno patrząc w oczy.
-Kocham Cię i chcę z Tobą byc na zawsze, pamiętaj o tym. -dałam mu buzi w polik.
-Też Cię kocham! -podniósł mnie i pocałował czule.
Przebrał się i pojechał do domu by ubrac się na imprezę. Ja zaczęłam wybierac ciuchy i postanowiłam że ubiorę krótkie jasne spodenki lekko obcisłe, koszulkę z wilkiem i niebieskie vansy przynajmniej nie będę musiała się wbijac w szpilki i jakieś sukienki bo nie przepadam za tym, wolę luźny styl. Ubrałam się odrazu, wyprostowałam włosy i zrobiłam makijaż. Gdy pakowałam małą listonoszkę Justin wszedł do domu i mnie wołał. Spakowałam ją szybko i zbiegłam na dół.
-Gotowa moja kicia? -uśmiechnął się dając buzi.
-Gotowa! -wyszliśmy i zamknęłam dom.
Wsiedliśmy do jego czarnego auta i pojechaliśmy pod dom przyjaciółki. Chciałam już pukac ale chyba czytali mi w myślach i otworzyli od razu. Przywitaliśmy się, gadaliśmy o imprezie i o tym kto nas wiezie do domu. Okazało się że chyba tam przenocujemy bo to dobry znajomy Jusa. Okazało się że Ann i Ryan niestety poszli na randkę do kina, przynajmniej spędzą wieczór romantycznie. Claudia pobiegła na górę się przebrac a my gadaliśmy chwilę i śmialiśmy z opowiadań wspólnych Juju i Chrisa jak byli młodsi. Myślałam że pęknę tam ze śmiechu! Przyjaciółka zbiegła szybko, na szczęście nie ja jedyna byłam dziś luźna ubrana. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Jechaliśmy dobre pół godziny, to nie był duży dom tylko willa. Wiedziałam że to ktoś bogaty. Gdy weszliśmy przywitał nas Cody Simpson, myślałam że wyjdą mi oczy. Chłopak od razu mnie przytulił na co szatyn szturchnął go ręką i rozmowa nawet nam się kleiła. Poszliśmy do salonu, było już sporo ludzi.. Bieber nalał nam piwa do szklanek i sączyliśmy gadając o przyjeździe taty i zakończeniu szkoły. Gdy tylko przeprowadzimy się z tatą powiem mu że będę mieszkała z nim, mam nadzieje że dobrze to przyjmie. Gdy wypiliśmy chyba już 3 szklankę poszliśmy tańczyc, wiedziałam że jeśli wypiję jeszcze już odlecę ale szatyn trzymał się dobrze. Śmialiśmy się i całowaliśmy tańcząc, strasznie dobrze się bawiłam chodź nie wiedziałam gdzie jest Claudia z Chrisem. Pewnie gołąbeczki się zabawiają. Musiałam odsapnąc, strasznie się zmęczyłam. Usiadłam w kuchni na blacie i przyszedł do mnie Cody, przywitałam się z nim tak jak na początku i dał mi drinka. Nie wiedziałam czy wypic ale on nalegał tak samo jak ukochany z daleka. Wypiłam duszkiem i rozmawiałam z nim. Rozmowa się trzymała i cały czas o czymś nawijał, opowiadał mi o Jusie jaki jest i co mu o mnie mówił. Dosłownie w nie których momentach się zarumieniałam. Podszedł do mnie szatyn składając pocałunek na mojej szyi aż przeszły mnie ciarki.
-No stary! Widzę że Marta niezłą ozdobę zrobiła Ci na szyi. -zaśmiał się Cody.
-Patrz na jej! -odsłonił moje włosy i odwinął delikatnie bluzkę pokazując dekold. -Ma gorzej. -zaśmiał się i namiętnego buziaka.
-Oj Marcia, jak Ty się tak mu dajesz. -uśmiechnął się kumpel.
-Nie wiem, ten jego wzrok i dotyk tak na mnie działa. -złapałam Juju za dłoń.
-Ja pójdę trochę zając się swoją imprezą a wy nie przeszkadzajcie sobie. -puścił oczko i poszedł.
Był strasznie miły, cieszyłam się że mój chłopak ma dobrych kumpli którzy nie sprowadzą go na złą drogę. Czułam od niego alkohol, on ode mnie też. Byliśmy już upici.. Zobaczyłam jak przyjaciółka ciągnie swojego chłopaka za rękę na górę, też nie zbyt się trzymali. Gdy spojrzałam zza ściany na imprezę więcej niż połowa była całkowicie schlana. Nie chciałam tu siedziec, pociągnęłam Biebera na górę do jakiegoś pokoju. Był to chyba pokój gościnny, zamknął nas na klucz i zdjął z siebie t-shirt podchodząc do mnie. Gdy zobaczyłam jego brzuch i tors byłam w siódmym niebie, rzuciłam się na niego a on położył nas delikatnie na łóżku. Miział mnie po udzie całując namiętnie. Justin wstał, zdjął z siebie spodnie i był w samych bokserkach po czym zgasił światło. Położył się obok mnie i zaczął rozbierac, czułam przechodzące mnie ciarki gdy dotykałam jego rozpalonego ciała. Nagle ktoś zapukał do drzwi i je lekko uchylił..
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Martwię się że nikogo ten blog nie interesuje, że nikt go nie czyta.. Chciałabym żeby każda osoba która przeczyta rozdział dała komentarz, jeden głupiutki który dla mnie znaczy tak wiele i motywuje mnie do dalszego pisania. Pozdrawiam was, do niedzieli!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Piszczały i leciały im łzy z oczu, pewnie zachowywałam bym się tak samo gdybym go ujrzała nagle. Justin wstał przytulił oby dwie i zrobił sobie z nimi zdjęcie. Uśmiechałam się i patrzałam na nich, tak miło zobaczyc że ktoś właśnie spełnia swoje marzenia. Dziewczyny chciały też miec zdjęcie ze mną, to było tak cholernie miłe że aż łza w oku mi się zakręciła. Stanęłam w objęciu z Jusem a dziewczyny obok nas, ciotka zrobiła nam wszystkim zdjęcie. Fanki poszły a my jeszcze chwilę siedzieliśmy przy brzegu rozmawiając o jakiejś imprezie wieczorem, miałam ochotę się rozerwac a więc zgodziłam się by tam pójśc. Wróciliśmy na koc, zajadaliśmy winogrono karmiąc się nawzajem i opalaliśmy się. Miałam nadzieję że złapie mnie słońce i choc troszkę stanę się brązowa. Przysnęło mi się na plaży a chłopak miziając mój brzuch przebudził mnie. Spałam nie całą godzinkę, nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zaczęliśmy się zbierac, dosłownie w każdym miejscu byli jacyś dziennikarze lub paparazzi. Było to mega męczące. Spakowaliśmy koc, ręczniki, parasol i inne rzeczy po czym poszliśmy szybko do aut. Wszyscy już byliśmy pod autem oprócz Claudii i Chrisa, gdy siedzieliśmy na brzegu oni akurat jedli coś i wygłupiali się, nie miałam bladego pojęcia kiedy oni poszli i gdzie są. Justin zadzwonił do kumpla i zaraz zauważyłam jak wychodzą z pobliskiej toalety, Chris zapinając rozporek a Claudia poprawiając włosy. Szturchnęłam szatyna i zaczęliśmy się śmiac. Ustaliłyśmy z dziewczynami że przyjedziemy do nich godzinę przed całą imprezą i pojedziemy w wyznaczone miejsce. Wsiedliśmy do aut i pojechaliśmy do swoich domów, ciocia podrzuciła nas pod same drzwi i odjechała. Po jutrze spotykam się z nią i idziemy na zakupy, takie babskie popołudnie. Poszłam się wykąpac bo całe ciało mnie swędziało od soli, gdy brałam prysznic usłyszałam pukanie do drzwi. Udawałam że nic nie słyszę i nie reagowałam aż zobaczyłam że ktoś otwiera mi kabinę.
-Kicia pozwól wziąc mi z Tobą prysznic. -zrobił te swoje słodkie oczka przez które zawsze na wszystko się zgadzam.
-Eh no wejdź. -uśmiechnęłam się ocierając twarz.
Chłopak rozebrał się i zaraz był już ze mną. Mieliśmy nawet dużo miejsca gdyż nie by to mały prysznic. Dmuchałam w niego pianą którą zabierałam z jego i moich włosów. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i jednocześnie kąpaliśmy. Wzięłam miękką gąbkę i jeździłam nią po torsie chłopaka na co on się uśmiechnął i przyciągnął mnie mocno do siebie. Popatrzałam mu w te jego czekoladowe oczy i przyssałam się do jego warg. Objął mnie za dół pleców jadąc rękami w dół i zatrzymując się na moich pośladkach. Przygryzłam jego wargę na co ścisnął ręce i zaczął całowac mnie jeszcze namiętniej. Oparłam go o ścianę i napierałam swoim ciałem na jego, nie odrywając ani na chwilę ust. Jusowi podobało się to, chyba nawet bardzo gdyż nie puszczał mnie nawet na chwilę. Trzymając mnie mocno za tyłek podniósł do góry a ja owinęłam się nogami w okół jego pasa. Zaczął robic mi malinki na całej szyi i dekoldzie, odwdzięczyłam mu się robiąc to samo. Oderwałam delikatnie usta i szepnęłam mu do ucha przygryzając jego płatek:
-Zimno mi, wyjdźmy.
-Ja Cię mogę rozgrzac. -uśmiechnął się łobuzersko łapiąc za moją pierś.
-Justin.. Wiesz że to lubię ale nie chcę.. -spojrzałam mu w oczy.
-Nie będę nalegał, wyłaź kicia. -zakręcił wodę i odsunął kabinę.
Wyszliśmy wytarłam się ale on i tak musiał mnie wytrzec do końca. Ubraliśmy szlafroki i powędrowaliśmy do kuchni zjeśc pizze którą Juju musiał zamówic wcześniej. Byłam strasznie głodna, gdy zjadłam swoją porcję popiłam sokiem i poszłam na kanapę a zaraz obok mnie był już Bieber. Kocham go za to jaki jest, nie wiem co się stanie gdy będzie miał jakąś trasę chyba nie wytrzymam z tęsknoty za tak kochanym i opiekuńczym mężczyzną, jest całym moim światem. Przytuliliśmy się do siebie i oglądaliśmy jakiś film, była to komedia z której się śmialiśmy. Spojrzałam na zegarek i dochodziła 18.
-Skrzacie na którą jest ta impreza u Twojego znajomego?-zapytałam odkładając telefon.
-Na 20, a co? -pocałował mnie w skroń.
-Za godzinę mamy byc w domu Claudii, idę się przyszykowac. -powiedziałam wstając.
-Marta.. Mam małe pytanie.. -powiedział nieśmiało na co moje serce zaczęło bic szybciej.
-Czy zechciałabyś mieszkac ze mną? Mieszkam sam a teraz gdy nie ma Twojego taty przesiadujemy tu i nie muszę tam siedziec. Ale gdy wróci Ty będziesz tu a ja pare ulic dalej. -popatrzał na mnie smutno.
-Głuptasku oczywiście że chcę! Wiesz że i tak po zakończeniu roku przeprowadzamy się pare domów dalej od Ciebie a więc tato na pewno się zgodzi. -uśmiechnęłam się rzucając mu klucze od domu.
-Na prawdę chcesz mieszkac z kimś takim jak ja? -wstał i przytulił mnie mocno patrząc w oczy.
-Kocham Cię i chcę z Tobą byc na zawsze, pamiętaj o tym. -dałam mu buzi w polik.
-Też Cię kocham! -podniósł mnie i pocałował czule.
Przebrał się i pojechał do domu by ubrac się na imprezę. Ja zaczęłam wybierac ciuchy i postanowiłam że ubiorę krótkie jasne spodenki lekko obcisłe, koszulkę z wilkiem i niebieskie vansy przynajmniej nie będę musiała się wbijac w szpilki i jakieś sukienki bo nie przepadam za tym, wolę luźny styl. Ubrałam się odrazu, wyprostowałam włosy i zrobiłam makijaż. Gdy pakowałam małą listonoszkę Justin wszedł do domu i mnie wołał. Spakowałam ją szybko i zbiegłam na dół.
-Gotowa moja kicia? -uśmiechnął się dając buzi.
-Gotowa! -wyszliśmy i zamknęłam dom.
Wsiedliśmy do jego czarnego auta i pojechaliśmy pod dom przyjaciółki. Chciałam już pukac ale chyba czytali mi w myślach i otworzyli od razu. Przywitaliśmy się, gadaliśmy o imprezie i o tym kto nas wiezie do domu. Okazało się że chyba tam przenocujemy bo to dobry znajomy Jusa. Okazało się że Ann i Ryan niestety poszli na randkę do kina, przynajmniej spędzą wieczór romantycznie. Claudia pobiegła na górę się przebrac a my gadaliśmy chwilę i śmialiśmy z opowiadań wspólnych Juju i Chrisa jak byli młodsi. Myślałam że pęknę tam ze śmiechu! Przyjaciółka zbiegła szybko, na szczęście nie ja jedyna byłam dziś luźna ubrana. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Jechaliśmy dobre pół godziny, to nie był duży dom tylko willa. Wiedziałam że to ktoś bogaty. Gdy weszliśmy przywitał nas Cody Simpson, myślałam że wyjdą mi oczy. Chłopak od razu mnie przytulił na co szatyn szturchnął go ręką i rozmowa nawet nam się kleiła. Poszliśmy do salonu, było już sporo ludzi.. Bieber nalał nam piwa do szklanek i sączyliśmy gadając o przyjeździe taty i zakończeniu szkoły. Gdy tylko przeprowadzimy się z tatą powiem mu że będę mieszkała z nim, mam nadzieje że dobrze to przyjmie. Gdy wypiliśmy chyba już 3 szklankę poszliśmy tańczyc, wiedziałam że jeśli wypiję jeszcze już odlecę ale szatyn trzymał się dobrze. Śmialiśmy się i całowaliśmy tańcząc, strasznie dobrze się bawiłam chodź nie wiedziałam gdzie jest Claudia z Chrisem. Pewnie gołąbeczki się zabawiają. Musiałam odsapnąc, strasznie się zmęczyłam. Usiadłam w kuchni na blacie i przyszedł do mnie Cody, przywitałam się z nim tak jak na początku i dał mi drinka. Nie wiedziałam czy wypic ale on nalegał tak samo jak ukochany z daleka. Wypiłam duszkiem i rozmawiałam z nim. Rozmowa się trzymała i cały czas o czymś nawijał, opowiadał mi o Jusie jaki jest i co mu o mnie mówił. Dosłownie w nie których momentach się zarumieniałam. Podszedł do mnie szatyn składając pocałunek na mojej szyi aż przeszły mnie ciarki.
-No stary! Widzę że Marta niezłą ozdobę zrobiła Ci na szyi. -zaśmiał się Cody.
-Patrz na jej! -odsłonił moje włosy i odwinął delikatnie bluzkę pokazując dekold. -Ma gorzej. -zaśmiał się i namiętnego buziaka.
-Oj Marcia, jak Ty się tak mu dajesz. -uśmiechnął się kumpel.
-Nie wiem, ten jego wzrok i dotyk tak na mnie działa. -złapałam Juju za dłoń.
-Ja pójdę trochę zając się swoją imprezą a wy nie przeszkadzajcie sobie. -puścił oczko i poszedł.
Był strasznie miły, cieszyłam się że mój chłopak ma dobrych kumpli którzy nie sprowadzą go na złą drogę. Czułam od niego alkohol, on ode mnie też. Byliśmy już upici.. Zobaczyłam jak przyjaciółka ciągnie swojego chłopaka za rękę na górę, też nie zbyt się trzymali. Gdy spojrzałam zza ściany na imprezę więcej niż połowa była całkowicie schlana. Nie chciałam tu siedziec, pociągnęłam Biebera na górę do jakiegoś pokoju. Był to chyba pokój gościnny, zamknął nas na klucz i zdjął z siebie t-shirt podchodząc do mnie. Gdy zobaczyłam jego brzuch i tors byłam w siódmym niebie, rzuciłam się na niego a on położył nas delikatnie na łóżku. Miział mnie po udzie całując namiętnie. Justin wstał, zdjął z siebie spodnie i był w samych bokserkach po czym zgasił światło. Położył się obok mnie i zaczął rozbierac, czułam przechodzące mnie ciarki gdy dotykałam jego rozpalonego ciała. Nagle ktoś zapukał do drzwi i je lekko uchylił..
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Martwię się że nikogo ten blog nie interesuje, że nikt go nie czyta.. Chciałabym żeby każda osoba która przeczyta rozdział dała komentarz, jeden głupiutki który dla mnie znaczy tak wiele i motywuje mnie do dalszego pisania. Pozdrawiam was, do niedzieli!
środa, 24 kwietnia 2013
Rozdział 14
Ostatnie co słyszałam to głos chłopaka mówiącego co się stało, wiedziałam że dzwoni po karetkę. Trzymał mnie za rękę a ja zemdlałam..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziło mnie smyranie po ręce, wokół mnie było biało i siedział Justin.
-Kim jesteś? -zapytałam się.
-Kicia co Ty mnie nie pamiętasz? -powiedział smutno.
-Kim jesteś? Powiedz! Gdzie ja jestem? -byłam w szoku.
-Czekaj tu.. -wybiegł.
Chwilę później przyszedł z lekarzem, domyśliłam się że jestem w szpitalu. Ale nie wiedziałam dlaczego, kim jest ten przystojny szatyn. Weszła grupka ludzi, nie kojarzyłam nikogo. Bałam się.. Doktor zadawał mi mnóstwo różnych pytań, na połowę nie umiałam odpowiedziec. Stwierdzili że mam amnezje. Rozpłakałam się, jak mogłam tyle rzeczy zapomniec? Miałam tylko jakieś przebłyski wspomnień. Wszyscy mnie przytulali przez co płakałam że nie pamiętam tak wspaniałych osób. Pamiętałam że jutro przyjeżdża tata bo mam zakończenie roku. Leżałam i łzy same ciekły mi z oczu, został przy mnie tylko niejaki Justin. Opowiadał mi wspaniałe rzeczy o mnie i nim. Nie mogłam w to uwierzyc że zapomniałam coś takiego. Opowiadał mi ponad 4 godziny wszystko, zaczęłam sobie trochę przypominac. Wszedł lekarz.
-Jak się czuje nasza pacjentka? -uśmiechnął się.
-Dobrze, nic mnie nie boli. chciałabym stąd wyjśc. -powiedziałam ocierając łzy.
-Nie możemy Cię jeszcze wypuścic, zostaniesz do rana na obserwacji. Musisz sobie jak najwięcej przypominac. -zwrócił się do Jusa- przywieź jej rzeczy, pamiątki, niech przyjaciele też tu przyjdą. Jeśli nie uda nam się jej wszystkiego przypomniec możliwe że już nie wróci jej pamięc.. -wyszedł.
Załamałam się, a co jeśli nie uda mi się? Jeśli nie przypomnę tak wielu wspaniałych rzeczy? Co wtedy?..
Chłopak przytulił mnie mocno i położył się na białym łóżku obok mnie. Miział mnie i wciąż opowiadał, zaczynałam miec przebłyski związane z nim. Śmialiśmy się, zaczynałam dokańczac za niego zdanie związane z nami, Justin dawał mi za to mnóstwo buziaków, tulił się i cieszył niesamowicie. Pożegnał się ze mną i pojechał do domu po jakieś rzeczy, miałam obok telefon więc go wzięłam i próbowałam wpisywac hasła do różnych kont. Nie dawałam rady. Leżałam dłuższą chwilę i zastanawiałam się, za 8 razem udało mi się. Na facebooku i twitterze były zdjęcia moje, Biebera i nasze wspólne. Uśmiechałam się i łzy spływały mi po policzkach. Czytałam wiadomości od beliebers, zaczęłam przypominac sobie jeszcze więcej. Weszła grupka osób, dwie dziewczyny i dwójka chłopaków ich twarze były mi znajome. Patrzałam się na nich i zastanawiałam. Wszyscy mi się przedstawili i Claudia zaczęła mi opowiadac że jest moją przyjaciółką, różne przygody mi opowiadała a ja słuchałam zaciekawiona. W końcu ja zaczęłam mówic wspomnienia przez co śmiałyśmy się i przytulała mnie mocno. Opowiedziała mi o Ann, Chrisie i Ryanie wszystko. Gadała jak jakaś katarynka! Byłam bardzo zadowolona że mam kogoś takiego, przyszedł szatyn. Usiadł na krzesełku obok i pokazywał miliony zdjęc naszych wspólnych i ze znajomymi. Przyjaciółka to samo, pokazała mi z wesołego miasteczka przez co przypomniało mi się wszystko. Każdy się zdziwił, ja byłam już zmęczona tą ''nauką'' podziękowałam im, pocałowałam Jusa i poszłam spac. Został tylko chłopak i siedział obok.
Przebudziłam się akurat na kolację, uśmiechnęłam się bo szatyn był cały czas przy mnie. Widziałam jak bardzo mu na mnie zależy, to było cudowne. Zjedliśmy razem kolacje, usiedliśmy na łóżku i patrzeliśmy na różne strony w internecie i mówiliśmy sobie na wzajem co w tamte dni się działo, jak nie pamiętałam Justin mi przypominał. Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy na małym łóżku.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziło mnie smyranie po ręce, wokół mnie było biało i siedział Justin.
-Kim jesteś? -zapytałam się.
-Kicia co Ty mnie nie pamiętasz? -powiedział smutno.
-Kim jesteś? Powiedz! Gdzie ja jestem? -byłam w szoku.
-Czekaj tu.. -wybiegł.
Chwilę później przyszedł z lekarzem, domyśliłam się że jestem w szpitalu. Ale nie wiedziałam dlaczego, kim jest ten przystojny szatyn. Weszła grupka ludzi, nie kojarzyłam nikogo. Bałam się.. Doktor zadawał mi mnóstwo różnych pytań, na połowę nie umiałam odpowiedziec. Stwierdzili że mam amnezje. Rozpłakałam się, jak mogłam tyle rzeczy zapomniec? Miałam tylko jakieś przebłyski wspomnień. Wszyscy mnie przytulali przez co płakałam że nie pamiętam tak wspaniałych osób. Pamiętałam że jutro przyjeżdża tata bo mam zakończenie roku. Leżałam i łzy same ciekły mi z oczu, został przy mnie tylko niejaki Justin. Opowiadał mi wspaniałe rzeczy o mnie i nim. Nie mogłam w to uwierzyc że zapomniałam coś takiego. Opowiadał mi ponad 4 godziny wszystko, zaczęłam sobie trochę przypominac. Wszedł lekarz.
-Jak się czuje nasza pacjentka? -uśmiechnął się.
-Dobrze, nic mnie nie boli. chciałabym stąd wyjśc. -powiedziałam ocierając łzy.
-Nie możemy Cię jeszcze wypuścic, zostaniesz do rana na obserwacji. Musisz sobie jak najwięcej przypominac. -zwrócił się do Jusa- przywieź jej rzeczy, pamiątki, niech przyjaciele też tu przyjdą. Jeśli nie uda nam się jej wszystkiego przypomniec możliwe że już nie wróci jej pamięc.. -wyszedł.
Załamałam się, a co jeśli nie uda mi się? Jeśli nie przypomnę tak wielu wspaniałych rzeczy? Co wtedy?..
Chłopak przytulił mnie mocno i położył się na białym łóżku obok mnie. Miział mnie i wciąż opowiadał, zaczynałam miec przebłyski związane z nim. Śmialiśmy się, zaczynałam dokańczac za niego zdanie związane z nami, Justin dawał mi za to mnóstwo buziaków, tulił się i cieszył niesamowicie. Pożegnał się ze mną i pojechał do domu po jakieś rzeczy, miałam obok telefon więc go wzięłam i próbowałam wpisywac hasła do różnych kont. Nie dawałam rady. Leżałam dłuższą chwilę i zastanawiałam się, za 8 razem udało mi się. Na facebooku i twitterze były zdjęcia moje, Biebera i nasze wspólne. Uśmiechałam się i łzy spływały mi po policzkach. Czytałam wiadomości od beliebers, zaczęłam przypominac sobie jeszcze więcej. Weszła grupka osób, dwie dziewczyny i dwójka chłopaków ich twarze były mi znajome. Patrzałam się na nich i zastanawiałam. Wszyscy mi się przedstawili i Claudia zaczęła mi opowiadac że jest moją przyjaciółką, różne przygody mi opowiadała a ja słuchałam zaciekawiona. W końcu ja zaczęłam mówic wspomnienia przez co śmiałyśmy się i przytulała mnie mocno. Opowiedziała mi o Ann, Chrisie i Ryanie wszystko. Gadała jak jakaś katarynka! Byłam bardzo zadowolona że mam kogoś takiego, przyszedł szatyn. Usiadł na krzesełku obok i pokazywał miliony zdjęc naszych wspólnych i ze znajomymi. Przyjaciółka to samo, pokazała mi z wesołego miasteczka przez co przypomniało mi się wszystko. Każdy się zdziwił, ja byłam już zmęczona tą ''nauką'' podziękowałam im, pocałowałam Jusa i poszłam spac. Został tylko chłopak i siedział obok.
Przebudziłam się akurat na kolację, uśmiechnęłam się bo szatyn był cały czas przy mnie. Widziałam jak bardzo mu na mnie zależy, to było cudowne. Zjedliśmy razem kolacje, usiedliśmy na łóżku i patrzeliśmy na różne strony w internecie i mówiliśmy sobie na wzajem co w tamte dni się działo, jak nie pamiętałam Justin mi przypominał. Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy na małym łóżku.
***Rano***
Słońce świeciło mi prosto w twarz przez co nie mogłam dalej spac, wstałam i uczesałam się. Wszedł lekarz, zaczęłam mu opowiadac wszystkie rzeczy związane ze mną, krzyczałam jak bardzo się ciesze i niechcący obudziłam chłopaka. Podbiegłam do niego, przytuliłam z całych sił i krzyknęłam:
-Ja wszystko pamiętam! Kocham Cię! -leciały mi łzy szczęścia jak i Jusowi.
-Kochanie moje! -przytulił mnie z całych sił.
-Gołąbeczki! -przerwał nam lekarz- Marto wypisujemy Cię dziś, przyjdź do mnie na kontrolę za 5 dni. Do widzenia nasza dzielna pacjentko. -wyszedł.
Przebrałam się w ciuchy które przywiózł mi szatyn, zrobiłam lekki makijaż i spakowaliśmy mi małą torbę. Wyszliśmy ze szpitala i pojechaliśmy do domu. Śpiewaliśmy piosenki w aucie, byłam bardzo szczęśliwa że to też pamiętam. Gdy wchodziliśmy do domu dzwonił tato. Odebrałam i opowiedziałam wszystko, tato był zmartwiony całą tą sprawą z mamą i teraz z moim zdrowiem. Pocieszyłam go że wszystko przypominali mi znajomi, trochę go to uniosło na duchu. Rozłączyłam się i poszłam do kuchni, byłam głodna a więc zaczęłam robic sobie kanapki. Bieber przyszedł i podjadał mi, śmialiśmy się dużo, wygłupialiśmy i gadaliśmy. Miałam wspaniały humor, nic ani nikt nie mógł mi go zniszczyc. Poszłam na górę, wzięłam zimny prysznic pod którym sobie śpiewałam a Jus na dole śmiał się ze mnie. Wysuszyłam włosy, ubrałam się, lekko zrobiłam makijaż i poleciałam na dół wskakując na kanapę chłopak złapał mnie na ręce. Zaczął mnie łaskotac, myslałam że już nie wytrzymam od śmiechu. Odepchnęłam go od siebie udając że się obraziłam a on od razu z buziakami i przeprosinami do mnie. Lecz odpychałam go, gdy spojrzałam mu w oczy nie mogłam się oprzec i zaczęliśmy się całowac. Ktoś zapukał nam do drzwi i przerwał. Nie cierpię jak nam to robią. Poszłam otworzyc, była to ciotka. Wpuściłam ją i pytała się co u mnie i jak po wypadku. Najwidoczniej musiał ją poinformowac mój ukochany, a więc opowiedziałam wszystko i została u nas na obiedzie który sama ugotowała. Zrobiła pyszne sushi, zajadaliśmy ze smakiem. Umyłyśmy razem naczynia gadając o Justinie jaki on jest. Ciocia mówiła że mi zazdrości tak kochanego mężczyzny jakiego mam. Doceniłam to, w końcu jest wspaniały. Za nic nikomu bym go nie oddała ani nie zostawiła. Emi namawiała nas żebyśmy pojechali z nią na plażę. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, w końcu rzucili by się na nas fani.. Ale szatyn nie miał nic przeciwko, a więc ciotka pojechała do domu po jakieś pierdółki a ja pobiegłam na górę i przebierałam się w strój. Nie mogłam się zapiąc a więc zawołałam Juju. Gdy wszedł pożądał mnie wzrokiem na co ja pokiwałam głową że nie.
-Zapniesz mi strój? -odwróciłam się tyłem.
-Oczywiście kicia. -zrobił swoje i złapał mnie za biodra.
-Justin co Ty kombinujesz? -odwrócił mnie w swoją stronę.
-Shhh -poczułam jak nasze wargi dominują między sobą.
Przyciągnął mnie mocno do siebie tak że między naszymi ciałami nie było żadnej przestrzeni, nie odrywałam ani na chwilę ust od jego. Złapał mnie za uda i podniósł, owinęłam się nogami w okół jego pasa. Całował mnie czule a zarazem namiętnie. Posadził mnie na komodzie i całował po szyi, wiedziałam że do czegoś zmierza.
-Justin nie teraz -szepnęłam mu na ucho przygryzając jego płatek.
-Nie mogę się oprzec -spojrzał mi w oczy.
-Chodźmy ciotka pewnie jest już na dole. -zeszłam z komody dając mu buziaka.
Zarzucałam na siebie sukienkę a Bieber tylko przygryzał wargę. Wzięłam go za dłoń i poszliśmy do mnie by spakowac potrzebne rzeczy. Zadzwoniłam do cioci i spytałam się czy mamy coś wiząc do jedzenia i picia. Kazała byśmy wzięli tylko picie a jedzenie ona załatwi. Byliśmy już spakowani a jej wciąż nie było. Zamknęliśmy dom i usiedliśmy na ławeczce smyrając się co chwile. Jus zauważył auto Chrisa i Emi. Zdziwiliśmy się. Okazało się że przyjaciele jadą z nami, wiedziałam że będzie to udany dzień. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na cudowną plażę. Słońce mocno grzało a ona nie mogła znaleźc miejsca na parkingu.. Z resztą Chris też. Zaparkowaliśmy daleko od miejsca plaży gdzie mieliśmy odpocząc. Powiedziałam że nic nie stracimy jeśli przejdziemy się kawałek. Szatyn wziął mnie na barana i szliśmy całą grupką. W końcu doszliśmy na miejsce, rozłożyliśmy się i nasmarowałam Juju a on mnie kremem. Słońce nie dawało spokoju a na niego nie było ani jednej chmurki.
-Jest mi strasznie gorąco. -powiedziałam chowając twarz pod zimny ręcznik.
-Mi tak samo -powiedziała Claudia.
Nagle Bieber wziął mnie na ręce. Nie wiedziałam o co chodzi. Zmierzał w stronę morza, myślałam że on tylko żartuje ale wrzucił nas do wody. Byłam tak nagrzana że woda wydawała mi się lodowata. Zaczęliśmy płynąc z szatynem w głąb wody aż w końcu nie czułam gruntu pod nogami o od razu rzuciłam się na niego. Zaśmiał się i trzymał mnie mocno.
-I co teraz? Ja jeszcze dosięgam. -dał mi buziaka.
-Nie puszczaj mnie tylko skrzacie! -uśmiechnęłam się.
-Dobrze, spokojnie kicia! -śmiał się i co chwile dostawałam buziaki które mu oddawałam.
Z oddali zobaczyłam paparazzi robiących nam zdjęcia, nie przejmowałam się. Pływaliśmy jeszcze chwile i wyszliśmy na brzeg. Usiedliśmy na piasku a woda obywała nam nogi. Nagle podeszły do nas fanki Justina..
niedziela, 21 kwietnia 2013
Rozdział 13
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Szatyn zdjął ze mnie piżamę za z siebie bokserki, byliśmy całkowicie nadzy. Zaczęliśmy się całowac a nasze ciała stawały się jednością..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przechodziły mnie delikatne ciarki, byłam w siódmym niebie jak Justin całował mnie po całym ciele. Bawiłam się jego włosami gdy on zaczął składac pocałunki na moim podbrzuszu i mojej kobiecości. Spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął szyderczo po czym poczułam rozkosz. Językiem działał cuda, odchylałam głowę w tył i jęczałam dosyc głośno. Czułam że zaraz dojdę gdy chłopak oderwał się ode mnie.
-Co się dzieje? -zapytałam rozgniewana ze właśnie przestał.
-Spokojnie kicia, to spodoba Ci się jeszcze bardziej -nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta ssąc je delikatnie.
Bieber otworzył paczuszkę z prezerwatywą i założył na Jerrego a ja poczułam jak właśnie wszedł we mnie. Pisnęłam z bólu na co chłopak przytulił się i delikatnie posuwał się we mnie. Położyłam ręce na jego plecach i sapałam a on wraz ze mną, złapał mnie za biodra. Poczułam tą błogośc. Jus zaczął poruszac się szybciej na co ja jęczałam jeszcze głośniej. Pewnie słyszała mnie połowa osiedla ale chciałam by ten pierwszy raz był wspaniały.
-Justin! Szybciej! -krzyczałam wbijając mu paznokcie w plecy.
-Jesteś wspaniała! -całował mnie po szyi.
Nasze ciała były jednością, wiedziałam że teraz jest mój, na zawsze. Sapał coraz głośniej, pożądał mnie coraz bardziej. Dochodziłam w tym samym czasie co on, wygięłam się w łuk a szatyn został chwile we mnie. Położył się obok, położył dłoń na moim policzku odgarniając włosy i powiedział:
-Mówiłem jaka jesteś cudowna? -uśmiechnął się.
-Słyszałam tylko słowo wspaniała -zaśmiałam się jeszcze dysząc.
-Nieźle Cię wymęczyłem widzę, chodź tu do mnie. -rozłożył ramiona.
Przytuliłam się do chłopaka, otulił nas kołdrą i zasnęliśmy wtuleni w siebie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przechodziły mnie delikatne ciarki, byłam w siódmym niebie jak Justin całował mnie po całym ciele. Bawiłam się jego włosami gdy on zaczął składac pocałunki na moim podbrzuszu i mojej kobiecości. Spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął szyderczo po czym poczułam rozkosz. Językiem działał cuda, odchylałam głowę w tył i jęczałam dosyc głośno. Czułam że zaraz dojdę gdy chłopak oderwał się ode mnie.
-Co się dzieje? -zapytałam rozgniewana ze właśnie przestał.
-Spokojnie kicia, to spodoba Ci się jeszcze bardziej -nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta ssąc je delikatnie.
Bieber otworzył paczuszkę z prezerwatywą i założył na Jerrego a ja poczułam jak właśnie wszedł we mnie. Pisnęłam z bólu na co chłopak przytulił się i delikatnie posuwał się we mnie. Położyłam ręce na jego plecach i sapałam a on wraz ze mną, złapał mnie za biodra. Poczułam tą błogośc. Jus zaczął poruszac się szybciej na co ja jęczałam jeszcze głośniej. Pewnie słyszała mnie połowa osiedla ale chciałam by ten pierwszy raz był wspaniały.
-Justin! Szybciej! -krzyczałam wbijając mu paznokcie w plecy.
-Jesteś wspaniała! -całował mnie po szyi.
Nasze ciała były jednością, wiedziałam że teraz jest mój, na zawsze. Sapał coraz głośniej, pożądał mnie coraz bardziej. Dochodziłam w tym samym czasie co on, wygięłam się w łuk a szatyn został chwile we mnie. Położył się obok, położył dłoń na moim policzku odgarniając włosy i powiedział:
-Mówiłem jaka jesteś cudowna? -uśmiechnął się.
-Słyszałam tylko słowo wspaniała -zaśmiałam się jeszcze dysząc.
-Nieźle Cię wymęczyłem widzę, chodź tu do mnie. -rozłożył ramiona.
Przytuliłam się do chłopaka, otulił nas kołdrą i zasnęliśmy wtuleni w siebie.
***Rano***
Spałam smacznie po czym poczułam jak ktoś mizia mnie po boku. Otworzyłam delikatnie oczy i ujrzałam ukochanego który już nie spał i czekał ze śniadaniem. Już dawno nie dostałam takiego śniadania do łóżka., uśmiechnęłam się i pocałowałam go soczyście. Ubrałam szlafrok i usiadłam z powrotem na łóżko, chłopak położył długa deskę na nasze uda i zaczęliśmy jeśc. Oczywiście nie obeszło się bez wygłupiania! Justin wylał porzeczkowy sok na białą kołdrę. Wiedziałam że się nie spierze.. Chłopak poszedł umyc naczynia a ja wrzuciłam kołdrę do prania, miałam nadzieję że się odpierze. Ochlapałam się zimną wodą, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Zeszłam na dół, spojrzałam na zegarek. Była 10:06 a więc usiadłam przed tv włączając eske na której leciała nowa piosenka Jusa. Nuciłam ją sobie i weszłam do kuchni napic się soku chłopak zmierzył mnie wzrokiem i spytał się:
-Nic Cię nie boli? -podszedł do mnie łapiąc za biodra.
-Nie dlaczego? -uśmiechnęłam się odkładając szklankę.
-No po wczorajszym.. Miałem byc delikatny ale coś mi się nie udało. -zaśmiał się.
-I tak było nudno -powiedziałam specjalnie.
-Powtórz to. -przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Wczoraj wieczorem było dosyc nudno! -krzyknęłam łapiąc go za ramiona.
-O nie! Pożałujesz tego! -wziął mnie za ręce i położył na sofę w salonie.
Zdjął z siebie koszulkę i ze mnie. Zaśmiałam się i zaczęłam go całowac na co on rozpiął sobie i mi spodnie.
-Jus nie za dużo? -spojrzałam mu w oczy.
-Nigdy niczego nie jest za dużo -uśmiechnął się łobuzersko.
Całował mnie po torsie a ja miziałam go po biodrach. Rozległo się pukanie do drzwi i głos Claudii. Zapomniałam o szkole, w końcu dziś piątek.
-Justin złaź ze mnie! Muszę iśc do szkoły! -zapięłam spodnie i ubrałam na siebie bluzkę.
-Musisz? -zrobił smutną minę.
-Niestety.. Ale jak wrócę będę cała twoja, w dodatku mam skrócone lekcje.
Pobiegłam na górę, związałam włosy, wzięłam plecak i zbiegłam na dół otwierając drzwi w których stała przyjaciółka z siostrą. Przywitałam się i pożegnałam ze skrzatem moim, oczywiście nie chciał wypuścic mnie z objęcia ale jakoś dałam radę uciec dając mu długiego buziaka. Wyszłam z domu i w aucie siedział Chris już z dziewczynami, usiadłam z przodu i jechaliśmy do szkoły.
-No Marta co tu się wczoraj działo? -zapytał chłopak.
-Nic? To niby miało się dziac? -powiedziałam oburzona.
-Jak wracaliśmy z imprezy było chyba koło 1 to niezłe jęki było słychac jak staliśmy pod drzwiami. -zasmiał się.
-Jezu nie wasz interes, spadajcie. -odwróciłam głowę i patrzałam na ludzi.
Po 20 minutach byliśmy na miejscu, Claudia z Chrisem oczywiście musieli się pożegnac bardzo słodko po czym weszłyśmy do szkoły. Na dzień dobry ujrzałam Alberta. Przywitałam się i wziął mnie na bok.
-Marta co u Ciebie? Nie odzywałaś się.
-Przepraszam, nie wchodzę już na te strony. Jakoś mam dośc.
-To moge Twój numer telefonu? -uśmiechnął się.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.. -uciekałam wzrokiem.
-Oj nie proś się, podaj. -chłopak nalegał.
-Trzymaj -wyrwałam numer z notesu i mu dałam. -Pa.
-No hej Marcia!
-Nie mów tak do mnie.. -odeszłam.
Pobiegłam do dziewczyn nie mówiąc ani słowa i weszłyśmy na lekcje hiszpańskiego. Cały czas byłam rozkojarzona i nie mogłam się na niczym skupic. Nauczyciel coś wyjaśniał po czym zadawał pytania i oczywiście wypadło na mnie..
-No to teraz niech powie nam Marta co przed chwilą wyjaśniłem. -stanął przed ławką moją i Claudii.
-Nie wiem, nie mam pojęcia. -powiedziałam bazgrając w zeszycie.
-No to moje gratulacje. -powiedział to i jeszcze coś po hiszpańsku.
-Si, si proszę pana. -powiedziałam i akurat zadzwonił dzwonek.
Poszłyśmy do sklepiku, kupiłam sobie bułkę i zaczęłam jeśc. Gdy zjadłam poszłam wyrzucic papierek, nie zauważyłam że był rozlany jogurt. Stanęłam na niego i się wywróciłam.. Wszyscy do mnie podbiegli jakbym nie wiem co się stało, pomogli mi wstac i poszłam do szafki po krótkie spodenki gdyż te były w jogurcie. Claudia i Ann poszły ze mną do łazienki, przebrałam się a tamte spodenki schowałam do reklamówki i włożyłam do szafki. Poszłyśmy na resztę lekcji a gdy się skończyły wracałyśmy do domu poboczem żeby było szybciej. Wszędzie były kałuże, skakałyśmy by je omijac. Nagle Ann wpadła do jednej, myślałam że pękniemy ze śmiechu. Usłyszałam nadjeżdżające auto które jechała tak szybko że połowa kałuzy z ulicy wylądowała na mnie. Byłam cała mokra, darłam się do tego kierowcy ale nie było go już nawet widac. Dziewczyny śmiały się ze mnie z resztą ja sama z siebie też. Szłam cała przemoczona do domu gdy po nie całej godzinie drogi byłam już w domu. Gdy weszłam w domu pachniało pięknie, Justin postarał się najwidoczniej z obiadem. Wyskoczył na przedpokój, myślałam że oczy mu wypadną.
-Kicia! Co się stało? -podszedł i zabrał plecak na bok.
-Szłyśmy po drodze, i auto pędzące milion na godzine mnie ochlapało. -robię smutną minę.
-Tak pewnie tak szybko leciało -zaśmialiśmy się.
Chłopak wziął mnie na ręcę i zaniósł na górę i zdjął ze mnie ubrania po czym przebrałam się i zeszliśmy na dół jeśc obiad. Nagle zaczął dzownic mi telefon a więc odebrałam.
-Halo? Tata?! -zapytałam.
-Tak córeczko, wracam w niedzielę i będę na Twoim zakończeniu roku! -zaśmiał się.
-Jezu jak wspaniale! Wracaj już, stęskniłam się..
-Ja też, uwierz. Jak wrócę to odrazu po zakończeniu we wtorek przeprowadzamy się.
-No w końcu, dobra ja się rozłączam bo Justin zrobił pyszny obiad.
-Pozdrów go, pa córcia! -rozłączył się.
Zaczęłam jeśc i pozdrowiłam chłopaka od taty. Gdy zjedliśmy posprzątaliśmy by miec z głowy i usiedliśmy przed tv. Leciał akurat jakiś film więc zostawiliśmy i oglądaliśmy sobie. Czułam się zmęczona, wtulona w szatyna zasnęłam.
Gdy się obudziłam Jus też jeszcze smacznie drzemał. Leżałam sobie na nim gdy nagle poczułam jak smyra mnie po boku, wiedziałam że już nie śpi a więc dałam mu buzi i nachyliłam się nad nim.
-Wiesz że przespaliśmy prawie cały dzień? -zaśmiałam się.
-To teraz idziemy na spacer? -dał mi buzi w czoło.
-Jasne, tylko ubiorę bluzę. -poszłam na górę i wzięłam bluzę moją i Justina.
Ubieram bluze i buty a szatyn robi to samo. Wychodzimy i zamykamy dom po czym chłopak daje mi buziaka w policzek i łapię mnie za rękę, zmierzamy w kierunku parku. Idziemy spokojnie spiewając, gadając i wygłupiając się. Jest już dosyc ciemno, nagle widzę że coś na nas zmierza był to jakiś rowerzysta jadący dosyc szybko. Justin złapał mnie za ramiona i odciągnął od razu na bok.
-Marcia patrz jak chodzisz, potrącił by Cię. -powiedział tuląc mnie.
-Nie wiem czemu tak nagle nie mogłam się nawet poruszyc, dziękuję. -wtuliłam się mocno.
-Chodź idziemy dalej -uśmiechnął się i dał mi buzi w nosek.
Szliśmy polną drogą obok pastwiska, zawsze jak byłam mała przychodziłam tu z mamą i tatą.. Opowiedziałam to Juju po czym głos mi się załamał i popłakałam się. Brakowało mi obecności mamy. Nie mogłam opanowac się przez łzy. Ukochany wziął mnie na ręce i posadził na belce po czym tulił mnie bardzo mocno. Uspokoiłam się i zeszłam.
-Dziękuję że jesteś. -powiedziałam patrząc się w jego brązowe oczy.
-Zawsze będę, spokojnie. -pocałował mnie w usta.
Wracaliśmy już, zrobiło się chłodno i szłam przytulona do chłopaka a on trzymał mnie mocno. Czułam jak bije mu serce. Słyszałam jak ktoś biegnie, bałam się i rozglądałam się co chwilę. Staliśmy przed pasami gdy nagle ktoś mnie popchnął i zwiał. Wypadłam z objęc szatyna i uderzyłam głową o ziemie. Ostatnie co słyszałam to głos chłopaka mówiącego co się stało, wiedziałam że dzwoni po karetkę. Trzymał mnie za rękę a ja zemdlałam..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Starałam się jak mogłam by rozdział był dosyc długi:) Zaraz będzie 3 tys. wyświetleń, nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy. Jeszcze gdy komentujecie mam zapał do tego, czuje że ktoś to czyta i chcę pisac.
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)