poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 21

Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podbiegłam do niego i szarpnęłam za ramię.
-Kto nie może mnie zranic? Mów! -podniosłam ton głosu.
-Nie ważne, nie przejmuj się. -objął mnie ramieniem a ja odeszłam na bok.
-Masz mi powiedziec, w końcu chodzi to o mnie! -krzyknęłam.
-Idźmy już.. -szedł parę kroków przede mną w ciszy.
Nie odezwałam się ani na chwilę wracając do szpitala, gdy weszliśmy pobiegłam do siebie i zamknęłam się. Zadzwoniłam do taty kiedy do mnie przyjdzie, teraz mam dwie sprawy na głowie.. Powiedział że przed kolacją i zje z wraz z nami. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, stanęłam w oknie i patrzałam na zakochane pary które chodzą uśmiechnięte. Dlaczego ja nie mogę byc w tej chwili tak szczęśliwa? Dlaczego Justina nie ma obok mnie? Różne pytania chodziły mi po głowie, lecz nie znałam na nie odpowiedzi. Byłam zmęczona całym popołudniem. Położyłam się wygodnie i zasnęłam jak małe dziecko.
Usłyszałam otwierające się drzwi, miałam nadzieję że to Justin przyszedł do mnie ale ujrzałam w nich tatę. Usiadł obok mnie i położył rękę na moim ramieniu.
-Marta muszę powiedziec Ci coś bardzo ważnego. -powiedział poważnym głosem.
-Tato mów, ja już tu nie wytrzymuję z nerwów.. -oparłam się o ścianę, ojciec wziął głęboki oddech.
-Ten cały wypad z wakacjami to nie jest prawda.. Nie pracuję też w zwykłej firmie, handluje przez co często moi ludzie zabijają tych od których czerpiemy korzyści a przez to zagraża mi i wam życie. Rodzice Ann i Claudii pojechali osobno z mamą, na Majorkę. Wiem że jest to dla Ciebie wielki wstrząs i zdziwienie ale chciałem byś miała z matką jak najlepiej. Mama została właśnie zabita przez jednego z moich wrogów, obwiniam się tym cholernie, wiem będziesz mnie teraz za to nienawidziła ale ja Cię kocham Marta.
Zapadła cisza, do moich oczy napłynęły słone łzy, nie mogłam w to uwierzyc. Mój kochany i miły tata jakimś zabójczym gangsterem? Nie mieściło mi się to w głowie, przytuliłam się do niego z całych sił i płakałam gorzej niż małe dzieci.
-Tato.. Nie opuszczę Cię.. -wyszeptałam unosząc się od płaczu.
-Dziękuję Ci za to kochanie, załatwię ochroniarzy dla nas i nic nam się nie stanie, obiecuję!
Przytaknęłam głową i otarłam łzy.
-Pójdziesz po Justina? Pokłóciliśmy się.. -znowu miałam w oczach szklanki.
-O co? Co się stało?
-Byliśmy jeździc konno i usłyszałam jak Jus gada z kimś przez telefon i mówił że nikt nie może mnie dotknąc i skrzywdzic. -przełknęłam głośno ślinę.
-Skarbie.. Jest jeszcze jedna sprawa..
-Jaka?! Tato mów!
-Bo.. Twój Justin jest też w to zamieszany.
-Jak to on?! -byłam zdziwiona a oddech mi przyspieszył.
-Bo potrzebowaliśmy kogoś kto może załatwic nam transport od razu, no a że Bieber był od ręki że tak powiem to pracuje z nami. Na swoim koncie też ma paru zabitych ludzi. Nie możesz o tym nikomu powiedziec, nawet swoim przyjaciołom jedynie z Justinem o tym możesz gadac.
Przytaknęłam, podziękowałam że powiedział mi wszystko i pożegnałam się. Poszłam pod pokój chłopaka i zapukałam lekko poddenerwowana do drzwi. Otworzył mi i przytulił się z całych sił, przepraszał za swoje zachowanie. Uległam, nie mogłam się na niego gniewac, nie potrafiłam. Wtuliłam się w niego i pocałowałam delikatnie w dolną wargę. Wziął mnie na ręce, zamknął pokój i usiedliśmy na łóżku, patrzał mi głęboko w oczy z uśmiechem jeżdżąc ręką od środka uda.
-Jus.. Chcę się o coś spytac. -złapałam go za dłoń.
-Mów śmiało skarbie. -uśmiechnął się delikatnie.
-Czemu nie powiedziałeś mi nic że zabijasz ludzi? Że prowadzisz chore interesy z moim ojcem?
-Ja.. -zakłopotał się.- Ja się bałem że mnie przez to zostawisz, ja nie chcę tego robic ale załatwiam te interesy żeby biznes się kręcił u Twojego taty. Zrozum że to wszystko dla dobra Twojego..
-Zabijanie ludzi jest dla mojego dobra? Co Ty pierdolisz, Justin! -uniosłam się.
-Skarbie.. Nie chciałem byś to tak odebrała, zobaczysz z czasem że to nie takie złe. -przytulił mnie mocno.
Westchnęłam i wtuliłam się w niego, nie mogłam się pogodzic z tym że mama właśnie zginęła przez tatę.. Chciałam odciąc się od rzeczywistości i zasnąc wtulona w ukochanego. Spojrzał na zegarek i podniósł moję głowę do góry za podbródek, złożył czuły a zaraz namiętny pocałunek na moich ustach, wstaliśmy i poszliśmy w stronę stołówki. Koło recepcji zauważyłam Claudie, Chrisa, Ann i Ryana, podbiegłam i zaczęła tulic się ze wszystkimi, Justin to samo. Poleciały mi lekkie łzy, chciałam się im wygadac ale wiedziałam że nie mogłam pisnąc ani słowa.
-Marcia czemu płaczesz? -spytał sie Christian przytulając mnie.
-Że w końcu mogę was zobaczyc. -uśmiechnęłam się niepewnie.
Poszliśmy wszyscy razem na stołówkę, akurat była pizza i jakieś sałatki, wszyscy wzięli pizze oprócz mnie. Nie miałam jakoś apetytu i Juju przyniósł mi sałatkę z kurczakiem i warzywami. Zajadaliśmy opiwadając co u nich, czy mają plany na wakacje bo w końcu już się zaczęły. Przez ten szpital nie zauważyłam jak czas szybko zleciał. Mieli plany by leciec do Hiszpanii na długie i miłe wakacje, w końcu to nie taki zły pomysł, zastanawialiśmy się chwilę z Justinem i postanowiliśmy że zabierzemy się z nimi. Zjedliśmy, nasi mężczyźni odnieśli naczynia a my plotkowałyśmy. Stęskniłam się za takim gadaniem z nimi, chyba nadrobiłyśmy dziś cały stracony czas. Szliśmy do pokoju mojego by spakowac nasze rzeczy gdyż jutro wychodzimy. Przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co związane z wyjazdem, nie pasowało mi trochę że to już za 5 dni jest wyjazd ale mus to mus. Do Ann zadzwoniła mama że muszą już wracac do domu, w końcu dochodziła 21. Nie wiem jak spędziliśmy prawie 2 godziny na głupiej stołówce. Pożegnaliśmy się i poszliśmy wziąc prysznic z Jusem, spakowaliśmy swoje rzeczy po czym poszliśmy do niego. Dostałam jeszcze mnóstwo pocałunków na całym ciele, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy.

***4 DNI PÓŹNIEJ***

Jedliśmy obiad z ukochanym, u mojego taty, oczywiście ulubione danie Biebera czyli spaghetti. Po zjedzeniu pomogliśmy mu posprzątac, i pożegnaliśmy się. Tato powiedział że wyjedzie w interesach na parę dni i nie będzie mógł dzownic ani odbierac.
-Marta masz do mnie zadzownic jutro od razu jak wylądujecie, zrozumiano? -powiedział poważnie.
-Dobrze tato. -zachichotałam i popatrzałam w stronę szatyna.
-A Ty masz mi jej pilnowac i się nią opiekowac jak do tej pory, radzisz sobie chłopie. -uśmiechnął się.
-Dziękuję, będę jej pilnował jak oczka w głowie, z resztą jak do tej pory. -pocałował mnie w głowę.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy, śmialiśmy się z tej ''poważnej'' rozmowy z ojcem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego domu. Tak pięknie brzmiało słowo NASZEGO, zawsze uśmiechałam się gdy miałam tylko tą myśl w głowie. Dojechaliśmy, Jus zaparkował, odpięłam pasy i wysiadłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni, byłam trochę spragniona i zaczęłam pic sok z kartonu. Bieber po cichutku zaszedł mnie od tłu i położył ręce na ramionach przez co się przestraszyłam a sok wypadł mi z ręki oblewając mnie i podłogę. Zaczęliśmy się śmiac a szatyn całował mnie po dekoldzie. 
-Smaczna jesteś! -zaśmiał się ze mną i złożył pocałunek na moich ustach.
Zdjął ze mnie koszulkę i przygryzł wargę.
-Wypierzesz ją. -uśmiechnęłam się. -Przynieś mi jakąś na zmianę.
-Po co? Wolę jak nie masz jej na sobie, piękne ciało trzeba pokazywac skarbie. -uśmiechnął się i przybliżył do mnie kładąc ręce na biodrach.
-Nie uważam tak. -odwzajemniłam uśmiech i pociągnęłam go lekko na siebie.
Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi a zaraz pocałunki które paraliżowały moje ciało. Odchyliłam delikatnie głowę dając mu większy dostęp, gryzł i ssał na zmianę moją szyję. Podniosłam jego głowę za podbródek i wpiłam się w jego malinowe usta. Nasze oddechy były nie równe i przyspieszały z każdym zetknięciem się naszych ciał. Oderwałam się i przygryzłam wargę patrząc mu w oczy.
-Powinniśmy się pakowac, jutro wyjeżdżamy. -uśmiechnęłam się.
-Ahhh że musiałaś w takiej chwili. -zrobił smutną minę.
-Przepraszam, ale i tak mnie kochasz. -uśmiechnęliśmy się i dałam mu buzi.
Poszliśmy do naszego pokoju, wyjęliśmy walizki i zaczęliśmy się pakowac. Było trochę sporo tego gdyż jedziemy na pełne 2 tygodnie. Spakowałam ciuchy, kosmetyczkę, przybory toaletowe i inne potrzebne rzeczy, z resztą tak jak szatyn. Naszykowaliśmy sobie ciuchy na rano, Jus zniósł nasze walizki na dół i postawił w przedpokoju. Dochodziła już 19, jak my spędziliśmy nie całe 3 godziny na pakowaniu? Nie do pomyślenia! Poszliśmy robic wspólnie kolacje, postanowiliśmy że zrobimy lasagne. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i usiadłam na blacie. Chłopak zajmował się przygotowywaniem leczy chyba nie był zbytnio na tym skupiony gdyż co chwilę jego oczy były skierowane w moje. Wstawił danie do piekarnika ja go nastawiłam, nakryłam do stołu i oparliśmy się o niego. Wsadziłam ręce w jego tylne kieszenie gdy poczułam karteczkę, wyjęłam ją. Jus od razu wyrwał mi ją z ręki.
-Boisz się czegoś? -spytałam patrząc na karteczkę a później na niego.
-Nie, tylko.. To jest piosenka która pisałem całą noc gdy smacznie spałaś. Jest dla Ciebie. -uśmiechnął się.
-Jakie to słodkie i kochane! -przytuliłam go mocno i dałam czułego buziaka.- Mogę zobaczyc?
-Jasne, tylko masz się nie śmiac. -puścił mi oczko i podał kartkę.
Otworzyłam i zaczęłam czytac. Piosenka przedstawiała historię, z początku Jusa jak był mały i jak rósł, później o mnie to samo, o naszym spotkanie, o zakochaniu, wspomnieniach wspólnych, miałam już łzy w oczach. Ostatni refren był o tym jak bardzo mnie kocha i jak wspaniali będziemy jako małżeństwo, rodzice, dziadkowie, na zawsze razem. Łzy ciekły mi z oczu, przytuliłam go jak tylko mogłam i zmoczyłam jego koszulkę słoną substancją. Otarł je i pocałował w czoło.
-Na zawsze, prawda? -spojrzał mi głęboko w oczy.
-Na zawsze. -uśmiechnęłam się.
Staliśmy wtuleni w siebie, piekarnik stanął i wyjęliśmy naszą pyszną kolację, ukochany nałożył nam średnie porcje. Nie zjadłam całej ale była przepyszna, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy na górę. Sprawdziliśmy czy wszystko wzięliśmy, miałam nadzieję że wszystko spakowałam, ale raczej tak. Poszłam wziąc gorący prysznic, całe ciało namydliłam czekoladowym żelem i umyłam włosy. Spłukałam wszystko dokładnie z siebie i w tym samym czasie wyszliśmy z Bieberem z łazienek. Zaśmialiśmy się i poszliśmy ubrac w piżamy. Oczywiście nie obeszło się bez komentowania naszych ciał. Gdy się ubraliśmy, zasłoniłam rolety a Juju zgasił lampkę. Położyliśmy się, skarb mój przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na moich ustach. Przytuliłam się do niego a on do mnie, zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę marzeń.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam lenia przez weekend i nic nie dodawałam. Widzę że jednak nie zagląda tu zbyt dużo osób, często się zastanawiam nad usunięciem bloga.. Czy jest tu ktoś jeszcze? Jeśli tak niech da głupi komentarz który mnie na prawdę mocno motywuje i nakręca bym pisała dalej:) 
Komentujcie, obserwujcie! :* +3 komentarze nowy rozdział:)

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 20

Wpoił się w moje usta, nogą kopnął w jakieś drzwi otwierając je.
Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poczułam na swoich plecach zimny stół a mój oddech przyspieszał. Justin całował moją szyję, dekold i brzuch, przechodziły mnie ciarki rozkoszy. Wplotłam ręce w jego szatynowe włosy i przyciągnęłam do siebie znów złączając nasze wargi. Nasze języki walczyły o dominację, oddechy były nie równe. Byłam w samej bieliźnie jak i on, przygryzłam wargę patrząc na jego ciało.
-Jesteś piękna. -uśmiechnął się i pocałował w policzek.
-A Ty seksowny. -zachichotałam i całowałam go delikatnie po szyi.
Wiedziałam że właśnie się uśmiecha i przygryza wargę, ulegał gdy ssałam bądź przygryzałam jego szyję. Zdjął ze mnie wszystko, moje ciało było w pełnej okazałości a więc zsunęłam jego bokserki. Uśmiechnął się łobuzersko i nachylił nade mną szepcząc miłe słowa w moje usta. Przyciągnęłam go do siebie tak że między nami nie było żadnej szczeliny. Swoją ręką błądził po moim ciele a na mojej skórze były już ciarki, gdy zjechał nią na podbrzusze i spojrzał mi w oczy kiwnęłam głową i pocałowałam go w dolną wargę. Pieścił moją kiebiecośc a ja czułam się jak w niebie, jęczałam mu cicho w usta przez co się podniecał jeszcze bardziej. Wargą pieścił moje piersi, a ja jęczałam jeszcze głośniej. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, spojrzeliśmy na siebie przestraszeni i zeszliśmy ze stołu ubierając się jak najszybciej. Otworzyliśmy drzwi i wybiegliśmy śmiejąc się. Uciekliśmy za róg i spojrzeliśmy kto to. Lekarz najwidoczniej chciał wziąc leki a my chcieliśmy się pieprzyc w sali z lekarstwami. Wybuchliśmy śmiechem i oparliśmy się o ścianę. Usiadłam i zawiązałam buty a Jus podszedł do okna patrząc na niebo. Podbiegłam i zauważyłam szare i czarne chmury z daleko, wiedziałam że jednak nici z naszej plaży. Usiadł na parapecie a ja obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu, spojrzałam na telefon i dochodziła już 13 a obiad miał byc za 30 minut.
-Mamy jeszcze trochę czasu, gdzie idziemy skarbie? -spytał się mnie zerkając.
-Nie mam pojęcia może na taras? -uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nawet dobry pomysł, zastanawiałem się nad następną salą ale no.. -zaczęliśmy się głośno śmiac.
-Chodź. -zeszłam z parapetu i złapałam go za rękę.
Chłopak zeskoczył i szliśmy w stronę wyjścia ze szpitala, usłyszałam grzmot przez co się przestraszyłam i wtuliłam od razu w Biebera. Uśmiechnął się i podniósł mnie na rękach przytulając mocno a ja owinęłam nogi w okół jego pasa. Puścił mi oczko i stanęliśmy przed wielkim oknem patrząc na deszcz bijący o szyby i błyskawice. Rozmyślałam co teraz u mamy, chciałam by wróciła, postanowiłam gdy tato przyjdzie pogadam z nim o całej tej sprawie i dowiem się wszystkiego. Jus cmoknął mnie w polik i wypadłam z rozmyśleń, uśmiechnęłam się i bez słowa szliśmy już w kierunku bufetu. Dziś na obiad była jakaś sałatka, frytki i ryba, nałożyłam sobie mało a szatyn wręcz przeciwnie. Uśmiechnęłam się i poszłam do naszego stolika na którym scyzorykiem bądź nożem były wygraberowane nasze imiona w sercu. Spojrzałam na chłopaka idącego w moją stronę a uśmiech miałam od ucha do ucha. Pocałowałam go w policzek a ten wiedział już o co chodzi, usiedliśmy i zaczęliśmy zajadac. Gadaliśmy o znajomych w końcu mieli przyjśc a wciąż ich nie ma.. Naglę usłyszałam jak ktoś się krztusi, popatrzałam a przy stole starczy pan trzymał się za szyję i dusił się. Uderzyłam Juju w rękę i podbiegliśmy do niego, nikogo nie było na obiedzie gdyś przyszliśmy na wcześniejszą porę. Mężczyzna jadł rybę i musiała mu utknąc ośc w gardle, nie wiedziałam co robic, panikowałam i wołałam lekarzy. Bieber zaczął mu pomagac tak jak uczy się na pierwszej pomocy, w ten czas przybiegły do nas dwie pielęgniarki które były takimi ofermami że zauważyły co się dzieje i uciekłym. Wkurzyłam się i bałam że zaraz ten człowiek może stracic życie, chciałam biec po mojego lekarza lecz akurat pan wypluł ośc. Podałam mu szybko szklankę wody i pomogliśmy mu usiaśc. Zaczął dziękowac Justinowi i zarazem mnie, przytuliłam się do chłopaka i odeszliśmy od niego pozostawiając go w opiece pielęgniarki. Nie chciałam już jeśc, odnieśliśmy talerze a na zewnątrz zaczęło się przejaśniac.
-Justin, to takie odważne że pomogłeś temu człowiekowi. -uśmiechnęłam się tuląc go.
-Oj skarbie, tylko mu pomogłem. W końcu ktoś musiał. -stanęliśmy pod moimi drzwiami.- Za 15 minut przy wejściu? -uśmiechnął się.
-Dobrze. -pocałowałam go delikatnie w usta i weszłam do siebie.
Wyjęłam z torby bluzę i położyłam na łóżku, związałam włosy w kitka i poprawiłam delikatnie makijaż. Usiadłam na krzesełku i wyjęłam telefon, miałam sms od taty ''Kochanie muszę Ci coś powiedziec, dręczy mnie to od telefonu z mojej podróży. Będę u was wieczorem!''. Zmartwiłam się i przestraszyłam gdyż nie wiedziałam o co może mu chodzic. Westchnęłam i ubrałam bluzę, zamknęłam drzwi i szłam w stronę wyznaczonego miejsca. Ukochany już czekał uśmiechnięty i promienny, uwielbiam go takiego. Podeszłam i przytuliłam się.
-To gdzie idziemy? -spytałam.
-A zobaczysz. -uśmiechnął się i otworzył nam drzwi.
Uwielbiałam zapach po deszczu bądź burzy, rozglądałam się i nie było zbyt wielu ludzi w okolicy. Nie miałam pojęcia gdzie on mnie prowadzi. Uśmiechał się gdy zerkał na mnie a ja odwzajemniałam choc nie wiedziałam o co mu chodzi. Byliśmy na jakimś pustkowi, jedynie co widziałam to wielki budynek i konie obok niego.
-Jus gdzie my idziemy?
-Niespodzianka skarbie. -pocałował mnie w polik.
-Ugh.. No dobrze. -powiedziałam wzruszając ramionami.
-Teraz zamknę Ci oczy, dobrze? -kiwnęłam głową a on nałożył na moje oczy bandankę.- Ufasz mi?
-Tak ufam. -uśmiechnęłam się i złapałam go mocno za rękę.
Czułam jak idziemy po jakiś kamykach a później trawie. Gdy stanęliśmy pocałował mnie w czoło.
-Pamiętasz jak panicznie boisz się koni? -spytał.
-Tak pamiętam.. Dlaczego o to pytasz?.. -powiedziałam załamującym głosem.
Odwiązał mi oczy a przede mną stał ogromny brązowy koń. Przestraszyłam się i zaczęłam płakac, chciałam uciec lecz szatyn złapał mnie i przytulił.
-Spokojnie, on Ci nie zrobi krzywdy. -pocałował mnie w czoło.
Zmoczyłam lekko jego koszulkę od łez, nie chciałam się odwracac i stac twarzą w twarz z tym zwierzęciem, bałam się. Justin wziął moją rękę drżącą rękę i położył na szyi konia. Chciałam ja zabrac lecz mi nie pozwalał, czułam się dosyc bezpiecznie będąc w niego wtulona. Uspokoiłam się i odwróciłam, moje źrenice się powiększyły ale się już tak nie bałam jak na początku. Było nawet miło, jeździłam ręką po sierści konia i dawałam mu kawałeczki cukru w kostkach. Uśmiechałam się sama do siebie gdy to robiłam, wiedziałam że mogę przezwyciężyc strach gdy mam ukochanego obok. Podszedł do nas jakiś facet, był to chyba właściciel tej ogromnej farmy. Z Bieberem mówili sobie po imieniu i gadali normalnie a więc już pewnie się znali.
-A gdzie moje maniery! Witam. -podał mi rękę.- Jestem Josh a to moja farma. -zaśmiał się i pokazał do okoła ręką.
-Miło mi poznac, jestem Marta. -uśmiechnęłam się.- Zabrzmiało jak z jakiegoś filmu.
Zaśmialiśmy się we trójkę a znajomy opowiadał mi mnóstwo rzeczy o koniach o których nie miałam nawet zielonego pojęcia. Nagle przyniósł sprzęt na konia, zarzucił i zapiął wszystko dokładnie na nim a zaraz dziewczyna przyprowadziła jeszcze jednego konia. Wiedziałam że chodzi tu o jazdę, nie chciałam, znowu zaczełam się bac że spadnę. Lecz żaden z nich nie przejmował się tym że nie chcę, Justin wziął mnie na ręce i posadził na koniu, pokazał wszystko, podziękowałam i pocałowałam go. Usiadł na drugim koniu a Josh prowadził konie wychodząc na jakąś polanę. Bałam się i trzymałam z całych siły za smyczkę.
-No to sobie pojeździjcie a ja idę załatwic parę spraw. -po czym odszedł.
Jusowi najwidoczniej bardzo się podobało, jeździł na koniu dosyc dobrze. Uśmiechaliśmy się do siebie po czym zatrzymał swoje zwierze i był bardzo blisko mnie.
-Podoba Ci się? -pocałował mnie w polik.
-Tak, bardzo lecz trochę się boję że spadnę.
-Spokojnie, będziemy tylko na nich tak jakby spacerowali. -zaśmialiśmy się.- Później zostawimy je na farmie i pójdziemy na kolacje dobrze?
-Zgadzam się, skąd taki pomysł na to wszystko? -uśmiechnęłam się.
-Chciałem sprawic Ci przyjemnośc i byś w końcu przestała się ich bac. -poklepał konia po szyi.
-Dziękuję, to bardzo miłe. -pocałowałam go w usta.
Jeździliśmy po polanie i zauważyliśmy w oddali mały wodospad i jeziorko, przyspieszyliśmy konie i pojechaliśmy w tamto miejsce. Zatrzymaliśmy koniec, szatyn zszedł i zawiązał swojego konia do drzewa po czym pomógł mi i zrobił to samo z moim. Poszyliśmy na piasek i usiedliśmy przy wodzie. Było tu pięknie, woda przeźroczysta aż było widac własne odbicie i ryby które tam pływały, delikatny szum małego wodospadu, słońce wychodzące zza drzewa i głos ukochanego. Czułam się jak w siódmym niebie, zapewne chłopak też. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i nuciliśmy piosenki, zaczęliśmy trochę rozmawiac o naszym życiu za parę lat. Z nikim innym nie chciałam go dzielic jak z Justinem, szatyn powiedział mi to samo przez co uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na zawsze razem, tylko te słowa chodziły mi po głowie. Poczułam jak kropla wody kapnęła mi na polik a Juju ją starł. Nasze czoła złączyły się a ręce owinęły w okół szyi. Pocałował mnie delikatnie w górną wargę a potem dolną, uśmiechnęliśmy się do siebie i złączyliśmy nasze usta. Całowaliśmy się a kapiące krople deszczu na nas nie przeszkadzały nam, całował mnie tak namiętnie że rozpływałam się coraz bardziej za każdym dotykiem. Zaczęło padac mocniej  i grzmic, konie najwidoczniej się przestraszyły bo było je słychac. Wstaliśmy i pobiegliśmy w ich stronę, zaczęliśmy uspokajac i dosiedliśmy je. Szybkim galopem pędziliśmy w stronę farmy, poczułam jak koń wierci się i zaczyna podskakiwac. Bałam się że zaraz stanie na swoich tylnych nogach a ja spadnę.. Po nie całych 15 minutach byliśmy już na miejscu, Josh wziął konie i zaprowadził je do stajni. Weszłam by się z nimi pożegnac a Justin został na zewnątrz. Pocałowałam oby dwa w głowę i pogłaskałam, cieszyłam się że mogłam to zrobic. Wychodziłam już ze stajni gdy usłyszałam jak Justin kłóci się z kimś rozmawiając przez telefon. Krzyczał i wyklinał, niestety nie mówił żadnego imienia tylko że nie może mnie nikt dotknąc ani zranic..

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam że tak długo nie dodawałam ale niestety dużo nauki i obowiązki domowe zabierały mi ten czas.. Mam nadzieję że podobają wam się rozdziały i czytacie je:) Dziękuję za ponad 5 tysięcy wyświetleń!
Kto czyta ten komentuje kicie! :*

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 19

Oderwałam delikatnie usta i przytuliłam go mocno na co on mnie objął. Zgasiliśmy światło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czułam jak ciepłe promyki słońca przebijają się przez żaluzję, ale nie otwierałam oczu, chciałam jeszcze spac. Bałam się że jeszcze nie będę mogła chodzic, wolałam leżec i czuc oddech Justina na moim karku.
Niestety miłe leniuchowanie przerwała nam pielęgniarka, sprawdziła czy wszystko u nas i z nami dobrze po czym wyszła. Szatyn podniósł mnie i przytulił mocno dając buzi w czoło.
-Jeszcze 6 dni i wychodzimy skarbie! -uśmiechnął się.
-Ty wychodzisz szybciej, ja tu zostaje parę dni dłużej przecież.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Będę tutaj codziennie. Obiecuję. -złapał mnie z oby dwie dłonie.
Próbowałam wstac ale jeszcze nie mogłam, zdenerwowało mnie to i zasmuciło. Jus podał mi moje ciuchy z torby i poszedł do siebie. Przebrałam się i przyciągnęłam wózek by na niego usiąśc. Niestety nie poszło po mojej myśli, wózek się przewrócił a ja prawie spadłam z wysokiego łóżka. Zaraz zbiegły się pielęgniarki i wypytywały się co to za huk, co się stało. Pomogły mi na nim usiąśc i wyszły, podjechałam do umywalki i zrobiłam poranną toaletę. Dosłownie gdy odłożyłam rzeczy by wyjechac z pokoju w progu stał już Justin. Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie, pojechaliśmy na śniadanie by coś zjeśc. Znowu to samo miejsce, Ci sami ludzie lecz w tłumie zdawało mi się że widziałam Alberta. Ale to tylko przywidzenia, to moja wyobraźnia. Chłopak poszedł nam po omlety z owocami a ja szukałam w tłumie Alba, niestety nie ujrzałam jego. Siedziałam zamyślona i wpatrywałam się w ludzi, ocknęłam się gdy Juju podał mi talerz z jedzeniem. Uśmiechnęłam się do niego i puściłam oczko miałam nadzieję że nie będzie się o nic wypytywał lecz zbyt dobrze go znałam.
-Kicia co Ty taka zamyślona? -zapytał odkładając sztucce.
-Rozmyślałam sobie nad dzisiejszym dniem. -nie cierpię go okłamywac ale nie chciałam by się zdenerwował.
-I coś wymyśliłaś?
-Może wypuszczą nas tutaj gdzieś na plażę? -uśmiechnęłam się.
-Przepraszam że tak powiem ale z tym wózkiem chcesz iśc? -zapytał zdumiony.
-Jeśli to nie będzie dla Ciebie kłopot to z wielką chęcią. -powiedziałam oschle.
-Jasne. -zdawało mi się że powiedział to z sarkazmem.
Nie przejmowałam się, jadłam i patrzałam przez okno. Odłożyłam talerz, nie miałam dziś zbyt wielkiego apetytu. Szatyn złapał mnie za rękę i popatrzał mi w oczy, uśmiechnęłam się miło i pokazałam oczami że chcę już iśc. Odniósł szybko naczynia a ja w tym czasie poczułam kogoś dłoń na ramieniu. Przestraszona odwróciłam delikatnie głowę i zauważyłam właśnie jego, właśnie Alberta. Krzyknęłam na całą stołówkę a Bieber od razu stał obok mnie.
-Co tu kurwa robisz? Nie wystarcza Ci że zrobiłeś nam krzywdę gnoju? -złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany.
-Chciałem tylko zabaczyc jak Marta się czuje i przeprosic, byłem kompletnie zalany i nie wiedziałem co robię. -powiedział cichym głosem.
-Wypierdalaj z tymi przeprosinami. -powiedział stanowczo.
-Odpierdol się ode mnie, nie przyszedłem tu do Ciebie. -odepchnął Justina.
-Marta jest moja, możesz sobie o niej kurwa pomarzyc. -walnął mu z pięści w twarz.
Przestraszyłam się i nagle poczułam mrowienie w moich nogach, odpięłam pasek i wstałam. Nie patrzałam na nogi ani na sowje ciało, nie myślałam teraz o tym. Musiałam ich rozdzielic, wszystkie oczy ludzi ze stołówki patrzały się na nas. Alb wstał i zaczęli okłądac się pięściami, Bieber miał przewagę. Krzyczałam by nam ktoś pomógł niestety ludzie tylko siedzieli jak zamurowani. Podbiegłam do nich i dostałam z łokcia od szatyna.. Upadłam na ziemię, zaczęłam płakac z bólu, podniosłam się i uciekłam do jakiegoś małego pomieszczenia. Mogli się tam teraz pozabijac, ja tylko czułam jak cała się trzęsę i łzy cieknące po moich policzkach. Uspokoiłam się i zaczęłam dotykac swoich nóg, nie mogłam uwierzyc że wstałam. Myślałam że będzie to w jakimś miłym momencie z ukochanym.. Wstawałam, siadałam, zginałam nogi, chciałam miec pewnośc że nic z nimi się nie stało. Postanowiłam wyjśc, uchyliłam lekko drzwi i zauważyłam jak w moją stronę zmierza Juju i trzyma chusteczkę przy nosie. Wiedziałam że coś się stało, zamknęłam szybko drzwi i oparłam się o nie. Chciałam jeszcze chwilę zostac sama lecz ktoś się dobijał. Otworzyłam delikatnie, mogłam się spodziewac że był to szatyn. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, usiadł obok mnie a ja odsunęłam się lekko.
-Kochanie nic Ci nie jest? Nie chciałem.. -objął mnie.
-Próbowałam was rozdzielic lecz dostałam po buzi, nawet nie zauważyłeś jak wstałam.. -otarłam oczy. -gdy uciekłam jakoś też za mną nie pobiegłeś tylko dalej okładałeś go pięściami.
-Nie potrzebnie tu przychodzi, gdy go widzę mam chęc go zabic. Nie rozumiesz tego? -wstał.
-Chciał tylko przeprosic, chciał wyjaśnic a Ty co? Od razu do bicia? -siedziałam dalej.
-Widzę że bardziej jesteś po jego stronie. -zacisnął pięśc, wiedziałam że się złości.
-Nie jestem po niczyjej stronie, mam dosyc. Wychodzę. -otworzyłam drzwi i zaczęłam iśc długim korytarzem.
Nie oglądałam się lecz mnie wołał bym się zatrzymała, słyszałam jak biegnie w moją stronę. Złapał mnie za ramie i obrócił w swoją stronę łapiąc za biodra. Spojrzał mi głęboko w oczy i szepnął w usta ''Przepraszam'', przeszły mnie ciarki. Pokiwałam głową i zaraz wpoił się w moje usta. Nie potrafiłam mu nie wybaczyc i gniewac się na niego, był wspaniały. Wziął mnie na ręce i patrzał się na moje nogi uśmiechając się.
-Justin chodź pójdziemy do lekarza z tym Twoim nosem, wciąż krwawisz.
-Nie ma po co, zaraz przestanie. -uśmiechnął się i zaczął iśc w stronę pokoju.
-Co za problem by wstapic do tamtych drzwi? -pokazałam palcem.
-Mówiłem że nie musimy, Ty się mną zaopiekujesz. -dał mi buzi w polik.
Weszliśmy do jego pokoju, postawił mnie a ja namoczyłam wacik i wytarłam jego krew. Przebrał koszulkę bo miał gdzieniegdzie zacieki czerwonej substancji. Położyliśmy się na łóżku i mizialiśmy, naszła mnie dobra myśl.
-Justin! Nie czuję nóg! -powiedziałam przestraszona i zaczęłam je klepac.
-Co?! Jak to?! -zdarł ze mnie spodnie i ściskał nogi.
-Ała boli! -krzyknęłam.
-Okłamałaś mnie! Jak tak mogłaś? -powiedział lekko oburzony i odwrócił się.
-Przepraszam, to taki mały żarcik. -przytuliłam się do niego od tyłu i złożyłam pocałunek na jego szyi. -Wybaczysz mi skarbie?
Odwrócił się i popatrzał mi w oczy, wiedziałam że zrobił to specjalnie. Zaczęliśmy się śmiac sami z siebie i łaskotac. Śmialiśmy się głośno, spadliśmy z łóżka. Przestraszyłam się że coś stało się Justinowi i od razu wstałam podnosząc go. Usiedliśmy na łóżku i przytuliłam go mocno.
-Nic Ci nie jest pysiu? -spojrzałam na niego.
-Nie, jedynie bolą mnie trochę plecy. -zaśmiał się.
Podniósł moją głowę delikatnie za podbródek i składam czułe pocałunki na moich ustach, położył nas i całował mnie po szyi. Rozległo się pukanie do drzwi, zakryłam się kołdra bo byłam bez spodni, jeszcze by coś podejrzewali. Szatyn otworzył drzwi a w nich stała policja.. Zamurowało mnie, chłopak popatrzał się na mnie i przełknął głośno ślinę. Panowie w mundurach się nam przedstawili, powiedzieli że chodzi o pobicie Alberta Nelsona. Bieber zaczął się tłumaczyc że to nie jego wina, poniosły go emocje i chodziło tu o potrącenie nas i wynikła z tego taka afera. Musieliśmy im zeznawac, spisali nas i pojechali oznajmiając że przyjadą tu jutro bądź pojutrze. Nie bałam się już tak, powiedzieli że to nic wielkiego i że nie będzie z tego afery. Leżeliśmy wtuleni w siebie i patrzeliśmy się w sufit, opowiadaliśmy sobie różne wspomnienia z dawnych czasów aż przypomniało mi się że dziś mieli wpasc znajomi. Poszliśmy do mnie, spojrzałam na telefon i 14 nieodebranych połączeń od Claudii. Zadzwoniłam do niej szybko, dogadałyśmy się że przyjdą po obiedzie. Rozłączyłam się i wyszliśmy na korytarz na balkon. Oparłam się o poręcz i patrzałam na piękne morze, szatyn objął mnie od tyłu i splótł nasze palce. Oparłam głowę o jego ramię i nuciliśmy różne piosenki śmiejąc się.
-Mieliśmy iśc nad morze. -powiedziałam robiąc smutną minę.
-Możemy iśc w każdej chwili. -obrócił mnie i uśmiechnął się.
-To chodźmy! -pociągnęłam go za rękę. -Chodź, chodź, chodź!
-Jaka Ty napalona na tą plażę! -zaśmiał się.
-Nie tak bardzo jak na Ciebie. -puściłam mu oczko.
Zatrzymał się i złapał mnie za biodra przyciągając mnie tak blisko siebie że między nami nie było żadnej pustej przestrzeni. Spojrzał mi głęboko w oczy i w tym samym czasie uśmiechnęliśmy się do siebie. Po chwili nasze usta się złączyły a języki walczyły o dominację, błądziłam ręką po jego ciele a on wziął mnie na ręce i oparł o ścianę. Oderwałam delikatnie usta i spojrzałam mu w oczy.
-Mieliśmy iśc na plażę. -uśmiechnęłam się.
-Plaża na nas zaczeka. -uśmiechnął się łobuzersko.
Wpoił się w moje wargi , nogą kopnął w jakieś drzwi otwierając je. Weszliśmy i zaczął mnie rozbierac.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak minęła wam majówka? :) Mi w miarę okej. Postaram się dodac we wtorek nowy rozdział!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE :) :*

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 18

Chłopak był nieprzytomny, cały zakrwawiony tak jak ja, do moich oczu napłynęło więcej łez. Wprowadzili mnie na jakąś salę a jego zawieźli dalej..
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przełożyli mnie delikatnie na ogromne łóżko, lampy świeciły prosto na mnie, wszędzie widziałam krew. Pielęgniarka która szła obok mnie od wjazdu do szpitala dała mi jakiś zastrzyk po którym zasnęłam.
Poczułam jakąś ciepłą rękę na moi ramieniu przez co się przebudziłam. Moje oczy wypełniły się łzami gdy zobaczyłam płaczącego tatę nade mną. Przytulił mnie z całych sił całując w czoło.
-Tato co się stało? -zapytałam ocierając łzy i uspokajając się.
-Mieliście z Justinem wypadek. -usiadł obok mnie- byłaś w śpiączce przez 4 dni.
-Jak to? Nic nie pamiętam.. -złapałam go za rękę- jedynie zakrwawionego Jusa, gdzie on jest?! -wstałam dynamicznie przestraszona.
-Leży parę sal obok, strasznie martwiliśmy się o Ciebie. On codziennie siedział przy Tobie i leciały mu łzy tak jak mi. Baliśmy się że się nie obudzisz.. -powiedział załamującym się głosem.
-Tato, ale z nim wszystko dobrze? -nie interesowało mnie moje zdrowie tylko ukochanego.
-Tak, ma tylko połamane dwa żebra. -wstał i zmierzał ku drzwi.- pójdę po lekarzy i chłopaka. -wyszedł.
Oglądałam swoje ciało, na nogach i rękach widziałam siniaki. Jedynie co mnie bolało to kark ale znosiłam to, chciałam tylko go ujrzec. Weszli lekarze a za drzwiami widziałam Jusa z tatą, moje serce zaczęło bic szybciej chciałam już usłyszec jego głos i wtulic się. Doktorzy sprawdzali czy nic nie mam połamanego, moją temperaturę, ciśnienie i jeszcze inne rzeczy. Stwierdzili że mogę miec problemy z kręgosłupem i zapiszą mnie na rehabilitacje. Gdy wyszli chciałam wstac ale moje nogi mi nie pozwalały, przestraszyłam się i zawołałam tatę za którym wpadli lekarze. Powiedziałam że nie mogę poruszac nogami, wszyscy się przestraszyli a ja nie wiedziałam o co chodzi. Później mają mnie zabrac na jakieś badania. Wszedł Justin, czułam jak rozchodzi się ciepło po całym ciele od mojego serca. Nie powiedzieliśmy ani słowa, wtuliliśmy się w siebie uraniając łzy jakbyśmy nie widzieli się parę miesięcy. Nasze wargi nie odłączały się od siebie, z uścisku jego ramion nie chciałam byc wypuszczona. Mogłam byc wtulona w niego cały czas, czułam się w nich bezpieczna.
-Kochanie -przetarł twarz- wszystko w porządku? Jak się czujesz? -trzymał mnie mocno za rękę.
-Wszystko dobrze tylko nie mogę ruszac nogami i o to się boję.. A jak z Tobą? Coś Ci się stało?
-Miałem zszywany tył głowy i tylko gdzieniegdzie mam siniaki i jakieś małe rany, a tak to wszystko okej.
-To dobrze, kamień z serca mi spadł. Co się stało?.. -powiedziałam nie odrywając wzroku od jego czekoladowych oczu.
-Pamiętasz jak stanęłaś na drodze bo myślałaś że jedzie to Christian? Był to Twój cholerny Albert który przyspieszył a Ty nie uciekałaś z drogi, ani się nie ruszyłaś. Musiałem rzucic się na Ciebie, chciałem abyśmy uciekli dalej niż pędzące na nas auto które stuknęło nas i odlecieliśmy do rowu. -przytulił mnie mocno.
Zamilkłam.. Albert? Jak on tak mógł? Nie wiedziałam że posunie się do czegoś takiego. Nie puszczałam szatyna ani na chwilę. Zaczęliśmy sprawdzac moje nogi, czułam ciepły dotyk jego rąk i swoich, bolało mnie jak się uderzyłam ale nie mogłam nimi poruszyc.. Słońce padało prosto na nasze twarze. Nasze usta znowu się złączyły, ukochany położył się delikatnie na mnie i pieścił moje ciało. Poczułam jak moja prawa noga podskoczyła, nie zareagowałam i czerpałam szczęście z tej chwili z Jusem. Usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi i oderwaliśmy się od siebie. Przyszedł mój tato i oznajmił że pielęgniarki zaraz zabiorą mnie na badania związane z nogami. Przytuliłam się mocno Biebera ze łzami w oczach, położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku, spojrzał w oczy i powiedział ''Skarbie, wszystko będzie dobrze'' po czym pocałował mnie w czoło. Pożegnałam się z nim i tatą na tą chwilę i przyszły dosyc miłe kobiety które zawiozły mnie do ogromnej sali. Rozglądałam się a w niej było mnóstwo różnych sprzętów, było nawet przytulnie przez co aż tak się nie bałam. Lekarz którego widziałam wcześniej ściskał moje nogi i pytał się czy to czuję, odpowiadałam że tak i że wcześniej moja prawa noga sama podskoczyła na co się uśmiechnął. Opowiedział mi że jego żona po wypadku samochodowym miała taki sam przypadek, to jest przez szok i strach. Powiedział że za dwa góra trzy dni będę mogła już chodzic. Uśmiechnął się i posadził mnie na krzesełku. Pielęgniarka odwiozła mnie do pokoju a Juju wziął na ręce i położył delikatnie na łóżku. Powiedziałam jemu i tacie dokładnie to samo co mi lekarz i do taty ktoś zadzwonił. Usłyszałam damski głos, wyszedł z pomieszczenia. Chłopak miział moją rękę i siedział na łóżku patrząc mi w oczy.
-Ile dni musisz jeszcze tutaj byc? -uśmiechnął się.
-Nie mówili mi, pewnie jakiś tydzień.. -powiedziałam smutnym głosem.
-Ja około pięciu dni. Claudia poinformowała innych o tym wypadku i odebrała Twoje świadectwo. Zadzwoniłem by jutro lub pojutrze przyszli, pewnie chcesz ich ujrzec.
-Tak! Dziękuję Ci że się mną tak opiekujesz. -podniosłam się i pocałowałam go czule.
Uśmiechnął się i szepnął na ucho ''Kocham Cię'', przytuliłam go z całych sił i spojrzałam w oczy po czym powiedziałam ''Ja Ciebie też, nad życie''. Przyszedł czas obiadu, szatyn posadził mnie na wózku i zjechaliśmy do stołówki. Czułam się niezręcznie na nim jadąc.. Wszyscy patrzyli się na nas, pewnie zaraz będzie tu mnóstwo fanów, dziennikarzy i tym podobnym. Usiedliśmy w stoliku w kącie obok okna z którego był widok na morze, szpital stał na górze i był piękny. Ukochany przyniósł nam posiłek i zaczęliśmy jeśc karmiąc się wzajemnie i śmiejąc z tego. Nie interesowali nas ludzie, a nawet paparazzi którzy byli już za oknem i w szpitalu. Justin zadzwonił do któregoś ze swoich ludzi i oznajmił że muszą zrobic z tym porządek i niech do mediów nie wpłyną jakieś kłamstwa. Skończyliśmy jeśc i Jus zawiózł mnie na balkon. Usiadł obok mnie i oparł się o moje kolana, patrzeliśmy na piękne widoki i nuciliśmy różne piosenki chłopaka. Zaczęliśmy gadac o jego karierze przez co zrobiło się trochę nie miło, on chciał ją za niedługo skończyc by móc miec mnie na codzień, nie wyjeżdżac na żadne trasy i założyc rodzinę. Dla mnie byłoby to za wcześnie on ma dopiero 19 lat a ja za miesiąc skończę 18, nie chciałam by kończył karierę. Umówiliśmy się że ustalimy wspólnie ze Scooterem dla niego trasę w którą z czasem pojadę z nim. Poczułam wibracje telefonu, odebrałam.
-Marta w końcu się obudziłaś! Jak się czujesz? -krzyknęli razem wszyscy przyjaciele.
-Jacy wy kochani! Dobrze, siedzimy właśnie z Justinem na balkonie. -uśmiechnęłam się do szatyna.
-Nie przeszkadzamy wam? -zaśmiała się Claudia.
-Nie głuptasie, kiedy wpadniecie? Smutno tu trochę bez was.
-Postaramy się jutro, obiecujemy! -krzyknęli chórem.-My będziemy kończyc, jedziemy na zakupy.
-Okej, kochamy was. Pa! -powiedzieliśmy z Juju.
-My was też! Pa! -rozłączyli się.
Gadaliśmy trochę o naszych znajomych z ukochanym, cieszyliśmy się że mamy tak wspaniałych przyjaciół na których zawsze można liczyc. Przyszedł tato, pogadał chwilę ze mną o przeprowadzce. Sam wszystko zawiózł do nowego mieszkania i gdy wyjdę ze szpitala będę mogła zamieszkac już z Bieberem. Przytuliłam go z całych sił i podziękowaliśmy z chłopakiem. Pożegnaliśmy się z nim i poszliśmy do pokoju mojego skarba. Położył mnie delikatnie na łóżku i siedział obok mnie. Spojrzałam na zegarek i dochodziła już 17, nie wiedzieliśmy co robic przesz półtorej godziny do kolacji. Jus włączył tv i położył się obok mnie, leciały popołudniowe wiadomości. Nic ciekawego w nich nie mówili i chcieliśmy przełączyc lecz nagle pojawił sie komunikat że jesteśmy w szpitalu. Były też zdjęcia na których śmialiśmy się razem i karmiliśmy się nawzajem. Komentator oznajmił że z nami wszystko w porządku, nie rzyczymy sobie żadnych nietypowych gości i że za niedługo wychodzimy. Uśmiechnęłam się i dałam buzi w skroń chłopaka, był wspaniały ze umiał tak wszystko pozałatwiac. Przełączyliśmy kanał i oglądaliśmy jakiś dramat, komentując go i śmiejąc się. Uśmiech nie schodził nas z twarzy, byliśmy dla siebie stworzeni. On dopełniał mnie a ja jego, kochałam go ponad wszystko. Szybko zleciał nam czas, pielęgniarka oznajmiła że można już schodzic na kolację. Zawiózł mnie do mojego pokoju, odłożyłam telefon i wzięłam bluzę. Chciałam już chodzic, zdawało mi się że byłam ciężarem dla niego. Musiał mnie w kółko wozic i kłaśc albo posadzac. Nagle stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i klęknął.
-Skarbie nie martw się, dla mnie to czysta przyjemnośc że mogę Cię co chwile nosic bądź wozic. -uśmiechnął się i pocałował moją dłoń.
Nie wiedziałam co powiedziac, tak jakby własnie przeczytał mi w myślach. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go czule w usta. Zjechaliśmy windą na stołówkę i usiedliśmy tam gdzie na obiedzie. Bieber przyniósł nam tosty i ciepłe kakao. Zajadaliśmy ze smakiem, aż nagle w oddali zauważyłam niewysokie dwie dziewczyny ubrane na fioletowo. Domyśliłam się że to kochane Belieberki Jusa, szturchnęłam go i pokazałam je. Pomachaliśmy im uśmiechając się, biedne dziewczyny aż uroniły łzy. Było mi ich trochę smutno, spojrzałam Jusowi w oczy i zawołałam je a one od razu przybiegły.
-Jak macie na imię? -spytałam podając chłopakowi dwie kartki i długopis.
-J..J..Ja jestem Olivia a to Ann -jąkała się i wzięła autografy od swojego idola.
-Nasza przyjaciółka ma na imię Ann. -uśmiechnął się i puścił im oczko wstając.
-Kochacie mojego faceta? -zrobiłam się poważna a one chyba się przestraszyły i pokiwały głową. -To dobrze, są nas miliony. -zaśmiałam się a Juju pocałował mnie w usta i szepnął mi na ucho ''Tylko Ty mnie kochasz najbardziej a ja Ciebie''.
Przytulił je i zrobił sobie z nimi zdjęcie po czym dziewczyny odeszły i skakały z radości. To takie wspaniałe że można tak łatwo spełniac ich marzenia. Jedliśmy dalej i nagle wpadłam na pomysł.
-Jus! Może gdy wyjdziemy ze szpitala i odpoczniemy chwilę spotkasz się ze swoimi fanami? Przynajmniej z połową, to będzie wspaniałe by spełniac ich marzenia. Od razu się zgodził! Byłam mega zadowolona i szczęśliwa że mogę zrobic coś takiego. Posprzątaliśmy po sobie, odwiozłam naczynia a cała sala patrzała się na mnie co mnie trochę bolało ale się nie przejmowałam i pojechaliśmy do mojego pokoju. Długo siedzieliśmy na stołówce ponad półtorej godziny. Położyliśmy się na łóżku tak że patrzeliśmy przez okno w gwiazdy. Zobaczyliśmy spadającą, zamknęliśmy oczy i pomyśleliśmy życzenia. Miałam nadzieję że moje się spełni, położyłam się wygodnie i pocałowałam Biebera w nosek po czym się w niego wtuliłam. Objął mnie swoim ramieniem i dochodziła już 22. Nie chciałam by stąd szedł i spał w innym pokoju ale doktorzy nalegali. Uroniłam łzę i popatrzałam się w ich oczy, powiedziałam cichym głosem ''proszę, niech zostanie'', lekarzy chyba to ujęło i zgodzili się. Jeden z nich uśmiechnął się do mnie szeroko i pokiwał palcem, wiedziałam o co mu chodzi i zaśmiałam się z szatynem. Wszedł do mojego łóżka i wtulił się we mnie składając pocałunek na moim obojczyku. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię Justin. -pocałował go delikatnie.
-Ja Ciebie też Marcia. -szepnął mi w usta i zaczął czule całowac.
Oderwałam delikatnie usta i przytuliłam go mocno na co on mnie objął. Zgasiliśmy światło i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że rozdziały wam się podobają:) Będę dodawała co dwa-trzy dni nowe!
KTO CZYTA TEN KOMENTUJE! :*